W lutym 2017 r. w Oświęcimiu doszło do zderzenia rządowej kolumny ówczesnej premier Beaty Szydło z fiatem seicento. Jego kierowca Sebastian Kościelnik przepuścił pierwszy samochód rządowej kolumny, a następnie zaczął skręcać w lewo i uderzył w auto szefowej rządu, które wjechało w drzewo. Poszkodowana została premier oraz towarzyszący jej funkcjonariusze Biura Ochrony Rządu (obecnie Służba Ochrony Państwa).
Sprawa seicento. Pierwszy wyrok w 2020 r.
Prokuratura zdecydowała się oprzeć sprawę na zeznaniach funkcjonariuszy BOR i oskarżyła o spowodowanie wypadku Kościelnika. Wyrok pierwszej instancji w sprawie wypadku byłej premier zapadł 9 lipca 2020 r. Sąd uznał wówczas winę kierowcy seicento, ale warunkowo umorzył postępowanie na okres próby wynoszący rok. Jednocześnie uznał, że do wypadku przyczynił się także kierowca BOR.
Obrońca Kościelnika mec. Władysław Pociej w trakcie procesu wnioskował o uniewinnienie. Apelację wniosła zarówno prokuratura, jak i obrońca Kościelnika. Ostatecznie Sąd Okręgowy w Krakowie w poniedziałek 27 lutego 2023 r. utrzymał wyrok pierwszej instancji, jeśli chodzi o winę kierowcy seicento. Uznał ponadto, że do wypadku przyczynił się inny kierowca BOR niż w pierwotnym wyroku.
W śledztwie kluczowe było ustalenie, czy kolumna rządowa, jadąc przez Oświęcim, miała włączone sygnały dźwiękowe. Od tego zależało, czy można ją było uznać za uprzywilejowaną, czy też nie. Prokuratura uznała jednak, że nawet jeśli kolumna nie była uprzywilejowana, to i tak kierowca seicento ponosi winę za spowodowanie wypadku, a sąd ostatecznie podzielił ten pogląd.
Skruszony funkcjonariusz BOR
Funkcjonariusze jadący z premier Szydło zeznawali, że auta jadące kolumną miały włączone syreny. Jednak w grudniu 2021 r. były oficer Biura Ochrony Rządu Piotr Piątek, który jechał w kolumnie Szydło, w rozmowie z „Gazetą Wyborczą” ujawnił, iż złożone w toku procesu zeznania funkcjonariuszy BOR były nieprawdziwe. Więcej: on i jego koledzy za wiedzą przełożonych porozumieli się, by składać fałszywe zeznania.
Jak powiedział były oficer BOR, tamtego wieczoru kolumna nie miała włączonych ani sygnałów świetlnych, ani dźwiękowych. „Za każdym razem, gdy jeździłem do domu pani premier Beaty Szydło, nie włączaliśmy syren. Jechaliśmy po cichu, żeby nie wzbudzać sensacji” – mówił Piątek. „Żeby ludzie nie widzieli, że władza się wozi i panoszy”.
„Ta sprawa nie dawała mi spokoju. Są ludzie, którzy chcą, by prawda nie przedostała się do opinii publicznej” – powiedział „Gazecie Wyborczej” Piotr Piątek. Sąd Okręgowy w poniedziałek uwzględnił jego zeznanie przy wyrokowaniu, a zeznania pozostałych funkcjonariuszy uznał za niewiarygodne.