Kraj

Czy Polska zapłaci za pushbacki? Proces właśnie się rozpoczął

Wizyta premiera Mateusza Morawieckiego na granicy polsko-białoruskiej we wrześniu 2021 r. Wizyta premiera Mateusza Morawieckiego na granicy polsko-białoruskiej we wrześniu 2021 r. Adam Guz / Kancelaria Prezesa RM
To pierwszy w Polsce proces o zadośćuczynienie dla uchodźców za wywózkę. To trzej Afgańczycy, którzy zostali wyrzuceni przez polskich pograniczników do lasu, na bagna, nocą, w deszcz i przy temperaturze poniżej dziesięciu stopni.

Każdy z trzech Afgańczyków domaga się 80 tys. zł zadośćuczynienia. Podstawą jest zeszłoroczny wyrok sądu w Hajnówce, który uznał tę wywózkę za zatrzymanie, które było nielegalne, niezasadne i nieprawidłowe. Dziś są bezpieczni w Holandii i Niemczech, a pomagają im działacze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej.

Czytaj także: Polsko-białoruska granica bezprawia. W zimie dramat trwał dalej

Martwi i zaginieni

Rok temu sąd w Hajnówce wydał pierwsze od początku kryzysu humanitarnego na granicy polsko-białoruskiej orzeczenie, w którym stwierdził, że wyrzucanie (pushback) za granicę migrantów proszących o azyl bez przeprowadzenia procedury jest niezgodne z prawem. Nawet wtedy, gdy jest pozornie zalegalizowane. Wtedy, w sierpniu 2021 r., gdy wypchnięto Afgańczyków, Straż Graniczna zrobiła to na podstawie rozporządzenia MSWiA. Potem uchwalono „ustawę wywózkową”. Dziś SG przyznaje się do 50 tys. wywózek. To te, które zostały odnotowane w trybie przewidzianym przez tę ustawę. Ale to zapewne niewielka część.

Na rozprawie, która odbyła się w poniedziałek, przesłuchiwani funkcjonariusze Straży Granicznej twierdzili, że nie pamiętają zdarzeń sprzed półtora roku, a w szczególności, żeby uchodźcy prosili o azyl. Zaprzeczali też, że ich zatrzymali (proces toczy się – przypomnijmy – o odszkodowanie za bezprawne zatrzymania). Twierdzili, że uchodźcy nie byli „zatrzymani”, tylko „ujawnieni”, a to są inne procedury. To przypomina twierdzenia policji, że demonstrantów z opozycji ulicznej czy wolontariuszy ratujących ludzi w lasach nie zatrzymują, a tylko „legitymują” lub przewożą na komendę w celu „ustalenia tożsamości”, co trwa nieraz godzinami.

Na kolejnej rozprawie sąd przesłucha – zdalnie – Afgańczyków.

Toczący się proces o zadośćuczynienie jest nie tylko precedensowy, ale ma też symboliczne znaczenie moralne: polskie państwo, które wobec migrantów o innym kolorze skóry i innym wyznaniu zachowuje się z wyjątkowym okrucieństwem, łamiąc zasady humanitaryzmu i prawa, może stanąć przed koniecznością zapłacenia za to ofiarom. I – co niemniej ważne – sąd może potwierdzić, że nie uwalnia władzy od odpowiedzialności fakt, że uchwaliła sobie prawo, które „pozwala” jej łamać prawa podstawowe.

Symboliczne jest też, że w tym samym czasie sąd uznał również za nielegalny, niezasadny i nieprawidłowy zeszłoroczny najazd policji na placówkę Klubu Inteligencji Katolickiej, gdzie koordynowano pomoc dla błąkających się po puszczy migrantów. Funkcjonariusze przeszukiwali placówkę przez 10 godz., w tym całą noc przesłuchiwali wolontariuszy, zarekwirowali komputery, telefony i inny sprzęt, a prokuratura wszczęła postępowanie o przemyt ludzi.

Trzech Afgańczyków, którzy dziś sądzą się o zadośćuczynienie przeżyło, bo wyrzuceni w nocy na bagna zdołali się skontaktować z wolontariuszami, a ci ich odnaleźli, udokumentowali ich oświadczenia o chęci ubiegania się o ochronę międzynarodową i dopilnowali skierowania ich do ośrodka dla uchodźców oraz rozpoczęcia procedury azylowej. Ale wiele osób, w tym chorych, niepełnosprawnych, dzieci czy kobiet w ciąży, których wypchnięto przez druty czy zmuszono – także zimą – do przepłynięcia wpław granicznej rzeki, straciło życie. Po polskiej stronie oficjalnie jest ich 37. Przy czym ciała znajdują w lesie także turyści. Polskie służby takich systematycznych działań nie prowadzą.

Brak systematycznego poszukiwania ciał i polityka wypychania ludzi do lasu powodują, że wielu po prostu znika. Według definicji ze Statutu Międzynarodowego Trybunału Karnego taka praktyka władzy to „wymuszone zaginięcia”, które są nieprzedawnialną zbrodnią przeciwko ludzkości. W tej chwili wolontariusze z Grupy Granica mają udokumentowanych ponad 300 osób zaginionych, których cały czas szukają razem z ich rodzinami. Czasem uda się zidentyfikować znalezione zwłoki dzięki dokumentom, ale na cmentarzu tatarskim w Bohonikach pogrzebano także anonimowe ciała.

Czytaj też: Stan wyjątkowej obłudy. Co się dzieje z uchodźcami na granicy

Czy pogranicznicy odpowiedzą?

Dzięki wolontariuszom, w tym prawnikom, udaje się czasem wymusić na władzy wszczęcie procedur azylowych. Wtedy uchodźca decyzją sądu trafia najczęściej do ośrodka zamkniętego, czyli de facto do więzienia, tylko z gorszymi warunkami i o obostrzonym rygorze. Tymczasem skierowanie za kraty powinno być wyjątkiem, nie regułą.

Osadzeni dostają numery, które zastępują im imiona i nazwiska. Trafiają tam także dzieci, co jest sprzeczne z prawem. I osoby po wojennej traumie i torturach. Co kilka miesięcy dowiadujemy się o protestach głodowych w ośrodkach: z powodu warunków, traktowania, a także dlatego, że rozpatrywanie wniosków o status uchodźcy trwa miesiącami. Ironicznym kontrapunktem jest „rozpatrywanie” takich wniosków przez Straż Graniczną: w ciągu kilku minut, po których następuje wywózka. Jak wygląda taka procedura, opowiedział podczas poniedziałkowej rozprawy jeden z funkcjonariuszy SG: „Nie ma możliwości wezwania do każdego cudzoziemca tłumacza. Skąd miałem wiedzieć, czy chcieli ochrony międzynarodowej w Polsce, jeśli nie porozumiewają się w żadnym ze znanych języków?”. I wyjaśnił, że podstawą prawną, w oparciu o którą wywożą ludzi do lasu, jest „polecenie komendanta”.

Grupa Granica ogłosiła właśnie szczęśliwy koniec głodówki Irakijczyka Alego. W zamkniętym ośrodku uwięziony był od półtora roku. Czeka na rozpatrzenie wniosku o azyl. Do komendanta napisał, że uwięzienie w ośrodku doprowadza go do szaleństwa. W swoim kraju też był więziony. I torturowany, czego dowody ma na ciele. Stwierdzono u niego zespół stresu pourazowego. Jak podkreśla Grupa Granica, takich osób nie wolno kierować do ośrodków zamkniętych. W jego sprawie interweniował RPO, a interwencję poselską skierował Krzysztof Śmiszek (Nowa Lewica). Teraz szczęśliwie Ali wyszedł na wolność, ale osób w podobnej do niego sytuacji w ośrodkach zamkniętych jest więcej.

Więcej też może być procesów o zadośćuczynienie za wywózki. Mogą być też procesy wytaczane przez rodziny ofiar osób zaginionych lub zmarłych. I o to chodzi: by uzmysłowić władzy i opinii publicznej, że to, co dzieje się na polsko-białoruskiej granicy, jest bezprawne i niehumanitarne.

Na razie nie ma procesów karnych przeciwko funkcjonariuszom za okrutnie traktowanie uchodźców, ale z czasem się pojawią, skoro sądy uznają je za nielegalne. Ci, którzy dopuszczają się (delikatnie mówiąc) przestępstw, powołują się na polecenie komendanta SG. Tyle że polecenie nie jest prawem, a przeciwnie: prawo narusza, co stwierdzają sądy. Zasłanianie się nim przez szeregowych pograniczników będzie nieskuteczne, mogą odmówić stosowania takiego prawa.

A jeśli sąd stwierdzi, że działali bezprawnie i zasądzi od Skarbu Państwa za ich czyny zadośćuczynienie, powinni liczyć się z tzw. regresem państwa do nich, czyli zwrotu państwu zadośćuczynienia. Taka osobista odpowiedzialność mogłaby spowodować, że przestaną wywozić ludzi do lasu.

Czytaj też: Strach i obojętność. Mundurowi wyglądają, jakby szykowali się do wojny

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Świat

Dlaczego Kamala Harris przegrała i czego Demokraci nie rozumieją. Pięć punktów

Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?

Mateusz Mazzini
07.11.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną