Tomczyk dla „Polityki”: Kaczyński traktuje policję jak własną firmę ochroniarską
NORBERT FRĄTCZAK: Rozesłał pan zapytania do regionalnych komend policji o to, ilu funkcjonariuszy zabezpieczało wizyty Jarosława Kaczyńskiego w poszczególnych województwach oraz ile wynosił koszt tych zabezpieczeń. Dlaczego?
CEZARY TOMCZYK: Punktem wyjścia były ubiegłoroczne spotkania prezesa Kaczyńskiego z mieszkańcami kilkudziesięciu miast w całej Polsce. Choć „z mieszkańcami” spotkania te były tylko z nazwy. W rzeczywistości tournée Kaczyńskiego było fasadą – osoby uczestniczące w jego wizytach były starannie selekcjonowane i zwożone z terenu, prawdziwi mieszkańcy zaś nie dostąpili zaszczytu spotkania z szefem PiS.
Na straży tej fasady stała polska policja, która pilnowała, by nikt nieproszony nie zakłócał Kaczyńskiemu spokoju. Mówiąc wprost: mundurowych użyto w roli firmy ochroniarskiej odgradzającej prezesa Kaczyńskiego od społeczeństwa. To doskonale pokazuje, kogo najbardziej boi się partia rządząca. A boi się prawdziwych wyborców, także tych, którzy z różnych powodów oddali na nią głosy w poprzednich wyborach. Ludzie mają prawo się tego dowiedzieć. Dlatego właśnie wysłałem zapytania o to, ilu funkcjonariuszy zabezpieczało wizyty Kaczyńskiego.
Czytaj też: Jarosław, Wielki Szu i „landlord”
Kiedy wysłał pan te zapytania?
Wysyłałem je sukcesywnie w ślad za występami prezesa. Do tej pory odwiedził 59 okręgów senackich. Według sekretarza generalnego PiS Krzysztofa Sobolewskiego było to w sumie 80, 90 spotkań. Każde zabezpieczane przez setki mundurowych.