Czy samochody elektryczne płoną częściej niż spalinowe? Skąd ta czarna legenda
W godzinach porannego szczytu na zatłoczonej trasie przelotowej wiodącej do centrum Warszawy doszło do wypadku. W alei Niepodległości ktoś komuś zajechał drogę, jeden z kierowców próbował uniknąć kolizji, ale tak pechowo, że uderzył w słup sygnalizacji na wysepce rozdzielające pasy ruchu. W chwilę potem auto stanęło w płomieniach. Nie byłoby w tym nic wyjątkowego – pożary aut się zdarzają – gdyby nie fakt, że było to auto elektryczne. I to nie byle jakie, bo marki Lucid Air, ponoć jedyne takie w Polsce, warte ok. miliona złotych. Osobom jadącym luksusowym elektrykiem nic się nie stało, wysiadły z auta, ale po chwili e-auto zaczęło się palić i spłonęło ze szczętem. Pożar szybko przeniósł się do internetu, rozpalając emocje dyskutujących na temat zagrożeń, jakie ze sobą niesie elektryczna motoryzacja. Czarna legenda – nie tylko w Polsce – głosi, że są to szalenie niebezpieczne i łatwopalne pojazdy. Na co są liczne dowody. Serio?
Czytaj także: Krótka kariera Izery. Miała być fabryka e-aut, jest pobojowisko
Płonące lucid air na Niepodległości
Byłem świadkiem, jako przechodzień, akcji gaszenia elektrycznej limuzyny za milion złotych. Z auta zostało już niewiele, właściwie tylko dymiące podwozie, które strażacy obficie polewali wodą, a policja przeganiała gapiów, przekonując, że może dojść do wybuchu. Nie było jednak śladów jakiegoś dramatycznego zderzenia auta ze słupem. Widać było, że lucid air nie rozwijał dużej prędkości, więc nie owinął się wokół słupa ani nawet nie zmiażdżył przedniej strefy zgniotu. Aleja Niepodległości w godzinach porannego szczytu jest zwykle zatłoczona, a skrzyżowania z sygnalizacją świetlną są tak gęsto, że nie ma jak się rozpędzić.