Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Kaczyński na Jasnej Górze robi czystą politykę. Żenujący pokaz obłudy

Przemysław Czarnek, Jarosław Kaczyński, Mariusz Błaszczak, Jacek Sasin, z tyłu Joachim Brudziński. XXXII Pielgrzymka Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę w Częstochowie, 9 lipca 2023 r. Przemysław Czarnek, Jarosław Kaczyński, Mariusz Błaszczak, Jacek Sasin, z tyłu Joachim Brudziński. XXXII Pielgrzymka Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę w Częstochowie, 9 lipca 2023 r. Grzegorz Skowronek / Agencja Wyborcza.pl
Jasna Góra to w imaginarium katolicko-narodowym miejsce wyjątkowe. Można zaakceptować, że pojawia się w sanktuarium głowa państwa, a tym bardziej głowa Kościoła, ale występy polityków jakiejś partii, nawet rządzącej, to przekroczenie czerwonej linii.

Występ Jarosława Kaczyńskiego na Jasnej Górze robi wrażenie tylko na jego elektoracie, ale jego słowa tam wygłoszone są czystą polityką wyborczą i dlatego mają szersze znaczenie. Wicepremier to wie, wiedzą to pisowscy notable, którzy z nim tam pląsają, wie to Tadeusz Rydzyk, beneficjent pisowskiego rządu. Co gorsza, wiedzą to też paulini, którzy zarządzają Jasną Górą i na to się godzą. Wszyscy czerpią z tego korzyści. Nie oglądają się na długofalowe skutki tego jawnego upolitycznienia sanktuarium. Skutki są takie, że wielu katolików dostrzega, że z Kościołem, który to toleruje, przestaje im być po drodze. Część opinii publicznej dostaje zaś kolejny dowód, że pod rządami Kaczyńskiego nie ma żadnych świętości.

Czytaj też: Tonący brzydko się chwyta

Prezes PiS na Jasnej Górze

Jasna Góra to w imaginarium katolicko-narodowym miejsce wyjątkowe. Można zaakceptować, że pojawia się w sanktuarium głowa państwa, a tym bardziej głowa Kościoła, ale występy polityków jakiejś partii, nawet rządzącej, to przekroczenie czerwonej linii. Sanktuaria są miejscem kultu religijnego, nie powinny być miejscem wieców partyjnych. Niektórzy politycy chętnie się tam pokazują. Zwykle prawicowi i ultrakatoliccy. W nadziei, że im to pomoże zdobyć kilka głosów więcej. Mają prawo tam być, ale nie pląsać i wdzięczyć się do kamer, bo to żenujący pokaz obłudy. Mogą wraz ze zwykłymi wiernymi pójść na mszę, ale nie pchać się na mównicę, a tym bardziej na ambonę. To, że tak się dzieje z politykami z taboru Kaczyńskiego, jest winą władz kościelnych, które to tolerują, i katolików, którzy temu klaszczą.

Katechizm Kościoła rzymskokatolickiego mówi jasno, że „władza nie otrzymuje prawowitości moralnej sama z siebie”. Musi na to zapracować, unikając despotyzmu, „tylko działając na rzecz dobra wspólnego jako siła moralna, oparta na wolności i świadoma ciężaru przyjętego obowiązku” (punkt 1902). „Jeśli sprawujący władzę stanowią niesprawiedliwe prawa lub działają sprzecznie z porządkiem moralnym, to wtedy władza przestaje być władzą, a zaczyna się bezprawie” (p. 1903). Ważne przy tym, by każda władza była równoważona przez inne władze, na tym właśnie polega zasada państwa praworządnego, w którym najwyższą władzę ma prawo, a nie samowola ludzi (p. 1904).

Czytaj też: Tabor Kaczyńskiego ugrzązł w defensywie

Obok Czarnek, Sasin, Błaszczak

Ale kto by tam w obozie Kaczyńskiego i jego kościelnych sprzymierzeńców czytał i stosował katechizm zatwierdzony przez Jana Pawła II w 1992 r. Dlatego na wiecu jasnogórskim pojawił się bez wstydu nie tylko Kaczyński, ale i jego ministrowie Czarnek, Sasin czy Błaszczak, których działalność ze wskazaniami katechizmu nie ma nic wspólnego. Jak to możliwe? Bo władze kościelne na to przyzwalają, a za ich przykładem przyzwalają proboszczowie, księża i część wiernych.

Widać nie przeszkadza im, że politycy obecnej władzy stroją się w piórka obrońców wiary, Kościoła, pamięci Jana Pawła II, demokracji i sprawiedliwości (!). Nie przeszkadza im podła, kłamliwa i destrukcyjna insynuacja Kaczyńskiego, że suwerenności Polski i przyszłości narodu „ktoś” w Polsce zagraża, a część społeczeństwa temu „komuś” ulega i żyje w urojonej rzeczywistości. Co te insynuacje – tchórzliwe, bo nie padają żadne nazwiska – mają wspólnego z troską o wspólnotę narodową i solidarnością? Wspólnoty ani solidarności nie buduje się na insynuacjach i złych emocjach, sianiu nieufności do Polaków mających inne zdanie o sprawach państwa, narodu, pożądanej polityki społecznej, ekonomicznej i międzynarodowej.

Metodą rządzenia jest w PiS zasada „białe jest czarne, a czarne białe”, orwellowskie odwracanie znaczeń, kreowanie wroga i szczucie przeciwko krytykom. Żaden z tych chwytów nie ma nic wspólnego z przesłaniem Ewangelii, na które tak lubią się powoływać Kaczyński i jego ludzie. Dlatego rację mają ci, którzy ostrzegają, że wiece partyjne w sanktuariach niszczą wspólnotę wiary i zagrażają zniszczeniem wspólnoty narodu.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną