Ogłaszam mobilizację PiS i całej Zjednoczonej Prawicy; to nie jest hasło, to jest objazd kraju. Stara, wypróbowana metoda – tak swoje przemówienie na konwencji PiS w podwarszawskich Markach zakończył Jarosław Kaczyński.
Mowa prezesa była jedynym punktem programu tej imprezy. Mateusz Morawiecki został obsadzony w roli dekoracji, podobnie jak inni prominenci PiS oklaskujący Kaczyńskiego z przednich rzędów: Beata Szydło, Mariusz Błaszczak, Mariusz Kamiński, Elżbieta Witek czy intensywnie potakujący prezesowi Przemysław Czarnek.
Koalicjantów – Zbigniewa Ziobry i Adama Bielana – nie było zaś wcale. To spora zmiana w porównaniu ze zwyczajem ostatnich lat; tego rodzaju imprezy wyglądały przeważnie tak, że poza prezesem dostęp do mikrofonu miało paru innych polityków, zwykle premier i liderzy partii satelickich.
Konwencja w Markach była zaś w gruncie rzeczy jednoosobowa, choć tłumna. Działacze nie zmieścili się w zbyt małej sali, za co Kaczyński zresztą przeprosił; sprytny zabieg, który już na wstępie miał świadczyć o podwyższonej mobilizacji struktur.
Czytaj też: Drugie wejście Dudy. Czy prezydent znowu uratuje prezesa?
Kaczyński prześlizgnął się po przyszłości
Co miał do powiedzenia lider obozu władzy? Sekretarz generalny PiS Krzysztof Sobolewski mówił wcześniej dziennikarzom, że prezes „podsumuje dokonania ugrupowania, a także przedstawi nasze propozycje i plan działań na najbliższe miesiące”. Ponadgodzinne wystąpienie było jednak bardzo mocno wychylone w przeszłość, po przyszłości Kaczyński jedynie się prześlizgnął. Swoją mowę utkał z wątków, które wybrzmiewają od lat w przekazie partii rządzącej.
To był krótki kurs najnowszej historii Polski tak, jak ją dziś widzi prezes. Do 2015 r. były w niej dwa momenty, gdy działo się dobrze (rządy Jana Olszewskiego i pierwsze PiS w latach 2005–07); zasadniczym mankamentem był jednak w obu tych przypadkach deficyt większości parlamentarnej. Pozostałe lata to czas, gdy triumfowała mikromania narodowa, przeciwnicy PiS budowali państwo bezradne, a pieniądze były rozkradane. Dobre słowo Kaczyński znalazł jedynie dla premiera Jerzego Buzka, którego pochwalił za próbę dywersyfikacji źródeł energii.
Czytaj też: PiS się spina na wybory. Kaczyński ma kilka zmartwień
Sukcesy PiS: 500 plus i przekopy
A potem przyszedł PiS i wszystko odmienił. Kaczyński długo wyliczał to, co uważa za największe osiągnięcia swoich rządów: zwiększenie dochodów państwa i nakładów na politykę społeczną (500 plus i tzw. 13. emerytury), obniżenie wieku emerytalnego, budowę dróg, przekopy wszystkiego, co trzeba przekopać, uratowanie górnictwa („wiadomo, były katastrofy, ale na to nie ma sposobu”), zwiększenie wydatków na politykę obronną i postępy w uniezależnianiu się od dostaw surowców z Rosji.
Lider PiS chwalił się też wielkimi inwestycjami, większymi nawet niż te za PRL, a za najważniejszą z nich uznał budowę Centralnego Portu Komunikacyjnego („CPK odpowie na pytanie, czy w Berlinie, czy w Warszawie”).
Kaczyński przyznał się do jednej dużej porażki, czyli polityki mieszkaniowej; tu znów pojawiło się zresztą odniesienie do czasów Gierka, gdy budowało się więcej mieszkań.
Czytaj też: Przez boisko na lotnisko. CPK obrasta w nowe absurdy
Bruździ opozycja, brużdżą media
Usłyszeliśmy też o trudnych warunkach, w jakich przyszło działać Zjednoczonej Prawicy. Bruździ opozycja, przez którą Polska nie dostała pieniędzy z Unii, brużdżą media („choć jakiś pluralizm został przywrócony”), a w ciągu ostatnich lat doszły zagrożenia w postaci epidemii, kryzysu na granicy z Białorusią, wojny w Ukrainie i inflacji (w nomenklaturze pisowskiej – putinflacji; wzrost cen zdaniem rządzących jest wynikiem działań Rosji).
– Mamy dobry rząd i Polacy powinni zrobić wszystko, by ten rząd kontynuował swoją misję – powiedział pod koniec przemówienia Kaczyński, tuż przed ogłoszeniem „mobilizacji” i objazdu polityków PiS po Polsce.
Prezes nie powiedział jednak, z czym mają jeździć ci politycy. Padło jedynie ogólnikowe zapewnienie, że „opanujemy inflację”. Nie było bodaj ani jednej wzmianki o Polskim Ładzie (a PiS zainwestował w ten program niemało), cicho było o Krajowym Planie Odbudowy, Kaczyński nie ogłosił żadnego nowego programu socjalnego. Czy Polacy z niepokojem śledzący rosnące ceny benzyny, energii i żywności mają cieszyć się z przekopu Mierzei Wiślanej i pozwolenia na zbieranie chrustu?
Czytaj też: Teraz 700 plus. PiS jak strażak piroman, podpala, by gasić
Prezes zaczął od przeglądu wojsk
Wniosek, że konwencja w Markach okazała się porażką PiS i świadectwem, że rządzący nie mają już nic nowego do powiedzenia, że się do cna wypalili i pogodzili z porażką, byłby jednak przedwczesny. Do wyborów pozostał ponad rok (na skrócenie kadencji dziś się nie zanosi), na pomysły stricte wyborcze przyjdzie jeszcze czas. Objazd polityków po kraju posłuży zbadaniu oczekiwań Polaków, a potem będzie można dostosować strategię do tego, co się na spotkaniach ze zwolennikami usłyszy. Konwencja w Markach była adresowana przede wszystkim do aparatu partyjnego PiS – miała obudzić działaczy, przypomnieć im o prawicowych imponderabiliach i zmusić do aktywności. Kaczyński przed wyjściem w pole zaczął od przeglądu wojsk.
Czytaj też: Drukują pieniądze, robią prezenty