Operacja wyglądała na pewniaka. No bo tak: figurant z najwyższej półki, sam prezydent RP Aleksander Kwaśniewski, bardzo popularny. Trochę celebryta, choćby z uwagi na częste teksty o nim, jego małżonce i córce w wysokonakładowych pismach oraz rozmaitych mediach elektronicznych. Nośny w narodowym odbiorze temat: okazała willa, i to w modnym od wielu dekad, a w ludowym mniemaniu ikonicznym wręcz pod względem bogactwa i snobizmu Kazimierzu nad Wisłą. I wreszcie instytucja wyznaczona do przeprowadzenia akcji: prokuratura w Katowicach, słynąca jako ta od zadań specjalnych – czy to rangi politycznej, czy z racji finansowego wymiaru prowadzonych postępowań.
Czytaj też: „Kazali mi kłamać”. Agent „Tomek” oskarża polityków PiS
Agent Tomek na tropie
Przypomnijmy, bo historia zaczęła się przecież dość dawno, przed sześcioma laty: śledztwo dotyczące majątku Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich zostało wszczęte przez ówczesną Prokuraturę Apelacyjną w Katowicach (obecnie Prokuratura Regionalna) w 2007 r., w czasie pierwszych rządów PiS. Za powód posłużyła rozmowa nagrana potajemnie przez ochroniarzy brylującego wtedy w świecie biznesu Aleksandra Gudzowatego z byłym premierem Józefem Oleksym (skądinąd z lewicy). Lubiący biesiady i zwierzenia Oleksy opowiadał Gudzowatemu, w mało wybrednych skądinąd słowach, co myśli o Kwaśniewskich i ich majątku. Zasugerował m.in., że para prezydencka pozyskała znakomicie położoną i piękną willę w Kazimierzu Dolnym. Równocześnie przekonywał interlokutora, że jego byli przyjaciele mogą mieć kłopoty z wytłumaczeniem się fiskusowi.