Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Rynek

Gra o milion. Czy Kołodziejczak przyciągnie do KO dużych rolników?

Lider AgroUnii Michał Kołodziejczak i Donald Tusk podczas spotkania otwartego z mieszkańcami Włocławka, 18 sierpnia 2023 r. Lider AgroUnii Michał Kołodziejczak i Donald Tusk podczas spotkania otwartego z mieszkańcami Włocławka, 18 sierpnia 2023 r. Maciej Wasilewski / Agencja Wyborcza.pl
Właściciele towarowych gospodarstw rolnych nie byli pieszczochami żadnej władzy, PiS zaś nie lubi ich szczególnie. Czy Koalicja Obywatelska po przytuleniu Michała Kołodziejczaka zauważy, że ta grupa ma nie tylko dużą siłę ekonomiczną, ale także polityczną? To milion głosów do zagospodarowania.

Nieustające ataki TVP na szefa AgroUnii świadczą o tym, że dla PiS dołączenie Kołodziejczaka do Koalicji Obywatelskiej jest bardzo złą wiadomością. PiS umie liczyć głosy wyborcze. Wie, że żadna z obecnych w parlamencie partii nie reprezentuje interesów dużych rolników, chociaż to od nich zależy bezpieczeństwo żywnościowe kraju. Boi się, że na zmianę tej polityki może wpłynąć Kołodziejczak. Warunkiem, by to się stało, jest umiejętna współpraca z nim Koalicji Obywatelskiej, której błędem był totalny brak zainteresowania rolnictwem. Posłowie Niedziela i Plocke tego błędu nie naprawią, Donald Tusk też musi się zainteresować, gra idzie o milion głosów.

Czytaj także: Dlaczego Tusk bierze AgroUnię? To na pewno oznacza jedno: chce iść po zwycięstwo

Tylko co trzeci rolnik żyje z roli

Gospodarstw rolnych produkujących na rynek i utrzymujących się z rolnictwa jest w kraju zaledwie 300–350 tys., trzy razy mniej niż ubezpieczonych w Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego (KRUS). I trzy razy mniej niż byłych rolników, pobierających już rolnicze emerytury z KRUS. Wielu z tych ubezpieczonych kurczowo trzyma się KRUS jedynie ze względu na składki, kilka razy niższe niż trzeba płacić w ZUS. Są rolnikami tylko z nazwy, nawet ich ziemię, zwykle nieformalnie, uprawiają sąsiedzi. Na konta prawnych właścicieli trafiają tylko dopłaty.

Liczbę 300–350 tys. gospodarstw towarowych należy jednak pomnożyć przez dwa, bo gospodarstwa zwykle prowadza małżeństwa, i dodać ewentualne głosy ich dzieci, które zdecydowały się przeprowadzić do miasta. – To „słoiki”, którym polityka państwa w zdobyciu własnego lokum nie pomaga, ciągle liczą na rodziców – słyszę od jednego z liderów Oszukanej Wsi. – A jednak nie mamy na kogo głosować. Żadna partia o nasze głosy nie zabiega, chociaż my miejsc na listach wyborczych nie chcemy. Nie rzucimy rolnictwa dla polityki.

Na Konfę nie zagłosują

Konfederacja dla dużych rolników nie wchodzi w rachubę, na tę partię nie zagłosują. Urokowi tej nacjonalistycznej partii ulegają jednak drobni rolnicy, którzy swoich warzyw czy zboża nie eksportują, na otwarciu na polskie produkty rolne rynku unijnego im nie zależy. Denerwuje ich, że nie mogą po godziwej cenie sprzedać swojego zboża czy owoców w kraju, bo rodzimy rynek zalany został przez żywność ukraińską. Więc żądają zamknięcia granic, wtedy w Polsce ceny pójdą w górę. Konfederacja ten postulat popiera, a o tym, że chce, aby Polska wyszła z Unii, na razie nie przypomina. Więc wielu z nich przerzuci swoje głosy z PiS na Konfederację. Potem się zobaczy.

Duże gospodarstwa wiedzą, że zamknięcie granic problemu nie rozwiąże. Odetnie tylko ich żywność od rynków unijnych, straty będą niepowetowane. Oczekują na program gwarantujący im stabilny rozwój i możliwość konkurowania z rolnictwem ukraińskim. Zerkają w stronę Platformy Obywatelskiej, na którą wielu z nich głosowało w 2007 r., ale się zawiedli. PO rolnictwo oddała we władanie PSL, a tej partii bardziej zależało na głosach wyborców niż na modernizacji rolnictwa.

PiS zabiega o małych

Polskie Stronnictwo Ludowe wiedziało, że głosy dają rolnicy mali, których jest najwięcej, dlatego to ich najmocniej wspierano pieniędzmi unijnymi. Nie zwracając uwagi, że dynamiczny wzrost eksportu polskiej żywności zawdzięczamy jednak gospodarstwom dużym. Polski rolnik nie ma prawa mieć więcej ziemi, jak 300 ha, takie prawo ustanowiono. Z ukraińskimi gospodarstwami wielkoobszarowymi małe gospodarstwa polskie (średnia powierzchnia wynosi 10 ha) nie mają jednak szans. O tym, że trzeba się przygotować na czasy, gdy o wejście do Unii zabiegać będzie Ukraina, nikt wtedy jeszcze nie myślał.

Czytaj także: PSL i AgroUnia. Kto może wygrać z PiS na wsi?

Prawo i Sprawiedliwość prowadzi identyczną politykę, z jeszcze większą determinacją. Zabiegając o milion głosów gospodarstw dużych, może stracić poparcie małych, więc postawiło na małych. PiS zalewa problemy wsi gotówką, kierowaną jednak przeważnie do gospodarstw nie większych niż 50 ha. Tylko w sprawie zboża zdecydowano się kierować wsparcie do gospodarstw do 300 ha.

Koalicja Obywatelska na poparcie drobnych rolników nie ma co liczyć, na nią nie zagłosują. Ale duzi rolnicy są jej potencjalnym, uśpionym elektoratem.

Tomasz Sawczuk: Wszyscy idą do Platformy? Co wynika z decyzji Tuska o wyborczym sojuszu z Agrounią

Kogo reprezentuje Kołodziejczak?

Kiedy lider AgroUnii blokował Warszawę, wysypując na tory tramwajowe kapustę, jawił się jako rolnik produkujący na rynek, gospodarujący na 100 ha gruntu. Taki, któremu zależy na stabilnym programie rozwoju rolnictwa. Nie wszyscy właściciele dużych gospodarstw w to wierzą, wielu patrzy na Kołodziejczaka nieufnie. Nie chcą, by jako pośrednika w przekonywaniu ich do siebie Koalicja Obywatelska wskazywała Kołodziejczaka, chcą rozmawiać z poważnymi politykami.

Hejt w sieci nie oznacza jeszcze sukcesu KO w realu. Jeśli Michałowi Kołodziejczakowi zależy tylko na wprowadzeniu do Sejmu siebie i kilku kolegów, powodów do otwierania szampana nie będzie. Donald Tusk o sukcesie będzie mógł mówić nie wtedy, gdy uszczknie trochę głosów PiS i Konfederacji, choć i po nie warto się schylić, ale wtedy, gdy zyska milion głosów dużych rolników, którzy politykami być nie chcą, o miejsca na listach bić się nie będą. To prawdziwa gra o milion.

Tomasz Karoń: AgroUnia, czyli łupieżcza wyprawa po władzę i kobiety

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Mamy wysyp dorosłych z diagnozami spektrum autyzmu. Co to mówi o nich i o świecie?

Przez ostatnich pięć lat diagnoz autyzmu w Polsce przybyło o 100 proc. Odczucie ulgi z czasem uruchamia się u niemal wszystkich, bo prawie u wszystkich diagnoza jest jak przełącznik z trybu chaosu na wyjaśnienie, porządek. A porządek w spektrum zazwyczaj się ceni.

Joanna Cieśla
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną