Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Wszyscy idą do Platformy? Co wynika z decyzji Tuska o wyborczym sojuszu z Agrounią

Rada Krajowa PO, na pierwszym planie Donald Tusk i Michał Kołodziejczak Rada Krajowa PO, na pierwszym planie Donald Tusk i Michał Kołodziejczak Jacek Szydłowski / Forum
Poznajemy składy drużyn, zaczyna się najpoważniejsza gra. Można powiedzieć, że Donald Tusk stworzył w ramach Koalicji Obywatelskiej odpowiednik „jednej listy opozycji”. Z tego wynikają dwa praktyczne pytania. Pisze w gościnnym tekście na Polityka.pl Tomasz Sawczuk z „Kultury Liberalnej”.

W tych wyborach merytoryczne różnice między partiami opozycji – Koalicją Obywatelską, Trzecią Drogą, Lewicą – mają mniejsze znaczenie niż zasadnicze różnice między opozycją a PiS w kwestii stosunku do państwa, demokracji, praworządności. W warunkach obecnego rządu większość debaty publicznej upływa na rozmowie o standardach cywilizowanego porządku politycznego. Można nad tym ubolewać, ale taka jest prawda.

Tusk w Poznaniu: Władzę zbudowali na strachu i poniżeniu, efekty są tragiczne

Polityka to ciężki kawałek chleba

Gdy Koalicja Obywatelska ogłaszała w środę listy kandydatów, wyborcy mogli się zdziwić, choć niektóre ogłoszenia Donalda Tuska były spodziewane. Kandydatem do Senatu został były rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. Do KO trafiła również była posłanka Lewicy Karolina Pawliczak. Na listach znalazła się Hanna Gill-Piątek, była polityczka Zielonych i Wiosny, która przeszła do Polski 2050 i odeszła z ugrupowania Szymona Hołowni, ponieważ nie zgadzała się na wspólny start z konserwatywnym PSL. W finale tego slalomu trafiła do KO.

Ale były również ogłoszenia bardziej zaskakujące. W KO znalazło się choćby miejsce dla Michała Wypija, byłego polityka Porozumienia Jarosława Gowina. Na listach będą trener skoków narciarskich Apoloniusz Tajner czy dziennikarz Bogusław Wołoszański. Jak zwrócił uwagę na portalu „Polityki” Łukasz Lipiński, takie transfery z lewej i prawej strony, a także ze światów estrady i sportu, to powracające zagranie Platformy Obywatelskiej.

Jednak największe poruszenie wiązało się z ogłoszeniem, że do KO dołącza Agrounia Michała Kołodziejczaka. W tym kontekście zdziwić mogli się nie tylko wyborcy, ale nawet niektórzy politycy KO. Gill-Piątek nie chciała przecież koalicji Polski 2050 z konserwatywnym PSL – teraz otrzymała w pakiecie chyba nie mniej konserwatywną Agrounię. Również Michał Wypij odszedł z Porozumienia w proteście przeciwko koalicji ugrupowania z Kołodziejczakiem – no i w KO go dostał. Z kolei ekonomista Jan Zygmuntowski, twórca programu Agrounii, którego poglądy gospodarcze mieszczą się gdzieś na lewo od partii Razem i który zwykł krytykować krwawych neoliberałów z PO – otrzymał od losu koalicję z Platformą. Polityka to ciężki kawałek chleba.

To wyliczenie przy okazji zarysowuje nam drogę, którą przebył w ostatnim czasie sam Kołodziejczak. W przeszłości robił sobie wspólne zdjęcia zarówno z nacjonalistą Robertem Bąkiewiczem, jak i lewicową aktywistką Mają Staśko. A w ostatnim czasie próbował zbudować koalicję wyborczą kolejno z Porozumieniem, Trzecią Drogą czy ruchem prezydenta Starachowic Marka Materka, z którym zresztą jeszcze kilka dni temu zbierali podpisy jako Ruch Społeczny Agrounia TAK.

Wielki marsz 4 czerwca. Tusk: „Tej fali już nic nie zatrzyma”

Zaczyna się najpoważniejsza gra

Obecność Agrounii na listach KO można łatwo zracjonalizować. Kołodziejczak ma rys antysystemowy, co uderza w Konfederację. Platforma nie jest mocna na wsi, tymczasem PSL startuje oddzielnie w ramach Trzeciej Drogi – a zatem Tusk potrzebował innego wzmocnienia skrzydła wiejskiego. Nic więc dziwnego, że przyjęcie Agrounii do KO wzbudziło nerwowe reakcje po prawej stronie. Z kolei sam Kołodziejczak regularnie wyraża antypisowskie poglądy, stąd wydaje się, że zdecydowana większość wyborców Platformy przyjmie tę koalicję bez radykalnych trudności – choć pewne pytania rodzi jego lojalność po wyborach i poziom przywiązania do wspólnych wartości liberalno-demokratycznej opozycji.

Ostatecznie można powiedzieć, że Donald Tusk stworzył w ramach Koalicji Obywatelskiej odpowiednik „jednej listy opozycji”. A z tego wynikają dwa praktyczne pytania – jedno na kampanię wyborczą, a drugie na czas rządzenia.

Po pierwsze, czy szeroka Koalicja Obywatelska to problem dla Trzeciej Drogi i Lewicy, czy bardziej dla KO? Jeśli w wyniku nadmiernej różnorodności jej kampania stanie się chaotyczna i nieprzekonująca, to zysków z szerokiej koalicji nie będzie. Czy Zielonych albo Nowoczesną łączy coś z Agrounią, trudno powiedzieć. W najbliższych dniach będziemy mogli zobaczyć, jak wybrzmiewa ich wspólny komunikat. Z kolei wedle scenariusza alternatywnego, jeśli PO przystąpi do przemyślanej i metodycznej pracy, to wraz z rozwojem kampanii i wzrostem polaryzacji Tusk może przyciągać do KO wyborców innych partii opozycyjnych. Myśl przewodnia: patrzcie, drodzy wyborcy, oto wszyscy idą do Platformy!

Opozycja najpierw musi wygrać

Natomiast drugie pytanie dotyczy przyszłości. Jeśli zadaniem przyszłej władzy będzie rozliczyć rządy PiS i pchnąć kraj do przodu, to czy listy KO dają na to szansę? Trudno nie dostrzec, że owa wyborcza układanka wynika w pewnej mierze z rozmaitych realiów życia partyjnego. Zwraca uwagę, że niektórzy wyraziści i popularni politycy, tacy jak Rafał Trzaskowski czy Radosław Sikorski, nie będą kandydować – to samo dotyczy mitycznej grupy doświadczonych samorządowców, o których mówiło się jeszcze nie tak dawno, że mają swoimi siłami wesprzeć KO. Jeśli nie liczyć Adama Bodnara, nie było słychać zbyt wiele na temat wzmocnienia list przez wybitne osobistości w swoich dziedzinach – natomiast trafiają na nie także osoby, o których szersza publiczność nie ma jasnego pojęcia, po co tam są. I tylko Roman Giertych może mieć żal, że w tym kampanijnym karnawale akurat dla niego miejsca nie wystarczyło.

Łącznie może to sugerować, że w razie wyborczego zwycięstwa opozycji utrzyma się trend, zgodnie z którym maleje praktyczne znaczenie parlamentu, zaś kierunki rozwoju i oblicze państwa określa w większej mierze władza wykonawcza – a w obliczu złożonej koalicji rządowej przypuszczalnie nieformalne gremia decyzyjne partii politycznych oraz urzędnicy i specjaliści w agencjach rządowych. Jednak zanim do tego dojdzie, opozycja musi wygrać wybory – skoro poznajemy składy drużyn, zaczyna się najpoważniejsza gra.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną