Ma się to nazywać: Państwowa Komisja do spraw Badania Wpływów Rosyjskich. I będzie kompilacją komisji reprywatyzacyjnej, sejmowych komisji śledczych, zespołów smoleńskich Antoniego Macierewicza i Komisji Likwidacyjnej WSI. Ma mnóstwo uprawnień, łącznie z pozyskiwaniem – za pośrednictwem policji – danych telekomunikacyjnych (m.in. kontakty, przemieszczanie się, działalność w internecie). Natomiast jej członkowie będą mieć zagwarantowaną ustawowo nieodpowiedzialność karną i cywilną.
Czytaj też: My, bezkarni. PiS pędzi przez Sejm z abolicją za wybory kopertowe
Pisowska komisja złamie konstytucyjne prawo
Komisja ma wydawać decyzje administracyjne, postanowienia i uchwały, które są OSTATECZNE. Zatem autorzy projektu proponują złamanie konstytucyjnego prawa odwołania do sądu. A jedną z decyzji administracyjnych, którą może podjąć rzeczona Komisja, będzie nałożenie „środka zaradczego” w postaci zakazu pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi na okres do dziesięciu lat. Może więc w razie zwycięstwa opozycji w wyborach nawet „poukładać” nowy rząd, władze spółek skarbu państwa i wszystkich bytów w postaci funduszy, państwowych agencji, quasi-państwowych fundacji (jak Polska Fundacja Narodowa). Przynajmniej w tym sensie, że wskaże, kto funkcji w tych organizacjach i organach pełnić nie może.
Skoro bowiem decyzja jest „ostateczna”, to wzruszyć się jej nie da. Chyba że Trybunał Konstytucyjny orzeknie niekonstytucyjność tego przepisu.