Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Polska PiS nierządem stoi, czyli jak się Andrzej Duda przejęzyczył

Andrzej Duda Andrzej Duda Marek Borawski / Kancelaria Prezydenta RP
Można sobie wyobrazić sytuację, w której państwa NATO uznają, że łatwiej ustalić obronę przed Rosją na Odrze i Nysie niż na Bugu, tj. nie warto polegać na chimerycznej postawie rządu PiS, jeśli dalej będzie udawał, że reprezentuje języczek u wagi bezpieczeństwa światowego. Megalomania dobrozmieńców postępuje.

Pojawienie się pisma było fundamentalnym wydarzeniem w historii ludzkości. Zostało to wyrażone w łacińskiej sentencji „verba volant, scripta manet” (słowa ulatują, pismo pozostaje). Kolejna rewolucja polegała na wynalezieniu druku. Obecne rozliczne sposoby kodowania ludzkich wypowiedzi sprawiają, że słowa też pozostają, a dotyczy to m.in. (a może przede wszystkim) tego, co głoszą politycy.

Pan Duda rzekł tak: „Ukraina nie upadła do dzisiaj dzięki bohaterstwu obrońców Ukrainy, dzięki bohaterstwu rosyjskich żołnierzy”. Wypowiedział te słowa w obecności p. Bidena głosem przekonującym i z mimiką w stylu Benito Mussoliniego. Zdecydowana większość komentarzy utrzymuje, że było to przejęzyczenie, chociaż są i takie, że p. Duda stał się ofiarą pomyłki freudowskiej. Wszystkie komentarze wskazują na to, że doszło do przejęzyczenia. Tak czy inaczej, polityk tego szczebla powinien skorygować swoją jakże niefortunną wypowiedź. Jego Ekscelencja (nim jeszcze p. Orbán przyznał mu ten tytuł) był czujniejszy. Rzekł: „Żadne krzyki i płacze nas nie przekonają, że białe jest białe, a czarne jest czarne”, ale zaraz się poprawił. Mimo korekty pierwsza wersja czarno-białej sentencji Prezesa the Best jest niekiedy (także przez niżej podpisanego) uważana za właściwy wyraz jego mentalności politycznej.

Wracając do p. Dudy, wcale nie jest wykluczone, że p. Zacharowa (lub ktoś jej pokroju) wyjmie zacytowane słowa z kontekstu i uzna je za pendant do proklamacji p. Putina: „Zachód otworzył się na nazistów w Niemczech, a teraz zaczął robić z Ukrainy projekt antyrosyjski. Ten projekt nie jest nowy, bo sięga XIX w. i był pielęgnowany zarówno w Austro-Węgrzech, jak i w Polsce, a celem jest oderwanie naszych historycznych ziem. Nie ma w tym nic nowego”, i p. Ławrowa: „Wojna została rozpętana przeciwko nam za pomocą Ukraińców”. Od tego już tylko kroczek do stwierdzenia, że bohaterstwo żołnierzy rosyjskich chroni Ukrainę przed nazistami i polskimi imperialistami.

Czytaj też: Duda i Morawiecki. „Dobre twarze PiS”? To wabik

Raczej Odra i Nysa niż Bug

Z uwagi na status utrwalonego słowa pisanego politycy winni najpierw ugryźć się w język, a dopiero potem gadać. Są oczywiście tylko ludźmi, a nie robotami, więc pomyłki nie są wykluczone i mogą być wykorzystywane przez innych. Zacytujmy jeszcze raz słowa p. Putina: „Polska nie porzuciła marzeń o przejęciu części Ukrainy”. Pan Waśko, prof. UJ, polonista i doradca p. Dudy, tak debatował (pismo „Arcana”, nr 168, 2022) z p. Naimskim (obecnie raczej na emeryturze politycznej, ale kiedyś ważnej figury w kamaryli Antoniego, Antoniego i jeszcze raz Antoniego, jak p. Kaczyński wołał o p. Macierewiczu):

