Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Budżet 2023. Idziemy na rekord w NATO. Z głową?

Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak Minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak Ministerstwo Obrony Narodowej
Po raz pierwszy będzie to grubo ponad 100 mld zł, czyli Polska może przeznaczyć na wojsko w przyszłym roku nawet 4,2 proc. PKB. Idziemy na rekord w NATO, przynajmniej w statystyce.

O tym, że wydatki budżetowe na obronę narodową mają wynieść przynajmniej 3 proc. PKB, wiadomo było od 11 marca, gdy niemal jednogłośnie Sejm uchwalił ustawę o obronie ojczyzny, a w niej kluczowy zapis o skokowym ich podniesieniu od 2023 r. Teraz, wraz z projektem budżetu na przyszły rok, mamy zapisane czarno na białym: 97,4 mld zł. 100 mld nie „pękło”, ale trzeba pamiętać, że budżet to nie wszystko.

Błaszczak wydaje miliardy: koreańska inwazja i szok w zbrojeniówce

To wciąż „przedwojenny” budżet MON

Ustawa o obronie ojczyzny wprowadza hojny mechanizm pozabudżetowego finansowania wydatków obronnych w postaci Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych – dodatkowego strumienia pieniędzy, oczywiście głównie finansowanego długiem, a mającego wspierać wydatki modernizacyjne MON. Jeśli zapisane w nim środki zostaną wydane, na cele obronne trafi w 2023 r. ponad 137 mld zł – kwota gigantyczna i rekordowa. Już „gołe” budżetowe 3 proc. PKB dają nam miejsce w statystycznej czołówce państw NATO, ale poziom 4,2 proc. na wojsko z dużym prawdopodobieństwem będzie oznaczać pozycję lidera. Wedle tabel sumiennie publikowanych przez NATO żaden kraj członkowski nie przekracza poziomu 4 proc., najbliżej są Grecja i USA.

W przeliczeniu na realniejsze, bardziej nominalne wydatki w dolarach Polska wyda na wojsko w sumie 28,5 mld dol. To lokowałoby nas przed Kanadą (wedle tegorocznych tabel NATO), na szóstym miejscu w Sojuszu. Pierwszych pięć zajmują: USA, Wielka Brytania, Niemcy, Francja i Włochy – z kwotami nominalnymi dla Polski nie do przebicia, nawet jeśli mają niższy odsetek wydatków na obronę wobec PKB. Pozostając zaś w samej Europie, Polska będzie nominalnie na czwartym miejscu.

Jeśli cokolwiek ta statystyka pokazuje, to na pewno ambicje rządu w Warszawie, ale z drugiej strony nadzwyczajne obciążenie. To wręcz tektoniczne przesunięcie wydatków publicznych – rzecz jasna pod wpływem dziejowej destabilizacji układu bezpieczeństwa i nagłego zderzenia ze skalą wyzwań obronnych i technicznych, która przez lata przykrywana była planowaną i powolną modernizacją. Zamierzone podwojenie liczebności wojska oraz masowe zakupy zachodniego uzbrojenia uświadamiają, że nawet taki skokowy przyrost wydatków nie pokryje wszystkich potrzeb, o ile nie będzie utrzymany nie tylko przez kilka lat, ale dekadę czy dwie.

A to wciąż budżet „przedwojenny” w tym sensie, że na razie żyjemy bez żadnego konfliktu, chronieni przez najpotężniejszy sojusz w dziejach Zachodu, wspierani przez mocarstwo nuklearne i z gwarancjami obronnymi sąsiadów. Warto jednak mieć świadomość, że w przypadku dalszego pogarszania się sytuacji Polska może być zmuszona jeszcze bardziej podnosić wydatki na wojsko. Prezes PiS Jarosław Kaczyński na kampanijnych wiecach rozważał możliwość czasowego wydawania 5 proc. PKB. Fundusz Wsparcia Sił Zbrojnych to narzędzie zależne w zasadzie od zdolności i wiarygodności kredytowej państwa. Tę Polska ma nadal sporą, choć rzecz jasna obciążenia przyszłych pokoleń rosną. Niby rzecz normalna, ale potencjalnie groźna, gdy wybucha jakiś kryzys finansowy.

