„Konsekwentnie przesuwa Polskę z kręgu krajów cywilizowanych w kierunku ustrojów dalekich od demokratycznych zasad i wartości” – napisali o Zbigniewie Ziobrze autorzy wniosku o jego odwołanie z funkcji ministra sprawiedliwości. Czwartym w tej kadencji Sejmu. Jak dotąd nie udało się odwołać szefa Solidarnej Polski, bo PiS, czyli większościowy koalicjant ze Zjednoczonej Prawicy, konsekwentnie go bronił. Tak jak we wtorek.
„Ziobro stworzył ministerstwo bezkarności”
„Nieważne, jak fatalne są relacje między ministrem sprawiedliwości a premierem – PiS nie może sobie pozwolić, by skład rządu meblował Donald Tusk z Włodzimierzem Czarzastym z pomocą PSL, Polski 2050 i Konfederacji. Nie zmieni tego nawet ewentualna nieobecność kilku posłów koalicji, czy to wymuszona chorobą, czy zatrzaśnięciem się w sejmowej toalecie. Konstytucja mówi jasno – Sejm wyraża wotum nieufności większością ustawowej liczby posłów, czyli do odwołania ministra potrzeba 231 głosów. A opozycja, nawet przy maksymalnej mobilizacji i z pomocą koła Pawła Kukiza, może liczyć na 227 głosów. Scenariusz, w którym grupa posłów PiS decyduje się dołączyć do opozycji i pomaga odwołać Ziobrę, jest tak mało prawdopodobny, że nie warto go roztrząsać” – pisał kilka dni temu na Polityka.pl Wojciech Szacki.
„To głosowanie zostanie obronione” – zapowiedział tuż przed wtorkową debatą sam Jarosław Kaczyński. Także premier Mateusz Morawiecki, skonfliktowany z Ziobrą i jego środowiskiem, zapewniał, że będzie go wspierał w Sejmie. A w nocy z poniedziałku na wtorek nad wnioskiem o udzielenie wotum nieufności Ziobrze głosowali posłowie sejmowej komisji sprawiedliwości i praw człowieka. Za było 13, przeciw 15.
W czasie samej debaty plenarnej Borys Budka w imieniu PO mówił: „Macie rząd, który sabotuje pieniądze dla Polaków. Gdyby minister sprawiedliwości miał odrobinę honoru, to sam by się podał do dymisji”.
„Nikt pana na tym stanowisku już nie chce, nikt nie staje w pana obronie, został pan sam, nie chce nawet pana premier, nie chcą pana koledzy i koleżanki z PiS” – mówił z kolei Krzysztof Śmiszek (Lewica). Przywoływał statystyki i sondaże, które pokazywały, jak słabym bez społecznego zaufania ministrem jest Ziobro. „To najgorszy minister w ostatnich 30 latach. Ale ma te kilka zardzewiałych szabel i prezes Kaczyński każe swoim posłankom i posłom zatkać nos i zagłosować w jego obronie. Kogo cenicie bardziej? Szkodnika Ziobrę czy interes Polaków?”.
Kamila Gasiuk-Pihowicz (KO) dodała: „Ziobro stworzył ministerstwo bezkarności. Panie ministrze, pan nawet już PiS-owi nie jest potrzebny”.
Ziobro nie odnosił się do złego stanu wymiaru sprawiedliwości, jaki mamy po latach jego rządów w resorcie, atakował posłów i europosłów opozycji, mówiąc, że jeżdżą do Brukseli oraz Berlina i donoszą na Polskę. Zaraz po nim wystąpił Morawiecki, który zapewniał, że „Zjednoczona Prawica jest twarda jak stal”. „Mamy do czynienia z opozycją, która nie bierze pod uwagę bardzo trudnych okoliczności zewnętrznych i wewnętrznych. (...) Obronimy ministra sprawiedliwości, obronimy nasz rząd. Zwyciężymy za dziesięć miesięcy w wyborach” – zakończył.
Ziobro na pokładzie, Morawiecki w rozkroku
Jednak zachowanie przez Ziobrę funkcji ministra sprawiedliwości nie kończy problemów, bo to on jest głównym hamulcowym na drodze porozumienia PiS z Komisją Europejską w sprawie miliardów euro z KPO. I choć wtorek przyniósł informację o kompromisowej ustawie sądowej, którą Warszawa ma uchwalić, a Bruksela uznać, że to wypełnienie tzw. kamieni milowych, to wciąż toczą się inne spory praworządnościowe, którymi KE zajmuje się w ramach postępowań przeciwnaruszeniowych z finałem przed TSUE.
„Jak wiadomo, w polityce od wrogów znacznie groźniejsi są przyjaciele. Przy okazji kolejnego zaognienia konfliktu Ziobry z Mateuszem Morawieckim warto więc zadać rytualne pytanie: czy koalicja przetrwa?” – pisał Wojciech Szacki na Polityka.pl.
Kaczyński wie, że obrona koalicji z SP leży w jego interesie, widać jednak, że kończy mu się cierpliwość. W sporze między premierem a Ziobrą zdecydowanie wziął ostatnio stronę Morawieckiego. „Racje dominują po stronie premiera, a Ziobro nie zdaje sobie sprawy z uwikłań wynikających z obecności w UE” – mówił niedawno szef PiS.
„Większego chaosu i kłopotów, niż mamy obecnie w sądownictwie, już chyba mieć nie możemy, a to, czy jeden sędzia może powiedzieć coś o drugim, nie ma aż tak fundamentalnego znaczenia, by z tego powodu tkwić w pacie. Sądownictwo zostało doprowadzone do półzapaści i będzie wegetowało do momentu, gdy nastąpi jakaś poprawa, a może i szersza zgoda na zmiany. Dziś jest gorzej, niż było. Nie nastąpiła prawdziwa cyfryzacja, taka jak w bankowości czy służbie zdrowia” – to z kolei premier Morawiecki w wywiadzie dla „Sieci”.
Kamila Gasiuk-Pihowicz przywołała tę wypowiedź podczas nocnego posiedzenia komisji sprawiedliwości i praw człowieka, twierdząc, że premier wyręczył ją w argumentacji. „Czy pamiętacie takie partie jak AWS, Samoobrona, LPR? Bo dziś, głosując w obronie Ziobry, traficie w to samo miejsce co te partie. Polki i Polacy nie wybaczą wam, że w kryzysie doprowadziliście do utraty 35 mld euro. To jedna trzecia rocznych dochodów państwa. A właśnie utartą środków z KPO skończy się utrzymanie Ziobry na stanowisku” – zwróciła się do posłów Zjednoczonej Prawicy, przywołując kamienie milowe, która Polska musi spełnić, żeby dostać pieniądze z funduszu odbudowy UE.
Śmiszek z Lewicy także odniósł się do wywiadu z Morawieckim. „Co jest dziś więcej warte? Ziobro na pokładzie czy miliardy, które powinny pracować już dla Polek i Polaków, a które ciągle oglądamy przez szybę tylko dlatego, że pan, panie ministrze, ma taki fetysz, żeby wziąć wszystkich sędziów pod but, żeby wypełniali pana wolę?” – dodał.
W czasie obrad komisji Ziobro bronił się podobnie jak później w Sejmie. „Gratuluję wam skuteczności, jak chcecie rządzić tak, jak mnie odwoływać, to nic dobrego dla Polski nie wyjdzie. Jedynie umiecie robić hucpę” – mówił. I zarzucał: „Wy regularnie wycieracie dywany w Brukseli i Berlinie, domagacie się, by wobec Polski były stosowane sankcje, by blokowano pieniądze z KPO, organizowano rebelie w polskim sądownictwie, a potem, jakby nic, przyjeżdżacie do Warszawy i pytacie, krzycząc: gdzie te pieniądze z KPO?”. W obronie Ziobry stawali politycy z jego ugrupowania – Marcin Warchoł i Sebastian Kaleta.
Na koniec jeszcze fragment niedawnej analizy Wojciecha Szackiego: „Rozmówcy »Polityki« z PiS przekonują wszakże, że charakter obecnej odsłony konfliktu w koalicji jest inny niż zwykle. – Atmosfera w klubie się pogorszyła. Szeregowi posłowie, poddawani presji ze strony samorządowców domagających się pieniędzy z KPO, mają coraz więcej pretensji do ludzi Ziobry. Słychać docinki na korytarzach i w ławach poselskich, ziobryści zaczynają opuszczać posiedzenia klubu. Narasta też irytacja osobista, no bo ile można słuchać, że PiS jest bezideowy, a jedyną prawdziwą prawicą jest Solidarna Polska? – mówi poseł PiS”.