AW: „Katastrofizm i defetyzm są ulubionymi strukturami polskiego myślenia. Ale wyobraźmy sobie taki scenariusz: Ukraina (nawet uszczuplona terytorialnie) w wyniku wojny zachowuje swoją niepodległość i pozostaje otwarta na Polskę. Polska rozwija się zgodnie z planem i w ramach NATO, z poparciem USA zbroi się na poważnie. Trwa nasz strategiczny sojusz z państwami bałtyckimi. Rosyjskie możliwości ekspansji imperialnej po wojnie są (przynajmniej na pewien czas) zablokowane. Niemcy nie potrafią zmienić rządu w Warszawie i muszą pogodzić się z niezależnością Polski. A więc skutki rozbiorów Polski ciążące nad nami przez ostatnie dwa stulecia są wymazane. Nierealne?”.

PN: „Realne i pożądane”.

Czyli p. Naimski uważa za realne i pożądane to, że Ukraina zostanie ewentualnie uszczuplona terytorialnie, ale pozostanie „otwarta” (nie bardzo wiadomo, co to ma znaczyć) na Polskę. Ten scenariusz podsunął doradca głowy państwa. Niewykluczone, że takie „strategiczne” teorie są rozpatrywane przez konsultacyjny sztab p. Dudy, ale takie rozmowy jak p. Waśki z p. Naimskim są wręcz dziwaczne, bo mogą sugerować, że Polska zaakceptuje stan rzeczy, który Ukraińcy uważają za niemożliwy do zaakceptowania. Oczywiście nie wiadomo, jak wojna rosyjsko-ukraińska się zakończy, niewykluczone, że nastąpi utrata jakichś ziem, a wtedy powstanie problem jakiegoś nowego status quo. Wszelako p. Naimski winien ugryźć się w język przed wypowiedzeniem słów: „Realne i pożądane”.

Pan Waśko roztacza też inne wizje międzynarodowe, w szczególności dotyczące Niemiec. Prawi wszak: „Niemcy nie potrafią zmienić rządu w Warszawie i muszą pogodzić się z niezależnością Polski. A więc skutki rozbiorów Polski ciążące nad nami przez ostatnie dwa stulecia są wymazane”. To zrozumiałe, że zmiana rządu w Warszawie byłaby bolesna dla p. Waśki, bo, może nie od razu, ale raczej w krótkim czasie, przestałby doradzać na szczytach władzy tzw. dobrej zmiany. Niemniej jego dywagacje na temat Niemiec i rozbiorów są dość amatorskie. Wiara w to, że niezależność Polski polega na sojuszu z państwami bałtyckimi, rozwoju zgodnie z planem i w ramach NATO oraz poważnym zbrojeniu się z poparciem USA, przypomina rojenia o tym, że nie oddamy nawet guzika. Ta mitologia wymaga ciągłych zaczepek pod adresem Niemiec. Pan Błaszczak oświadczył niedawno, że to miliardy z Niemiec za energię (węgiel, gaz i ropę) pozwoliły zbudować armię rosyjską. Pan Bagger, ambasador RFN w RP, zapytał: „Czy pan minister wie, ile miliardów złotych Polska co roku przelewała do Moskwy w zamian za rosyjską energię?”.

Te przepychanki, potem wzmocnione przez Jego Ekscelencję, nie mają żadnego sensu, bo rosyjskie wydatki na zbrojenia prawdopodobnie wielokrotnie przekraczają dochody ze sprzedaży surowców energetycznych. Jest przy tym dość oczywiste, że Niemcy kupowali od Rosji więcej niż Polska, a więc porównywanie stosownych wydatków jest dość absurdalne, nie mówiąc już o tym, że wzajemne pretensje dotyczą przeszłości, a więc tego, czego i tak nie da się zmienić.

Całkiem ostatnio p. Biden spotkał się z p. Scholzem i stwierdził, że USA i Niemcy działają „ramię w ramię” w sprawie Ukrainy i wzmocnienia NATO. Prezes the Best i jego sztab obrali prostą drogę znalezienia się na marginesie NATO, a nawet poza nim. Można sobie wyobrazić sytuację, w której państwa Sojuszu uznają, że łatwiej ustalić obronę przed Rosją na Odrze i Nysie niż na Bugu, tj. nie warto polegać na chimerycznej postawie rządu polskiego, o ile ten dalej będzie udawał, że reprezentuje języczek u wagi bezpieczeństwa światowego czy też tylko europejskiego. Megalomania dobrozmieńców postępuje.

Czytaj też: Niemieckie zawracanie czołgiem. Rok temu ich wizja polityki się zawaliła

Czegóż Biden mógłby chcieć od Polski

Okazuje się jednak, że są jeszcze bardziej osobliwe poglądy. Oto fragmenty tekstu p. Michalkiewicza, kreowanego przez p. Sommera, redaktora pisma „Najwyższy Czas!”, na najwybitniejszego polskiego publicystę: „Hosanna! Hosanna! Dostąpiliśmy jako Polska wyjątkowego zaszczytu, żeby nie powiedzieć – łaski. Nie spadła ona na nas niespodziewanie, co to, to nie. (...) Chodzi oczywiście o przybycie do Polski z gospodarską wizytą prezydenta Stanów Zjednoczonych Józia Bidena, który zstąpi do Warszawy w dniach 20–22 lutego. Jak w rządowej telewizji podkreślił pan ambasador Marek Brzezinski, Polskę spotyka zaszczyt wyjątkowy, bo prezydent Biden rzadko albo nawet nigdy nie nawiedza jakiegoś kraju dwukrotnie w odstępie roku. Wyraził w związku z tym nadzieję, że nasz kraj ten zaszczyt doceni i że prezydenta Bidena będą w Warszawie witały tłumy. No, to akurat da się załatwić, bo żyją jeszcze ludzie, którzy takie rzeczy organizowali jeszcze za panowania Leonida Breżniewa. Wtedy zwyczajnie spędzano na trasę przejazdu »strzelców i federastów, słowem – całe miasto« – jak pisał poeta, a skoro coś takiego możliwe było wtedy, to możliwe będzie i teraz. Od czego bowiem są ormowcy i konfidenci, jak nie od tego, by w razie potrzeby tworzyli wiwatujący tłum? Miejmy tedy nadzieję, że prezydent Biden będzie ukontentowany tymi dowodami miłości. (...)

Czegóż to prezydent Biden może od Polski chcieć. Przecież nie tego, byśmy oddali zasoby całego państwa bezcennej Ukrainie – bo to przecież od roku robimy – tylko czegoś jeszcze innego. (...) Prezydent Zełenski od początku wojny nie ukrywa pragnienia, by działania wojenne rozlały się poza granice Ukrainy – więc dlaczego nie na kraje Europy Środkowej? Czy nie w tym właśnie kierunku zmierza »ofensywa dyplomatyczna« pana prezydenta Dudy, który dąży do utworzenia niezależnej od NATO »małej koalicji«, na której czele by stanął? Z punktu widzenia USA taka »mała koalicja« to jakieś wyjście, bo dzięki niej można by stworzyć wrażenie, że samo NATO w całości w bezpośrednie działania militarne przeciwko Rosji się nie angażuje, że to tylko »suwerenna decyzja« krajów narwanych, więc być może prezydent Biden po to właśnie przybędzie do Warszawy, by udzielić panu prezydentowi Dudzie swego błogosławieństwa? Obawiam się, że nie musiałby zarówno jego, jak i pana premiera Morawieckiego specjalnie do tego zachęcać, bo obydwaj sprawiają wrażenie, jakby już nie mogli się tego doczekać”.

Niech Stasio (Michalkiewicz), kumpel p. Józia (Bidena), mówi, co mu się podoba i skutecznie dokumentuje, że sam rośnie, bo siać go nie trzeba, ale niech to będzie na jego rachunek.

Czytaj też: Zachód już wie, że droga do pokoju w Ukrainie będzie długa

Jak się Duda przejęzycza

Wracam do przejęzyczeń. To wygodna formuła, ale sprawia, że często trudno się zorientować, kiedy ktoś, zwłaszcza polityk, pada ofiarą nieuwagi werbalnej, a kiedy nawija całkiem szczerze. Mój – przyznaję, nieco stronniczy – pogląd sugeruje, że Główny Lokator Pałacu Namiestnikowskiego przejęzycza się, gdy przedstawia siebie jako bezstronnego strażnika konstytucji, gwaranta niezawisłości sądów czy osobę wierzącą, że mgr Przyłębska zaprowadzi porządek w Trybunale Konstytucyjnym.

Pan Duda całkiem ostatnio stwierdził: „Chciałbym, aby obóz Zjednoczonej Prawicy czy ugrupowań, które chcą silnej Polski, a które mają profil konserwatywny, mogły rządzić w przyszłości z podniesioną głową”. Otóż uważam słowa „bezstronny”, „gwarant niezawisłości sądów”, „porządek w TK w wyniku działań mgr Przyłębskiej” czy „rządzenie z podniesioną głową przez Zjednoczoną Prawicę” (trzeba mierzyć zamiary na siły, a nie odwrotnie, chyba że „willowanie” oznacza podniesioną głowę) za zdecydowane przejęzyczenia.

Natomiast nie były nimi dywagacje o „wyimaginowanej wspólnocie”, sędziach będących „elitarną sitwą w Polsce, która broni swoich przywilejów, wykorzystując znajomości z przedstawicielami instytucji europejskich”, opóźnienie gratulacji dla p. Bidena czy gaduła o LGBT jako ideologii, a nie ludziach. To ostatnie jest szczególnie ciekawe. Uczestniczki powstania warszawskiego pp. Przedpełska-Trzeciakowska i Traczyk-Stawska sprzeciwiły się nagonce na osoby LGBT+ słowami: „My, uczestniczki powstania warszawskiego, protestujemy, bo pamiętamy. Najpierw był różowy trójkąt, potem gwiazda, a na końcu my, powstańcy. Tamten faszyzm pochłonął miliony istnień, a teraz, gdy mówi się, że osoby LGBT to nie ludzie, otwiera się równie przerażającą perspektywę wykluczenia. W czasie powstania walczyliśmy o szacunek i godność dla wszystkich ludzi, dla wszystkich. Nie bądź obojętny”.

Anonimowa prawicowa blogerka napisała: „tak nowoczesnych powstańców jak pani Wandzia to w całym powstaniu nie było wielu... przecież to ona twierdziła, że walczyła w powstaniu o prawa LGBT”.

Rzeczona internetowa jejmość niewątpliwie podnosi głowę w sensie p. Dudy. Może warto przypomnieć słowa p. Putina: „Rodzina to związek pomiędzy mężczyzną a kobietą. Tak mówią święte pisma wszystkich religii świata. Ale Zachód wątpi w te święte teksty. Musimy chronić nasze dzieci przed degradacją i degeneracją – i będziemy to robić”. Czyżby prezydent Rosji był na szkoleniu na Nowogrodzkiej?

Były skarbnik PiS dla „Polityki”: Kaczyński otoczył się karierowiczami

Polska nierządem stoi

W gruncie rzeczy odwołanie się do przejęzyczeń może być wygodnym sposobem usprawiedliwiania takich lub innych wypowiedzi. Weźmy np. p. Morawieckiego, który został zapytany o to, czy słowa: „Polska powinna bardziej zwracać uwagę na polepszenie stosunków z Rosją”, wypowiedziane przez jego bezpośredniego protoplastę, mogą być uznane za dyskwalifikujące i kompromitujące przed inwazją Rosji na Ukrainę. Handlarz Pokościelnym Mieniem Bezspadkowym i Kolekcjoner Obligacji Skarbu Państwa odparł: „Umarli nie mogą się bronić i tyle mam do powiedzenia w tej sprawie. Gdyby mój ojciec żył, (...) na pewno wyjaśniłby to panu redaktorowi”. Na pewno prościej byłoby powiedzieć, że p. Morawiecki (senior) przejęzyczył się, np. miał na myśli Rosję, jakiej jeszcze nie ma.

A oto inny przykład. Pan Rybak, asystent p. Czarnka, hucznie świętował swoje urodziny w Operze Wrocławskiej. Gdy rzecz wyszła na jaw, stwierdził, że sam zapłacił, ale okazało się to nieprawdą, gdyż zapłaciła jedna z fundacji w Lublinie. A przecież mógł wyjawić, że się przejęzyczył i skorygował swój błąd. Uprzejmie dodał, że fundacyjna płatność była legalna.

Pan Kaczyński tak wypowiedział się kilkanaście lat temu: „Panie i panowie, przyjaciele Rosjanie, dziś, 9 maja 2010 roku, na placu Czerwonym miał stać mój ukochany brat prezydent Polski Lech Kaczyński. Wiem, o czym by myślał, patrząc z dumą na defilujących polskich żołnierzy. Myślałby o milionach żołnierzy, milionach żołnierzy rosyjskich, którzy polegli w walce z niemiecką III Rzeszą. Ale myślałby także o Katyniu, o zbrodni, która 70 lat temu tak bardzo podzieliła nasze narody. Wiem, że w ziemi rosyjskiej leżą miliony ofiar stalinowskiego terroru, Rosjan, przedstawicieli innych narodów. Wiem, że stalinizm i ostateczne rozliczenie stalinizmu jest problemem obydwu naszych narodów. Wiem jednocześnie, że nowe można budować tylko w oparciu o prawdę, że musimy tę prawdę poznać nawet wtedy, jeżeli jest ona bardzo bolesna. Polacy pamiętają ciosy i kule zbrodniarzy z NKWD. Ale pamiętają także, że w tym strasznym czasie od bardzo wielu Rosjan spotykała ich pomoc, (...) choć mieli bardzo, bardzo niewiele. (...) 10 kwietnia tego roku doszło do wielkiej tragedii. Odruch współczucia i sympatii milionów Rosjan został przez Polaków dostrzeżony (...) i doceniony. Dziękujemy za każdą łzę, za każdy zapalony znicz, za każde wzruszające słowo. Są w historii takie momenty, które potrafią (...) zmienić bieg historii. Mam nadzieję i taką nadzieję mają także miliony Polaków, w tym także i ci, którzy popierali Lecha Kaczyńskiego, że taki moment nadchodzi, że dojdzie do tej wielkiej potrzebnej zmiany, dla nas, dla naszych dzieci, dla naszych wnuków”.

Autor tych słów nie wyjawił, czy stanowią one przejęzyczenie, czy nie, aczkolwiek ich zestawienie z innymi wypowiedziami na ten sam temat przypominają to, że czasem białe (czarne) nie jest białe (czarne). Jakby nie było, udawanie, że potrzebny jest równy dystans od Rosji i od Niemiec (niwelujący, jak opowiada p. Waśko, skutki zaborów), przypomina niegdysiejsze hasło, że Polska jest bezpieczna, bo nierządem stoi. Kiedyś szło o nieporządek wewnętrzny, dzisiaj także międzynarodowy. Habent sua fata lapsus linguae (mają zwoje losu przejęzyczenia).

Czytaj też: Wiersze Morawieckiego pisane w Excelu

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną