Kraj

Błaszczak wydaje miliardy: koreańska inwazja i szok w zbrojeniówce

Zatwierdzenie umów na nowoczesne czołgi i haubice dla Polski, 26 sierpnia 2022 r. Zatwierdzenie umów na nowoczesne czołgi i haubice dla Polski, 26 sierpnia 2022 r. Leszek Chemperek / Ministerstwo Obrony Narodowej
Polska otworzyła swój rynek zbrojeniowy na produkty z Korei Południowej na niespotykaną w Europie i NATO skalę. MON kupi z Dalekiego Wschodu czołgi, działa, samoloty, wyrzutnie rakiet i wozy opancerzone.

MON, wzorem NATO i wojsk USA, powinien utworzyć wysuniętą placówkę na Warmii lub Mazurach. Kolejny jednak raz istotna decyzja Mariusza Błaszczaka przybrała pod koniec ubiegłego tygodnia formę „imprezy” wizerunkowej w odległej od Warszawy miejscowości na północnym wschodzie.

Czytaj też: Koreańska sałatka z dokładką. Ogromne zakupy Błaszczaka

Klient płaci, klient zaprasza do Morąga

Oczywiście Morąg wybrano głównie dlatego, że stacjonuje tam batalion zmechanizowany podporządkowany 20. bartoszyckiej brygadzie i wraz z nią 16. dywizji zmechanizowanej, strzegącej odcinka bezpośredniej granicy z Rosją. Innym, zapewne równie istotnym powodem jest to, że minister-wicepremier w ramach partyjnych obowiązków jest przedwyborczym opiekunem regionu i od jakiegoś czasu stara się organizować wyjazdowe wydarzenia w mniejszych i większych miejscowościach Warmii i Mazur. Z pewnością chodzi też o splendor obecności jednego z najważniejszych polityków obecnej władzy w towarzystwie wielogwiazdkowych generałów, który spływa tam, gdzie żaden szeregowy minister od lat nie zajrzał. Ta strategia może zresztą okazać się skuteczna.

Do Morąga przyjechał nie tylko ministerialny orszak i wojsko, ale też zagraniczne delegacje z drugiego końca świata. Błaszczak wymusił obecność koreańskich prezesów firm obronnych, z którymi podpisał wielomiliardowe kontrakty. Klient płaci, klient wymaga. Tym razem klient był zainteresowany oficjalnym zjazdem na głęboką polską prowincję. A sprzedający nam broń nie mogą odmówić. Rynek jest absolutnie unikatowy – najważniejszy kraj na wschodniej flance NATO, członek UE, liczący się gracz w regionie. Oprawa była już typowa dla Błaszczaka – w tle szpaler żołnierzy i ledowy ekran, pośrodku krzesełko i stoliczek dla ministra, statyw z mikrofonem, z boku kilka rzędów krzesełek dla oficjeli. Najważniejsze, by wszystko jakoś od biedy komponowało się w kadrze. Z imprez Błaszczaka obowiązkowa jest bowiem transmisja w TVP Info, dla której przerwano nawet „Panoramę”. Jacek Kurski wie, że Błaszczak jest superważny, coraz ważniejszy.

Można też powiedzieć, że tym razem MON trochę nie wykorzystał okazji, a może nawet nie chciał się obnosić. Treścią ogłaszanych w Morągu decyzji jest bowiem jedna z najgłębszych zmian technicznych w Wojsku Polskim, czyli systemowe przejście na koreański sprzęt w wojskach pancernych i artylerii lufowej. 180 zakupionych czołgów K2 ma być jedynie wstępem do pozyskania tysiąca, 212 armatohaubic K9 wyprzedza kolejne zamówienia, w sumie na niemal 700 sztuk. Skromna i sztywna impreza w Morągu dała początek megazmianie, faktycznemu przezbrojeniu polskich wojsk lądowych na koreańskie wozy. W planach MON i Polskiej Grupy Zbrojeniowej jest jeszcze budowa z Koreańczykami ciężkiego gąsienicowego wozu bojowego piechoty i transportera kołowego, następcy znanego Rosomaka. Błaszczak w prasowym wywiadzie sygnalizował też, że jest zainteresowany koreańską wersją MLRS – wieloprowadnicowych wyrzutni rakietowych, podobnych do amerykańskiego HIMARS-a. Polska poprosiła USA aż o 500 tych ostatnich, ale dla wszystkich obeznanych z możliwościami produkcyjnymi jest jasne, że nawet jeśli Amerykanie się zgodzą, dostawy zajmą ponad dekadę i będą kosztować miliardy dolarów. Dlatego w Morągu poszły w ruch prawdziwe pieniądze.

Kongresmeni USA: Sprzedać Polsce abramsy, odstraszyć Rosję

Narracja Błaszczaka

Wydatek ponad 33 mld zł został podpisany po ledwie trzech miesiącach od zapoczątkowania rozmów w czasie wizyty ministra w Seulu. Błaszczak uznał to w przemówieniu za „coś imponującego”. Ale można też się niepokoić. Nie było żadnych przetargów, żadnych konkursów ofert, żadnego porównania koreańskich propozycji sprzętowych z innymi. Choć np. Norwegowie kolejny miesiąc testują koreański czołg K2 w porównaniu z Leopardem 2A7, mając w perspektywie zamówienie zaledwie kilkudziesięciu, a nie tysiąca sztuk. Polski MON stawia na szybkość dostaw kosztem procedur. „Nie mamy czasu” – powtarzają Błaszczak, jego urzędnicy i generałowie, jakby to Putin trzymał w ręku stoper, a Polska samotnie miała z nim walczyć. Warto zaznaczyć, że takiego tempa MON pod rządami PiS nie wykazywał od 2015 r. Ani sam Błaszczak, który przejął resort w 2018 r. Czy dziś ma jakieś tajne raporty z hiobowymi wieściami? Czy po prostu woli się zabezpieczyć nawet bardziej, niż trzeba? Czy postanowił wyzbyć się jak najszybciej sowieckiego sprzętu, by przekazać go Ukrainie? Można by ministra o to zapytać, gdyby event w Morągu to umożliwiał.

Pytań ma nie być. A jeśli nawet się pojawiają, to nieśmiałe – bo minister unika konfrontacji z obeznanymi w zbrojeniach mediami i występuje w tych, w których raczej nie usłyszy pytań dociekliwych. Na publicznych forach ma gotową narrację, z którą trudno polemizować: o rosyjskim zagrożeniu, zaniedbaniach poprzedników, rekordowych wydatkach obronnych rządu PiS i ogólnie słusznym wzmacnianiu wojska. Publicznie narzeka, że nie spodziewał się krytyki za masowe zakupy uzbrojenia. Umiejętnie buduje tarczę: przecież kupuje czołgi, samoloty, armaty, rakiety i całą masę pomniejszego sprzętu – jak tu go krytykować, gdy za progiem wojna? Dokładnie tak ma być z koreańskim pakietem – gigantyczny import ma nie podlegać dyskusji.

Dyskusja mimo to buzuje, bo mamy opinię publiczną i wolne media. Najbardziej kwestionowany jest zakup armatohaubic K9, które są rywalami polskich (choć składanych z zagranicznych komponentów) Krabów, sprawdzających się właśnie w Ukrainie. Dostawy „na szybko” tłumaczone są koniecznością odbudowy i zwiększenia potencjału artylerii po oddaniu iluś Krabów Ukrainie, jednak wizja przyszłości jest bardziej problematyczna. Bo niby skąd MON po trzech miesiącach rozmów z Koreą Południową wie, że K9 jest lepsza od Kraba, budowanego z mozołem przez 20 lat? Argument o niskich możliwościach produkcyjnych krajowego przemysłu jest prawdziwy, ale w takim razie wypada zapytać decydentów – w tym tych rządzących Polską od siedmiu lat – czy w porę rozbudowali ten potencjał.

Mniej zastrzeżeń budzi czołg K2, który od lat był brany pod uwagę jako opcja i baza do budowy polskiego czołgu przyszłości. Ale właśnie jako opcja i baza, a nie zakup z półki i arbitralny wybór bez porównania z konkurencją. Proces tych zamówień powinien zostać przejrzany przez NIK.

Czytaj też: A polska artyleria? Mizerna. Z Rosją nie miałaby szans

Polski przemysł w szoku

Szczególnie że koreańskie zakupy wpłyną nie tylko na wojsko, które oczywiście cieszy się z „nowych zabawek”. Nie ulega wątpliwości, że dla robiących za tło dla ministra żołnierzy z Morąga czołg K2 wobec T-72 to jak mercedes przy ładzie.

Fundamentalne zmiany zajdą jednak w przemyśle obronnym, który został postawiony przed faktem dokonanym i jest w szoku. Przeżyje go Huta Stalowa Wola, wytwórca Krabów ma jeszcze gwarancję ich produkcji. Dużo większa zmiana zajdzie w sektorze czołgowym, który z dnia na dzień dostanie nie tylko nowy wóz, ale i nowego partnera. Chodzi o wejście do PGZ poznańskiej firmy Cegielski, która od lat próbowała zainteresować MON czołgiem K2PL i jego produkcją. Dziś ma wejść w skład PGZ i stać się trzecim pancernym filarem po Bumarze-Łabędach z Gliwic i sąsiednim WZMot z Poznania. Obie firmy żyły w przekonaniu, że wojsko widzi przyszłość dla czołgów poradzieckiego pochodzenia (T-72 i PT-91) oraz niemieckich Leopardów. Starały się też o jakiś udział w obsłudze amerykańskich Abramsów. K2 – choć był na horyzoncie – spadł na nie jak grom z jasnego nieba.

Ale główny szef PGZ Sebastian Chwałek, też ściągnięty do Morąga w ramach wspólnej wycieczki, pakiet koreański chwalił, choć nie jest całkiem jasne, czy się cieszył. Publicznie wziął na siebie rolę apologety decyzji swojego mentora, mimo że jakiś czas temu próbował występować w interesie swoich spółek. Jego dzisiejsze laudacje nie są w stanie zagłuszyć dyskusji, jaka wokół masowych zakupów z Korei toczy się w branży zbrojeniowej. Nie przesłonią też aktu protestu, jakim była związana z tymi zakupami rezygnacja prezesa Huty Stalowa Wola Bartłomieja Zająca. Ani PGZ, ani MON, ani formalnie nadzorujący ten sektor resort aktywów Jacka Sasina wciąż nie skomentowały dymisji, która była tektonicznym tąpnięciem i spowodowała głęboką rysę na pozornym monolicie podległych rządowi spółek. Przypomnijmy: Zając, który z Twittera dowiedział się o skali zamówień K9, uznał to za koniec Kraba, a przy okazji wieszczył kres Borsuka (nowego pływającego wozu bojowego piechoty). Wówczas mówiło się o zakupie 48 haubic z Korei, a dziś kontrakt opiewa na 212. Jeśli Zając przyjedzie do Kielc na MSPO, będzie rozchwytywany.

Z koreańskich zakupów Błaszczaka cieszy się najważniejsza prywatna firma polskiej zbrojeniówki WB Electronics. Jest producentem i posiadaczem patentów na system kierowania ogniem artylerii Topaz, a także system łączności pokładowej Fonet, który tak naprawdę jest już czymś większym: systemem zarządzania polem walki. Ponieważ dotykowe panele Topaza i Fonetu da się zainstalować praktycznie we wnętrzu każdego wozu (reszta to kwestia kilku kabelków i software’owej ścieżki dostępu), rysuje się perspektywa kilkuset nowych pojazdów opancerzonych wyposażonych w systemy tej firmy. Poza łącznością do koreańskiego pakietu polski przemysł dołożyć ma na początek wozy dowodzenia i zaopatrzenia. Może nie wszędzie będzie to high-tech, ale zawsze da zbrojeniówce jakiś udział w tym nowym torcie.

Natomiast prawdziwym wejściem smoka, by trzymać się dalekowschodniej konwencji, ma być opracowanie i produkcja polskich wersji sprzętu z Korei – czołgów K2PL i haubic K9PL, która jednak ma przypaść na drugą połowę dekady i kto wie, jakim prądom politycznym będzie podlegać.

Czytaj też: Czy przecenialiśmy armię Rosji? Mówi znany zachodni analityk

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Izrael kontra Iran. Wielka bitwa podrasowanych samolotów i rakiet. Który arsenał będzie lepszy?

Na Bliskim Wschodzie trwa pojedynek dwóch metod prowadzenia wojny na odległość: kampanii precyzyjnych ataków powietrznych i salw rakietowych pocisków balistycznych. Izrael ma dużo samolotów, ale Iran jeszcze więcej rakiet. Czyj arsenał zwycięży?

Marek Świerczyński, Polityka Insight
15.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną