Myślisz, że cię to nie dotyczy? Inwigilowanie przez polskie służby w Strasburgu
We wtorek przed Wielką Izbą Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPCz) odbędzie się rozprawa, podczas której zostanie przesłuchanych troje autorów skargi: Dominika Bychawska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, Wojciech Klicki z fundacji Panoptykon i Mikołaj Pietrzak, adwokat, dziekan warszawskiej Okręgowej Rady Adwokackiej. Wszyscy troje są z grup szczególnie narażonych na inwigilację przez państwo: pierwsza dwójka z organizacji pozarządowych patrzących władzy na rękę, a mec. Pietrzak jako adwokat może być dla policji i służb cennym źródłem informacji o sprawach jego klientów, którymi nierzadko są osoby znaczące dla władzy, a także osoby z opozycji ulicznej, prześladowani sędziowie i prokuratorzy. Klientów adwokackich chroni tajemnica, a podsłuch ją łamie. Najgłośniejszą sprawą inwigilacji adwokata było użycie Pegasusa w stosunku do mec. Romana Giertycha, którego klientami bywają politycy, choćby Donald Tusk.
Czytaj też: Cicha władza Kamińskiego
Podsłuchują bez realnej kontroli
Polskie prawo inwigilacyjne jest wyjątkowo „szerokie” i podatne na nadużycia. Szczególnie że nie istnieje żadna zewnętrzna, realnie działająca kontrola.
Teoretycznie na tzw. kontrolę operacyjną (podsłuch, kontrola korespondencji – w dzisiejszych czasach głównie mailowej czy SMS-owej) konieczna jest zgoda sądu, ale te kwestionują zaledwie ułamek procenta wniosków o inwigilację, nie badają dogłębnie zasadności kontroli operacyjnej, mimo że dostały do tego prawa. Zaś na tzw. billingowanie, czyli kontrolę połączeń telefonicznych i danych lokalizacji telefonu, w ogóle zgody sądu nie trzeba. Do tego ustawa antyterrorystyczna wprowadziła możliwość inwigilacji bez zgody sądu każdego cudzoziemca na terenie Polski, zaś nowelizacja ustaw policyjnych (2016) poszerzyła możliwość całkowicie niekontrolowanego pobierania danych o aktywności w internecie i dała prawo ABW do włamywania się do sieci teleinformatycznych – np.