Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kłopoty w raju? Ludowcy poczuli się mocni, a Hołowni spada

Spotkanie Władysława Kosiniaka-Kamysza i Szymona Hołowni Spotkanie Władysława Kosiniaka-Kamysza i Szymona Hołowni Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Na początku marca, gdy Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia podjęli rozmowy o wspólnym starcie do Sejmu, zapowiedzieli, że do końca miesiąca zapewne ogłoszą ich finał. Teraz nowym deadline′em jest majówka.

„Przerwane rozmowy o koalicji” – głosi tytuł opublikowanego w piątek w „Gazecie Wyborczej” artykułu Justyny Dobrosz-Oracz i Iwony Szpali. Dziennikarki opisały różnorakie napięcia towarzyszące długim rozmowom przedstawicieli dwóch partii, którzy negocjują budowę wspólnej listy do Sejmu. Jak twierdzą, powodem przerwania dyskusji jest spór o podział miejsc na listach, jednak kilka akapitów dalej zaznaczają, że negocjatorzy wrócą do niej po świętach wielkanocnych.

Hołownia z PSL: jest impas

Informację o przerwanych rozmowach zdementowali m.in. Michał Kobosko i Michał Gramatyka z Polski 2050, a Piotr Zgorzelski z PSL, który wraz z Koboską odpowiada za negocjacje, podkreślił, że nie ma na razie dyskusji o personaliach ani konkretnych ustaleń dotyczących miejsc na listach. Prawdą jest jednak, że trwa impas. Jednym z głównych punktów spornych jest kształt umowy o współpracy oraz to, czy należy ją w całości opublikować po jej podpisaniu.

Przedstawiciele Polski 2050 są tu bardzo skrupulatni. W umowie chcą zapisać wszystkie szczegóły dotyczące współpracy, również to, jak się podzielą w pracach sztabu i jak rozłożą odpowiedzialność za poszczególne obszary w kampanii. W negocjacjach z PSL pilnie przyglądają się umowie koalicyjnej zawartej w Czechach przez Partię Piratów oraz Burmistrzów i Niezależnych przed wyborami parlamentarnymi w 2021 r. Koalicja uzyskała 15,62 proc. głosów, ale Piraci, którzy startowali z wyższym poparciem i znacznie większą od samorządowców reprezentacją w poprzednim parlamencie, zdobyli zaledwie cztery mandaty. A teoretycznie słabsi Burmistrzowie aż 33.

Jednym z powodów drastycznej dysproporcji była – według przedstawicieli Polski 2050 – źle skonstruowana umowa koalicyjna oraz brak jawności wykorzystany przez Burmistrzów w kampanii. I tego błędu partia Hołowni chce uniknąć, dlatego zabiega o dopięcie każdego szczegółu.

Ludowcy poczuli się mocni

Drugim powodem napięć jest fakt, że ludowcy dzięki rozpoczęciu współpracy z partią Hołowni poczuli się mocni. Faktycznie, ich średnie notowania sięgają 5,4 proc. (dane za ewybory.eu), czyli o prawie 1 pkt proc. więcej niż w lutym. Notowania Polski 2050 tymczasem spadają, ale wciąż są o 3 pkt wyższe niż poparcie dla PSL (8,5 proc.). W rozmowie z „Polityką” działacze PSL przyznają, że widzą sondażową różnicę, ale podkreślają, że trend działa na ich korzyść. A to niespecjalnie podoba się politykom Polski 2050.

Na początku marca, gdy Władysław Kosiniak-Kamysz i Szymon Hołownia podjęli rozmowy o wspólnym starcie do Sejmu, zapowiedzieli, że do końca miesiąca zapewne ogłoszą ich finał. Teraz nowym deadline′em jest majówka. Do ustalenia wciąż jest mnóstwo rzeczy, a czasu coraz mniej. Zwłaszcza że obie partie – podobnie jak cała opozycja – bardzo pilnie potrzebują pójść do przodu, przestać dyskutować o formule startu i skupić się na pozytywnym przekazie, ponieważ ich notowania w obecnej sytuacji nie rosną.

PSL jeszcze może spaść pod próg

Wyborcza współpraca PSL i Polski 2050 nie jest pewna, ale sporo czynników jej sprzyja. Po pierwsze, argumentem za jednym blokiem są sondaże. W tych, które badają ich wspólny start, mogą liczyć na 13–15 proc. (choć zdarzyło się też jedno badanie IPSOS dla OKO.press, w którym koalicja miała zaledwie 10 proc.). Przekłada się to na ok. 70 mandatów, podczas gdy startując osobno, partie mogą liczyć w sumie na ok. 50 miejsc w Sejmie. Ostatnie badanie United Surveys dla wp.pl pokazało, że opozycja w wariancie osobnego startu wszystkich zdobywa 231 mandatów, a gdy powstaje blok Polski 2050 i PSL, może liczyć na stabilną większość 246 posłów.

Drugim argumentem, związanym z pierwszym, jest to, że bez sojuszu PSL może spaść pod próg, a i los Polski 2050 byłby niepewny.

Z Tuskiem sprzymierzać się nie chcą

Po trzecie, obie formacje spaja w ostatnim czasie niechęć do idei jednej listy opozycji i działań Tuska, który usilnie nawołuje do tego rozwiązania. Dla obu partii rozpad współpracy oznaczałby najpewniej, że muszą się zwrócić do KO, co jest dla nich niebezpieczne. PSL tego scenariusza nie chce, bo sprzeciwia mu się spora część struktur ugrupowania, nad którymi Kosiniak-Kamysz nie ma pełnej kontroli. Powód jest przede wszystkim ideologiczny – liberalne światopoglądowo postulaty KO (na czele z dopuszczalnością przerywania ciąży do 12. tygodnia) odstraszają konserwatywnych działaczy oraz elektorat ludowców.

Jeśli chodzi o Polskę 2050, to dla niej sojusz z Tuskiem oznaczałby zapewne koniec istnienia. Ugrupowanie, które zbudowało się na krytyce wobec starych partii i sposobu uprawniania przez nie polityki, borykające się z kłopotami finansowymi i posiadające niewielu rozpoznawalnych liderów, zapewne nie przetrwałoby jako silny samodzielny byt pod skrzydłami zarządzanej przez Tuska Koalicji Obywatelskiej.

Po czwarte zaś, ogłoszony po trzech miesiącach odwrót od współpracy (sojusz programowy liderzy obu partii ogłosili na początku lutego) byłby uznany za porażkę, nieumiejętność dogadania się i zapewne spowodowałby odwrót kolejnej grupy wyborców.

Opozycja od marca znajduje się w kryzysie, a sondaże wskazują, że może mieć problem z utworzeniem większości w Sejmie po wyborach. Rozpad współpracy partii Hołowni i Kosiniaka-Kamysza byłby kolejną złą wiadomością dla i tak już mocno sfrustrowanych w ostatnim czasie wyborców opozycji.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną