Wedle „Słownika języka polskiego” podstawowe znaczenia słowa „imaginacja” to „wyobraźnia”, „fantazja” i „wytwór wyobraźni”. Rozmaity może być stosunek imaginacji do rzeczywistości. Bywa, że prowadzi ona do lepszego poznania świata. Albert Einstein wyobrażał sobie, jak porusza się promień świetlny w jadącym pociągu, i odkrył, że prędkość światła jest stała i niezależna od kierunku ruchu, tj. c (prędkość światła) + v (prędkość ośrodka, w którym porusza się światło) = c. Gdy Wołodyjowski mówił do Longinusa Podbipięty: „Imaginuj sobie waćpan”, wzywał, aby jego rozmówca zrozumiał stan ducha Skrzetuskiego i dostosował swoje wyobrażenia do rzeczywistości.
Kto sam siebie chwali...
Nie nazwiemy imaginacji Einsteina czy p. Longina fantazmatami czy też fantasmagoriami, tj. wytworami wyobraźni, częściowo związanymi z rzeczywistością, spełniającymi czyjeś ukryte marzenia. To znaczenie słowa „fantazmat” nie ma zabarwienia pejoratywnego. Każdy typ ludzkiej działalności, zarówno potocznej, jak i profesjonalnej, produkuje fantazmaty.
W nauce jest ich najmniej, w literaturze sporo, a w polityce bardzo dużo – w tej ostatniej są na ogół oceniane negatywnie. Oto prosty przykład. Gdy p. Glapiński opowiada: „Mogę powiedzieć bez nadmiernej skromności i totumfackiej próżności, że jestem właściwym prezesem na takie trudne czasy. Podobną opinię mam o rządzie”, to produkuje fantazmaty. I to nie dlatego (czy też nie tylko dlatego), że, jak głosi przysłowie, „kto sam siebie chwali, ten się gani”, ale wszystko wskazuje na to, że p. Glapiński wyraża swoje fantasmagorie, a nie opisuje rzeczywistość w sposób adekwatny.