Unia Europejska debatuje nad powrotem do mechanizmu relokacji uchodźców. Polskie władze, zamiast wspólnie debatować na forum UE, zajmują się wzniecaniem społecznego buntu przeciwko projektowi, którego – w kształcie (by zacytować klasyka), który oprotestowuje PiS – nie ma. Bo nie o kształt tu chodzi. Nie o Unię i nie o uchodźców. Chodzi o władzę.
Czytaj też: Jak sobie radzić z politycznymi cyrkowcami
Referendum: wyborcze opium PiS
W Sejmie już jest zapowiedziany przez prezesa/premiera Jarosława Kaczyńskiego pisowski projekt referendum nad tym, czy chcemy przyjmować uchodźców, których nikt nie zamierza nam posyłać. Projekt koncentruje się na tym, by umożliwić – mimo odmiennych zasad – jednoczesne referendum i głosowanie do parlamentu. Sensowniej byłoby np. zapytać o to, co rzeczywiście może nas „dotknąć”: czy obywatele chcą, by Polska dostała solidarnościowe unijne dopłaty na tych uchodźców, których już mamy, głównie z Ukrainy. Tyle że PiS nic po tak postawionym pytaniu.
Partii chodzi o to, żeby referendum odbyło się razem z wyborami parlamentarnymi, bo to może zapewnić – tak kombinują – frekwencję zwolenników PiS i trzecią kadencję dla partii Kaczyńskiego. Z tym że niekoniecznie. Bo w końcu część zdemobilizowanych wyborców np. PSL czy SLD może się dać nastraszyć, pójdzie do urn, ale po zagłosowaniu w referendum oddadzą głos na opozycję, podnosząc jej szanse.