Nie jest niespodzianką, że wyniki zostały przedstawione w taki sposób, jakby zjednoczenie opozycji miało być jedyną ścieżką prowadzącą do zwycięstwa.
Czytaj też: Trudna kampania PO, nastroje siadły. Czy partia Tuska da radę solo?
Dalej niewiele wiemy
Sondaże, jak wiadomo, nie tylko badają, lecz także kształtują opinię publiczną i trudno się oprzeć wrażeniu, że w tym przypadku chodziło głównie o tę drugą funkcję. O wywarcie presji na mniejsze partie – w tym zwłaszcza na słabnącą Polskę 2050 – żeby przestały śnić o potędze i wskoczyły do kampanijnego tuskobusa.
Inna rzecz, że wiara w to, że jakikolwiek sondaż w cudowny sposób da odpowiedź na to, jak zareagują zwolennicy partii opozycyjnych na różne koalicje, jest wiarą opartą na kruchych podstawach. Ankietowani, którzy w znakomitej większości nie roztrząsają na co dzień zawiłości ordynacji wyborczej i nie pasjonują się liczbą opozycyjnych list, dostają pytanie, czy poparliby nieistniejący byt polityczny. Wielu odpowiada zapewne odruchowo, bez głębszej refleksji nad tym, jak taka lista by wyglądała i jaki by miała program.
Krótko mówiąc – do każdego sondażu badającego poparcie dla bytów hipotetycznych należy podchodzić z ostrożnością i unikać nadmiernej ekscytacji. Bo dalej niewiele wiemy.
Czytaj też: Tak PiS chce wygrać wybory. Zero skrupułów, pomóc ma „uśpiona” grupa wyborców
Co zrobić z rozbieżnościami w programach
Być może wielka wspólna lista jest rzeczywiście receptą na zwycięstwo z