Śmierć ośmioletniego Kamila. Państwo zawiodło, kultura okrucieństwa i bicia ma się dobrze
„Osobiście jestem za karą śmierci” – tak zareagował premier Morawiecki na informację o śmierci torturowanego przez ojczyma Kamila. I ogłosił, że zwrócił się do Zbigniewa Ziobry o zaostrzenie prawa. Ziobry nie trzeba było wywoływać do tablicy, bo sam wcześniej poinformował, że nakazał prokuraturze zmianę zarzutów dla ojczyma: z usiłowania zabójstwa na zabójstwo. „Będziemy dążyć do surowego ukarania wszystkich, którzy mieli świadomość nieprawidłowości, mieli świadomość patologicznych zachowań i nie zareagowali tak, jak zareagować powinni” – zadeklarował minister sprawiedliwości i prokurator generalny.
Tyle że nie reaguje przede wszystkim władza.
Czytaj też: Przypadków zakatowanych dzieci będzie przybywać
Prawicowi politycy uspokajają sumienia
Od 30 z górą lat to samo. Po każdej nagłośnionej historii katowanego dziecka, szczególnie jeśli kończy się śmiercią, prawicowi politycy spieszą z deklaracjami poparcia dla zaostrzenia represji i przywrócenia kary śmierci. W ten sposób uspokajają sumienia i utrwalają mit, że chodzi o pojedyncze przypadki zwyrodnialców, a nie problem systemowy: braku profilaktyki i systemu reagowania instytucji państwa w sytuacjach zagrożenia. Dowiedzieliśmy się, że ojczym Kamila odpowie za zabójstwo, zapewne „zgnije w więzieniu” – Kamil zostanie pomszczony. A żeby odstraszyć naśladowców, to zaostrzy się kary.
Czy ojczym Kamila przed polaniem wrzątkiem i sadzaniem chłopca na gorącej kuchni zapoznał się z aktualnym wymiarem kary? To raczej mało prawdopodobne. Znacznie bardziej prawdopodobne jest to, że żył od kilku lat w atmosferze przyzwolenia na brutalność i przemoc – tak słowną, jak fizyczną.