Lajki nie kłamią
Kampania w sieci. PiS wydaje majątek głównie w dwóch miejscach. PO uderza celniej, Konfa gaśnie
Każdy, kto pracuje w branży e-commerce, wie, że wydanie 4,5 mln zł na reklamę w Google i jeszcze pół miliona w Meta (Facebook, Instagram) w zaledwie 30 dni to astronomiczna suma. A właśnie tyle wydały partie polityczne, głównie PiS i KO, w ostatnich czterech tygodniach. Na tym etapie kampanii to już trzy razy więcej niż w październiku przed wyborami 2019. Po Warszawie trzeba się nachodzić, żeby natrafić na jakikolwiek wyborczy plakat, to już nie są czasy oblepiania słupów portretami kandydatów. W sztabach wyraźnie panuje przekonanie, że siłę, sprawność i dominację nad przeciwnikiem zapewni masowa obecność w sieci. Bo tam też są wyborcy. Liczby nie kłamią. W Google jest 27–28 mln Polaków, YouTube ma ok. 26 mln użytkowników, Facebook – 18 mln, Instagram – 13 mln.
PiS idzie na całość
PiS dosypuje najhojniej. Robi też nowe rzeczy, których wcześniej w Polsce nikt na taką skalę nie testował. Największe siły i pieniądze rzucono w Google i YouTube, bo dają zasięgi. To tam czytamy nasze wiadomości. Nie ma podziału na bańki. Dane z ostatnich 30 dni mówią o 3,1 mln zł wydanych przez partię Jarosława Kaczyńskiego na reklamy (głównie wideo, te i kolejne dane za: Alphabet). KO wydała trzy razy mniej, choć wciąż mowa o milionach. Stawki za reklamy rosną i podbijają je algorytmy. Giganci korzystają z tego, że, mówiąc językiem biznesu, w bardzo krótkim czasie dwa duże podmioty zawalczyły o klienta, przekonując, że ich produkt jest dobry, a rywala – trujący.
Hitami – w przypadku PiS – okazały się ogólnopolskie spoty antytuskowe, przede wszystkim z hasłem „Tusk=bezrobocie” i słowami: „Pamiętam, jak rządził Tusk. Straciłem pracę, bo bezrobocie sięgało ponad 14 proc.”. Ponad 10 mln odsłon, to najpopularniejszy dotąd spot wyborczy.