Kongresmeni USA: Sprzedać Polsce abramsy, odstraszyć Rosję

Co kupi Błaszczak?

Załóżmy jednak optymistycznie, że żadnego kryzysu nie będzie, a Polska zbierze i będzie mogła wydać te prawie 140 mld zł na obronność. Na co? Z lawiny zamówień można odnieść wrażenie, że Mariusz Błaszczak kupił już wszystko. Jest to złudzenie, nie tylko dlatego, że fantazję i rozmach urzędujący minister wydaje się mieć nieograniczone, ale dlatego, że uzasadnione potrzeby modernizacyjne wojska – i to w jego obecnych rozmiarach – wykraczają dalece poza te miliardy przewidziane w budżecie 2023 r.

Co więc Błaszczak kupi? Na przyszły rok planowane jest zawarcie umowy na drugą fazę programu Wisła, czyli spóźnione dokupienie minimalnej i wskazanej dekadę temu liczby wyrzutni Patriot. Zapytanie ofertowe na sześć baterii MON wysłał w tym roku, ale na wycenę i kontrakt czeka. To samo dotyczy programu obrony powietrznej krótkiego zasięgu Narew. Błaszczak zatwierdził umowę ramową o szacunkowej wartości 30 mld zł, ale musi zamówić konkretne zestawy – negocjacje trwają. Z pakietu koreańskiego zostały do podpisania samoloty FA-50, i choć to może nastąpić jeszcze w tym roku, spłacać je trzeba będzie i w kolejnym. Z nowych rzeczy na horyzoncie pojawiły się ponownie śmigłowce uderzeniowe – Apacze albo Vipery – a ich koszt będzie porównywalny z samolotami wielozadaniowymi. Nie mówiąc już o tym, że wielkim wstydem ministra będzie, jeśli w ostatnim roku kadencji tego rządu nic nie zrobi z okrętami podwodnymi, o których nie wolno pozwolić mu zapomnieć. To również drogi sprzęt, kilka miliardów za sztukę.

Plus obiecane satelity obserwacyjne, system BMS (cyfrowe oko, ucho i mózg dowódców) dla wojsk lądowych, samoloty rozpoznawcze, kolejne zapowiedziane bezzałogowce z Turcji i USA oraz najważniejsza w wojennych przygotowaniach amunicja, której powinniśmy kupować nie kilkanaście czy kilkadziesiąt tysięcy sztuk, a kilkaset tysięcy i miliony pocisków dla czołgów, Raków, Krabów, K9, HIMARS-ów. Bo cokolwiek MON kupi, bez amunicji nigdy nie wystrzeli. Tak samo jak nie zadziała bez zaplecza, materiałów, części, paliwa, smarów, obsługi i załóg. Czyli najważniejsze są kadry – pod tą prawdą Mariusz Błaszczak na pewno się podpisze bez przywoływania rzekomego autora sentencji. Rozrost kadrowy wojska kosztuje i pochłania ogółem 40 proc. budżetu MON. Dlatego właśnie potrzebny był pozabudżetowy dodatek, który ma pozwolić na przyspieszoną modernizację lub przynajmniej wymianę sprzętu na zachodni. To proces, który polskie państwo odsuwało, a wojna pokazała, że dłużej się nie da. Zbiegło się kilka uwarunkowań: niemożność dalszego korzystania z posowieckiej technologii, chęć wsparcia Ukrainy wycofywanym sprzętem i zwiększona presja na unifikację z zachodnimi sojusznikami, z którymi – teraz już naprawdę – możemy walczyć na jednym froncie przeciw Rosji. Sytuacja niekomfortowa, nieplanowana – stąd lawina wydatków i zamówień, na szybko, z minimalnym rozeznaniem, czasem zaskakujących i przekreślających wieloletnie strategie przemysłu czy wojska.

Przyszłoroczny budżet dokładnie ten przełom pokaże. W zależności od ostatecznego podziału środków w MON i ostatecznej wielkości pomocniczego funduszu wsparcia Polska na modernizację przeznaczy połowę, a nawet więcej wydatków obronnych. To będzie rekord trudny do pobicia.

Czytaj też: Czy przecenialiśmy armię Rosji? Mówi znany zachodni analityk

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną