Kielce zapunktowały politycznie: jeśli Jarosław Kaczyński i Roman Giertych będą tam startować do Sejmu, przykują uwagę mediów na równi z Warszawą. Będzie się działo, bo znają się dobrze. Kiedyś współpracowali, teraz byliby rywalami. Kaczyński nie może spać spokojnie.
Mniej ważne jest teraz, czy „uciekł” przed Tuskiem z Warszawy do Kielc – liczy się to, że wist lidera Koalicji Obywatelskiej wywołał zamieszanie w sztabie wyborczym PiS. Koalicja może przedstawiać przeniesienie Kaczyńskiego do Kielc jako dowód, że pisowcy uznali, iż wicepremier zdobyłby w Warszawie dużo mniej głosów niż Tusk, co byłoby porażką wizerunkową.
Czytaj też: Cztery scenariusze dla opozycji. Jeden jest toksyczny
Tusk szuka konserwatywnych wyborców
To kolejne niekonwencjonalne posunięcie Donalda Tuska. Wcześniej wywołał podobne zamieszanie, wpuszczając na listę kandydatów KO do Sejmu lidera Agrounii Michała Kołodziejczaka. W ruch poszła polityczna lustracja jego i Giertycha w obozie Kaczyńskiego i w środowiskach opozycyjnych niechętnych Tuskowi. Przypomniano polityczne flirty Giertycha i Kołodziejczaka z nacjonalistyczną skrajną prawicą. Obaj, dochodząc do porozumienia z KO, porzucili te flirty. Oby na zawsze.
Porozumienie nie kompromituje więc ani kandydatów, ani Tuska.