Polskie władze otworzyły zamkniętą od września zeszłego roku trzykilometrową strefę wzdłuż granicy z Białorusią. Mieszkańcy 183 miejscowości przestaną żyć w strefie zmilitaryzowanej. Powrócą turyści i dziennikarze. Co znajdą w lasach? Co władza chciała ukryć przed opinią publiczną, tworząc zakazaną strefę?
„Po jedenastu miesiącach kryzysu humanitarnego obserwujemy na terenie pogranicza polsko-białoruskiego postępujący wzrost skali przemocy, dehumanizacji migrantów przez przedstawicieli służb obu państw oraz łamania praw człowieka zarówno wobec osób migrujących, jak i osób niosących pomoc humanitarną” – czytamy w ogłoszonym przed otwarciem strefy raporcie Fundacji Helsińskiej zatytułowanym „Gdzie prawo nie sięga”.
To kolejny dokument organizacji zrzeszonych w Grupie Granica: w kwietniu raport wydała Amnesty International, w maju Fundacja Ocalenie. Dwa raporty przedstawił też Human Rights Watch. Powstają na podstawie dokumentacji zbieranej przez wolontariuszy, organizacji i osób prywatnych, od sierpnia ubiegłego roku ratujących życie kobiet, mężczyzn i dzieci, wobec których państwo polskie zawiesiło wszelkie prawa człowieka. Powodem tego wyjęcia spod prawa jest nielegalne przekroczenie granicy, czyli zaledwie wykroczenie.
Nie są za to karani. Większość formalnie nie jest przez państwo polskie zauważana. Nie ujmuje się ich w statystykach, nie są formalnie zawracani. Nie wszystkie ich ciała są zabierane i grzebane. Rodziny nierzadko nie dostają od polskich władz żadnych informacji. Grupa Granica na podstawie zgłoszeń rodzin odnotowała dotychczas 187 przypadków zaginięć. Trudno ustalić los tych ludzi, bo Straż Graniczna nie prowadzi ewidencji osób, wobec których zastosowała tzw. zawrócenie na mocy rozporządzenia szefa MSWiA. Nic nie wiadomo, czy istnieje taka lista osób cofanych na podstawie tzw. ustawy wywózkowej (działa od listopada). Wiadomo, że nie wydano do niej przepisów wykonawczych precyzujących tryb zawracania. Wiadomo, że oficjalnie po polskiej stronie znaleziono 16 ciał.
Czytaj też: Spotkanie w mroku. Czy polski patrol natknął się na specnaz?
HFPCz: Uchodźcy zastraszani, szczuci psami
Raport Fundacji Helsińskiej skupia się na łamaniu prawa – polskiego i międzynarodowego prawa humanitarnego – przez polskie władze. Zaczynają to potwierdzać sądy, rozpatrując sprawy wnoszone przez uchodźców z pomocą wolontariuszy. Na początek Sąd Najwyższy, badając sprawę dziennikarzy zatrzymanych w strefie, stwierdził, że stan wyjątkowy został tam wprowadzony bez zachowania wymaganej przez konstytucję niezbędności i proporcjonalności zakazów, czym naruszył prawo społeczeństwa do informacji i wolność mediów, oraz wbrew zakazowi niehumanitarnego traktowania (nie dopuszczając do strefy pomocy humanitarnej).
Sądy nie uznają za legalne działań opartych na ustawie wywózkowej, pozwalającej zawracać osoby, które przekroczyły granicę w miejscu do tego nieprzeznaczonym. Nie uznają, że ta ustawa zwolniła władze od obowiązku wszczynania formalnych postępowań wobec tych ludzi, że odebrała im prawo do składania wniosków o ochronę międzynarodową, do poszanowania godności, humanitarnego traktowania, w tym nakarmienia i udzielenia pomocy medycznej. Nie mówiąc o tym, że nie zniosła zakazu tortur i okrutnego traktowania.
Wnioski z raportu:
- Opierając się na niezgodnym z prawem unijnym i międzynarodowym ustawodawstwie, polskie służby prowadzą nielegalne wywózki polegające na zbiorowym odsyłaniu uchodźców do Białorusi bez wszczęcia wobec nich przewidzianych prawem procedur administracyjnych;
- Funkcjonariusze ignorują prośby o umożliwienie złożenia wniosku o azyl, co narusza art. 56 konstytucji;
- Uchodźcy, m.in. przy pomocy broni palnej i szczucia psami, zmuszani są przez polskie służby do przekraczania granicy przez płot żyletkowy, bagna lub rzeki graniczne, co narusza zakaz niehumanitarnego traktowania, naraża zdrowie i życie. Tu cytat z relacji jednego z uchodźców uratowanych przez wolontariuszy: „Polscy funkcjonariusze zawieźli mnie do rzeki. Kazano mi wysiąść z samochodu i podejść do brzegu rzeki. Wtedy zrozumiałem, że chcą, żebym tam wszedł. Dla mnie było to bardzo ciężkie przeżycie, bo nie umiem pływać. Bałem się bardzo. Powiedziałem im, że nie umiem pływać, ale oni śmiali się ze mnie. Wyciągnęli pistolet wymierzony w moim kierunku i zaczęli krzyczeć, że mnie zabiją, jeżeli nie pójdę. Nie miałem innego wyjścia. (...) Bałem się bardzo, że się utopię. Oni stali na brzegu i śmiali się ze mnie”;
- Zawracane do lasu, „na drut”, jak mówią wolontariusze, są dzieci bez opieki, osoby niepełnosprawne, kobiety w ciąży czy ofiary handlu ludźmi, którym według międzynarodowego prawa należy się szczególna pomoc;
- Działania polskich władz narażają życie i zdrowie uchodźców. Oficjalnie wiadomo o 16 ofiarach śmiertelnych wywózek znalezionych po polskiej stronie. Jednak z relacji uchodźców wynika, że w lasach znajduje się wiele ciał zmarłych. Polskie służby potrafią zignorować informacje o nich: „Mówiliśmy polskim funkcjonariuszom, że tam jest ciało. Nie chcieli nas słuchać. Zapakowali nas w auto i wywieźli do Białorusi” (fragment relacji);
- Zawraca się uchodźców na Białoruś, mimo że prawo – także polska ustawa wywózkowa – zakazuje wydalania do kraju, w którym bezpieczeństwo danej osoby może być zagrożone. O tym, że na Białorusi jest zagrożone, świadczą liczne relacje uchodźców bitych, szczutych psami i zawracanych siłą, pod bronią, na polską stronę.
Raport Fundacji Helsińskiej opisuje też naruszenia prawa wobec miejscowej ludności, w tym osób niosących pomoc uchodźcom. Naruszana jest ich swoboda poruszania się, są bez przerwy legitymowane, przeszukiwane są ich domy, gospodarstwa, samochody, muszą się ciągle tłumaczyć, gdzie i po co idą/jadą.
„Tym, którzy pomagają uchodźcom, czyni się różnego rodzaju szykany, w tym napuszcza się kontrole, np. Urzędu Skarbowego, zatrzymując auto, informuje się, że jest na jakiejś liście podejrzanych aut. Słyszałem o przypadkach, gdzie pod oknami mieszkańca, który przyznaje się do ratowania ludzi w lesie, służby potrafią wystawiać patrol, złośliwie w nocy hałasować silnikiem czy oświetlać reflektorami aut. Mieszkańcy informują, że służby potrafią bez powodu wchodzić na teren zamieszkania. Osobiście przeżyłem sytuację, gdy byłem u znajomych i nagle przez okno do domu ze wszystkich stron zaglądali z latarkami funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei” – opowiada jeden z mieszkańców.
Czytaj też: Jak działa białoruska propaganda
Pomoc musi być udzielana w ukryciu
Najbardziej aktywni mają być członkowie Wojsk Obrony Terytorialnej. Nie wiadomo, na jakiej podstawie używają środków przymusu. MON twierdzi, że podstawa prawna jest, ale objęta klauzulą niejawności. Taka sytuacja, by uprawnienia jakiejś formacji godzące w prawa i wolności konstytucyjne były niejawne, nie jest dopuszczalna w praworządnym państwie.
Wolontariusze straszeni są bronią, „legitymowani” przez wiele godzin, rekwiruje się im sprzęt służący do pomocy osobom odnajdywanym w lesie. Są stawiani przed sądem za pomocnictwo w nielegalnym przekraczaniu granicy. Sądy kilkakrotnie już orzekały w takich sprawach, że niesienie pomocy humanitarnej nie jest łamaniem prawa.
Tymczasem taka pomoc musi być udzielana w ukryciu. Raport opisuje historię znalezionego zimą w lesie przez mieszkańców 17-letniego Somalijczyka. Chłopiec miał nogi pogryzione przez psy, którymi został poszczuty przez białoruskich funkcjonariuszy. Wymagał leczenia, ale wezwanie karetki mogło się skończyć wywiezieniem go przez Straż Graniczną do Białorusi. Przez dwa tygodnie mieszkańcy opiekowali się nim, ukryli go, karmili. A wezwany w tajemnicy lekarz udzielał pomocy lekarskiej.
Im dłużej trwało zamknięcie przygranicznej strefy, tym brutalniejsze stawały się pozbawione kontroli społecznej polskie służby graniczne. W raporcie HFPCz czytamy: „Wśród opisywanych form przemocy ze strony polskich funkcjonariuszy migranci i migrantki wskazują na: zastraszanie, wyszydzanie, groźby użycia broni, popychanie, zmuszanie do przekroczenia drutu żyletkowego na stronę białoruską, szczucie psami, używanie gazu łzawiącego, zmuszanie do wejścia do rzeki przy niskich temperaturach, odmawianie pomocy humanitarnej i medycznej, niszczenie telefonów i kart SIM, celowe wprowadzanie w błąd i wywożenie przemarzniętych i wyczerpanych osób pod granicę z Białorusią”. Polskie służby miały przerzucić też przez druty Kongijkę w ciąży. Kobieta poroniła.
Wolontariusze starają się udzielać uchodźcom pomocy prawnej. Dzięki pisanym nierzadko na ziemi w lesie wnioskom o tymczasową ochronę przed wywózką bez rozpatrzenia wniosku o azyl od 20 sierpnia 2021 r. do 18 lutego 2022 Trybunał Praw Człowieka wydał zarządzenia tymczasowe w 65 takich sprawach. Czasami w trybie 24-godzinnym, bo chodzi o czas, powstrzymanie wydalenia „na drut”. W toku jest co najmniej 11 spraw uchodźców, którzy zostali poddani wywózce. Zarzuty: naruszenie prawa do życia, zakazu tortur, prawa do wolności i bezpieczeństwa osobistego, zakazu zbiorowych wydaleń cudzoziemców.
Raport Fundacji Helsińskiej kończy się rekomendacjami dla władz Polski: chodzi o powstrzymanie łamania prawa, respektowanie prawa ubiegania się o azyl i przygotowanie kraju na to, że szlak przez Białoruś i Polskę jest regularnym szlakiem migracyjnym.
Są też rekomendacje dla Unii Europejskiej, która nie reagowała na łamanie praw człowieka wobec uchodźców na polsko-białoruskiej granicy, pozwalając, by Polska sprzecznymi z prawem i ahumanitarnymi metodami poradziła sobie z problemem, nie wpuszczając uchodźców na teren UE. Rekomendacje są skromne: wsparcie dążeń obrońców praw człowieka w zapewnieniu dostępu niezależnych obserwatorów, organizacji humanitarnych. I wszczęcie postępowania przeciwnaruszeniowego w związku z przyjętą przez Polskę ustawą wywózkową, która łamie gwarancje wymagane dyrektywą o ochronie międzynarodowej.
Wywózki trwają.
Czytaj też: Strażnicy na granicy