Współczesna technika jest obecna w rozmaitych rzeczach, np. w ukraińskim zbożu. Techniczne zboże z Ukrainy pustoszy kraj, zagrażając polskim rolnikom oraz sondażom Zjednoczonej Prawicy. Ponieważ jego ruchy trudno przewidzieć, technika ta stała się dla władzy przeciwnikiem groźniejszym niż przewidywalna i niemogąca się ze sobą dogadać opozycja.
Polityków opozycji służby mogą rozpracować Pegasusem, zainstalować im coś kompromitującego w smartfonach, ewentualnie podsłuchać w którymś z hoteli zarządzanych przez spółkę Polski Holding Hotelowy. Dzięki temu opozycja jest pod kontrolą, czego nie da się powiedzieć o ukraińskim zbożu technicznym, które jest nieuchwytne i może być wszędzie, np. w ciastkach i pieczywie. Technika, z jaką to zboże porusza się po kraju, bije na głowę technikę pisowskich służb, które próbują je namierzyć.
Ukraińskie zboże podobno nie nadaje się do spożycia. Niektórym już zaszkodziło; Jarosław Kaczyński, będąc pod silnym wpływem ukraińskiego zboża, ogłosił, że w celu obrony polskiego rolnika rząd na jego prośbę w trybie natychmiastowym zamyka dla tego zboża granice państwa. Dla wzmocnienia tej obrony prezes PiS poprosił o zamknięcie granic także dla ukraińskiego technicznego miodu, warzyw, owoców, drobiu, mięsa wołowego i wieprzowego, jaj, mleka, słodyczy, a zwłaszcza technicznego wina, po spożyciu którego – jak donoszą służby – u pijących natychmiast wybuchają nastroje antyukraińskie i antypisowskie.
Prezes dał w ten sposób lekcję opozycji, która jest wobec ukraińskiego zboża kompletnie bezradna i od miesięcy ogranicza się do przestrzegania przed jego niekontrolowanym napływem, zamiast poprosić rząd o zamknięcie granic albo przynajmniej poprosić prezesa Kaczyńskiego, żeby poprosił premiera Morawieckiego. Gdyby opozycja kulturalnie poprosiła, premier na pewno by nie odmówił i do afery zbożowej, którą opozycja spowodowała swoim zaniechaniem, w ogóle by nie doszło.