Podczas supersoboty politycznej opozycja – demokraci i Konfederacja – mieli wyborcom więcej do powiedzenia, niż rządząca koalicja „tłustych kotów”. Wyraźnie opadający z sił Kaczyński nie zachwycił na wiecu w Bogatyni nawet części swoich zwolenników. Za to Tusk, liderki Lewicy, duet Hołownia i Kosiniak-Kamysz punktowali chaotyczne rządy Podzielonej Prawicy celnie i energicznie. Duet obiecał przekierowanie funduszy państwowych na usługi publiczne. Lewica – zniesienie klauzuli sumienia i zakazu aborcji, czyli postawiła na zmiany kulturowe. Tusk gromił we Wrocławiu Kaczyńskiego za kłamstwa i obłudę w sprawie Bogatyni, gdzie nowy i stary zarazem wicepremier gardłował za obroną „polskiej pracy” i suwerenności, przekonując, że referendum o relokacji uratuje ją przed dyktatem Unii Europejskiej. Elektorat ma w czym wybierać.
Opozycję łączy walka z Kaczyńskim
Co ciekawe, zloty partyjne ujawniły zbieżności mogące mieć ważne konsekwencje powyborcze. Mogliśmy zobaczyć, że Lewicy bliżej do Koalicji Obywatelskiej w sprawie praw kobiet, a Trzeciej Drodze pod hasłem walki zarazem z PiS, jak i z Platformą do konfederatów. Z kolei konfederaci mają tak jak obóz Kaczyńskiego obsesję na punkcie imigrantów i Unii Europejskiej, za to różnią się od niego ideologią neokonserwatywną w stylu amerykańskim. Osławioną „piątkę Menzena” zastąpiła przed wyborami dogmatycznie wolnorynkowa „czwórka Konfederacji”. Jej trzonem jest hasło „niskich i prostych podatków” oraz „skończenia z rozdawnictwem” pieniędzy publicznych.