Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Honor komendanta z granatnikiem. PiS przyjaciół nie dymisjonuje

Jarosław Szymczyk Jarosław Szymczyk Andrzej Hulimka / Forum
To jedyny na całym świecie przypadek, kiedy szef policji powoduje ostrzał własnej komendy i nie ponosi z tego powodu żadnych konsekwencji. Kompromitacja generała policji, która przejdzie do światowych annałów.

Od początku tej sprawy nie wyjaśniono okoliczności, w jakich doszło do wystrzału z granatnika oraz w jaki sposób ta niebezpieczna broń znalazła się bez sprawdzenia w pokoju obok gabinetu Jarosława Szymczyka, od sześciu lat szefa polskiej policji.

Szymczyk na broni powinien się znać

Tłumaczenie, że Szymczykowi przekazano granatnik jako złom niezdatny do użytku i on w to uwierzył, wydaje się mało prawdopodobne, bo kto jak kto, ale on powinien znać się na broni. Podobnie jak twierdzenie komendanta, że on tylko granatnik przestawiał i wtedy nastąpił strzał. Eksperci twierdzą, że aby granatnik wypalił, trzeba go najpierw odbezpieczyć, uruchomić mechanizm elektroniczny i wreszcie, mówiąc najprościej, nacisnąć spust. A tu nic z tych rzeczy. „Przestawiałem i wystrzeliło”. Dlaczego nie wystrzeliło podczas podróży w bagażniku samochodu podskakującego na wybojach? Dlaczego nie wystrzeliło podczas wnoszenia na drugie piętro Komendy Głównej? Nie wiadomo.

Jarosław Szymczyk oświadczył, że nie zamierza podać się do dymisji, bo jest w tej historii nie sprawcą, ale osobą poszkodowaną. Z tego punktu widzenia sprawcą jest złośliwy granatnik, ale granatniki nie podają się do dymisji. Okazuje się, że Szymczyk ma swoiste poczucie humoru... pardon, honoru. Zamiast honorowo odejść, jak przystało na oficera, zamierza honorowo pozostać na swoim stołku. Minister spraw wewnętrznych i administracji Mariusz Kamiński również oznajmił, że nie zamierza zdymisjonować komendanta. Uczynił to, chociaż prokuratura badająca sprawę nie ustaliła jeszcze, co tak naprawdę wydarzyło się w Komendzie Głównej. Do czasu tych ustaleń Jarosław Szymczyk powinien być przynajmniej zawieszony w czynnościach, ale nic z tych rzeczy.

Czytaj też: Policja na ostro z kobietami

PiS przyjaciół nie dymisjonuje

Dlaczego mnie to nie dziwi? Dlatego, że od siedmiu lat nie dymisjonuje się w Polsce zaprzyjaźnionych z władzą urzędników, choćby nie wiadomo w jak wielkiej aferze brali udział. Kamińskiego na urząd ministra powołano, mimo że wcześniej został skazany przez sąd za poważne przestępstwa urzędnicze i nigdy nie został prawomocnie uniewinniony. Wolność i stanowisko zawdzięcza prezydentowi Dudzie, który ułaskawił jego, Macieja Wąsika i dwóch agentów CBA. Nie jest tajemnicą, że Kamiński i jego wiceminister Wąsik pozostają w bardzo dobrych relacjach z Szymczykiem. Doceniają jego twórczy wkład w rozpędzanie manifestacji przeciwników PiS i tłumną policyjną ochronę willi przy ulicy Mickiewicza. Takich przyjaciół nie dymisjonuje się przecież za drobiazg, czyli wystrzał z granatnika. I nie ma znaczenia, że odpalenie pocisku zniszczyło część budynku komendy. I jest zupełnie nieważne, że tylko wyjątkowo szczęśliwy zbieg okoliczności spowodował, że granatnik w ręku generalnego inspektora Szymczyka nie zabił jego samego oraz wielu innych osób.

To jedyny na całym świecie przypadek, kiedy szef policji powoduje ostrzał własnej komendy i nie ponosi z tego powodu żadnych konsekwencji. Kompromitacja generała policji, która przejdzie do światowych annałów.

Czytaj też: Policja chce pieniędzy. Polacy jej nie poprą, nie ufają służbom PiS

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną