Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

PiS w Spodku: małpować i przedrzeźniać zza węgła. Co za niebywała buta

Mateusz Morawiecki. Konwencja PiS w katowickim Spodku, 1 października 2023 r. Mateusz Morawiecki. Konwencja PiS w katowickim Spodku, 1 października 2023 r. Prawo i Sprawiedliwość / Twitter
Wiec PiS w Spodku to nie tylko reakcja na Marsz Miliona Serc opozycji. Był w tym również zamysł polityczny i jeśli dobrze go odczytuję, to polegał on na tym, aby podprogowo przekazać Polakom pewną wiadomość.

Jaki spin-diabeł podpowiedział Kaczyńskiemu, żeby próbować przykryć ogromny Marsz Miliona Serc zorganizowany przez opozycję w Warszawie partyjną konwencją w katowickim Spodku? Przecież to niemożliwe! A jednak znalazł się sposób. Gdy nie ma się żadnego wstydu i skrupułów, to można wszystko. Oszałamiający sukces frekwencyjny warszawskiego marszu, który zgromadził około miliona uczestników i zapewne był największą demonstracją polityczną w historii Polski, można było najzwyczajniej w świecie unieważnić. Jarosław Kaczyński po prostu stwierdził z mównicy, że ten milion w Warszawie to kłamstwo potężnych mediów opozycji, bo naprawdę było 60 tys. A prowadząca katowicką imprezę konferansjerka wspomniała, że zgromadziła ona kilkadziesiąt tysięcy osób (chociaż pojemność Spodka to 11 tys.). I już, sprawa załatwiona – tu kilkadziesiąt tysięcy i tam kilkadziesiąt.

Zamydlić oczy, skołować, otumanić

Cały pomysł na partyjną konwencję polegał właśnie na tym, żeby zamydlić oczy, skołować i otumanić oglądających to wydarzenie w telewizji. Symetria doskonała! Jedni i drudzy mówią to samo i takimi samymi obrzucają się inwektywami, przez co ich treść przestaje mieć znaczenie. Wyzwiska okazują się pewną polityczną konwencją, podobnie jak pokazywanie dzieci – przyszłości narodu, wspólne odśpiewywanie hymnu, zapewnianie, że oto tu właśnie, a nie gdzie indziej, „jest Polska” i „jest wspólnota”, że miłość do Polski zwycięży, a nadchodzące wybory rozstrzygną o „być albo nie być” naszego kraju.

Ci pełni entuzjazmu i pewności siebie, dokładnie tak samo jak tamci. I bądź tu mądry! Widz oglądający przekazy z obu wydarzeń stwierdzi, że tu trochę chamstwa i tam trochę, tu coś o prawach kobiet i tam tak samo, jedni o miłości i drudzy o miłości. Uzna, że widocznie taka jest konwencja i tak to już chyba musi w polityce wyglądać. Nie warto więc przejmować się tym, co tam jedni o drugich gadają, i ekscytować tym, jak się po szczękach targają, a zamiast tego lepiej zdecydować, kto da mi więcej, gdy wygra wybory.

Wiec partyjny w Spodku to jednakże nie tylko reakcja na Marsz Miliona Serc opozycji. Był w tym również zamysł polityczny i jeśli dobrze go odczytuję, to polegał on na tym, aby podprogowo przekazać Polakom wiadomość, że Jarosław Kaczyński postanowił po wygranych wyborach pozostawić Mateusza Morawieckiego w fotelu premiera. Świadczyło o tym centralne usytuowanie przemówienia Morawieckiego i niezwykła pewność siebie, z jaką mówił również odnośnie do przyszłości rządzenia Polską.

To ważna wiadomość dla klasy politycznej i jeśli Kaczyński nie zmieni zdania, również wiadomość na swój sposób dobra. Bo wprawdzie wygrana PiS będzie wielkim rozczarowaniem dla demokratycznej Polski, lecz z dwojga złego chyba wszyscy wolimy premiera Mateusza Morawieckiego niż premiera Przemysława Czarnka.

Czytaj też: Pan Czarnek idzie na premiera. Oto co nas jeszcze może czekać

Na gapę wozem Tuska

Trzygodzinna impreza PiS przede wszystkim była jednak, wedle słów rzecznika rządu Piotra Müllera, „typową konwencją mobilizacyjną dla naszych struktur, dla całej partii, naszych sympatyków w całej Polsce”. Te skromne zamiary zapewne w znacznym stopniu zostały zrealizowane. Widzowie TVP i czytelnicy gazet rządowych odniosą wrażenie, iż w niedzielę odbyły się dwa konkurencyjne i porównywalnej wagi wiece partyjne. Ot, kampanijny dzień jak co dzień.

Prawda jest inna, bo warszawski marsz opozycji był wydarzeniem oszałamiającym swym rozmachem i jego potencjał mobilizowania wyborców był z pewnością bardzo znaczny. Wyborcy PiS w większości się jednakże o tym nie dowiedzą, a ci, do których ta wiadomość dotrze, otrzymali od swojej partii sygnał, że skoro opozycja zebrała kilka dodatkowych punktów, to tym bardziej trzeba się zmobilizować. W ten sposób propagandzistom PiS udało się podjechać kawałek na gapę wozem Donalda Tuska. Z punktu widzenia technologii politycznej konwencja w Katowicach nie była więc może taka głupia.

Nie ma sensu opowiadać punkt po punkcie, co tam reżyser tego wydarzenia wymyślił, a co odegrali kolejni aktorzy na scenie. Zamiast tego warto odnotować osobliwości i scharakteryzować generalny styl tej imprezy oraz towarzyszący jej nastrój. Jeśli chodzi o to ostatnie, to oglądając konwencję, nie odniosłem wrażenia sztuczności i reżyserowanej fałszywej klaki. Zdaje się, że zgromadzeni w Spodku ludzie – zarówno dygnitarze i aparatczycy PiS, jak i zwykli działacze – naprawdę wierzyli w to, co słyszeli. A ich świat emocjonalny wydaje się ukształtowany analogicznie do naszego. I tu, i tam jest poczucie cywilizacyjnego zagrożenia, obawa o fundamentalne wartości i los państwa w przypadku, gdyby władza po wyborach dostała się w ręce przeciwnika, a także przekonanie, że ten przeciwnik jest zdrajcą, złodziejem i brutalem.

Kaczyńskiemu i jego ludziom udało się dokonać całkowitego wyparcia i inwersji – każda podłość, której się dopuszczają, jest machinalnie przypisywana wrogowi, a każda emocja, która niesie wroga, natychmiast przywłaszczana. Można to nazwać metodą „na lustro”. PiS karykaturalnie i prześmiewczo odbija prawdę o sobie, projektując ją w formie małpiego przedrzeźniania i oszczerstw na PO. Tyle że wyborcy PiS biorą to za dobrą monetę, zaś wielu innych czuje się zdezorientowanych i rezygnuje z opowiadania się po którejś ze stron (i udziału w wyborach). Trzeba przyznać, że jest to diabelska wprawdzie, lecz jakoś imponująca swą brutalną skutecznością strategia. Jak to wyglądało w szczegółach? Warto podać kilka przykładów.

Prof. Ewa Łętowska: Ta kampania nie jest ani rzetelna, ani uczciwa, ani równa

Morawiecki wymachuje teczką

Jak cały przekaz propagandowy PiS, również wydarzenie w Katowicach skoncentrowane było na osobie Donalda Tuska, opisywanego jako zdrajca, dla pieniędzy wysługującego się dwóm hegemonom: Niemcom i Rosji. W długiej ględzie Kaczyńskiego dominowały absurdalne mitomańskie banialuki, odzwierciedlające paranoiczną obsesję prezesa PiS na punkcie przywódcy opozycji. Krótko parafrazując: Tusk takim zupełnym gamoniem nie jest, bo wie, gdzie stoją konfitury. Jest autorem „Systemu Tuska”, którego celem jest rabunek Polski kosztem podporządkowania naszego kraju Niemcom i Rosji. Chodzi o pieniądze – jeśli Tusk rozbrajał Polskę i wyznaczał linię obrony kraju na Wiśle, to po to, by wydając mniej na obronność, móc ukraść więcej pieniędzy. I tak dalej. Stan umysłu „kapitana biało-czerwonej drużyny” to istny obłęd.

Jak mantrę powtarzano, że Tusk chce Polskę rozbroić, wyprzedać i sterroryzować masami nielegalnych imigrantów. Morawiecki, jak niegdyś słynny Stan Tymiński, wymachiwał „teczką Tuska” zawierającą rzekome „kompromaty”, dowodzące, że miał zamiar wpuścić do Polki, na żądanie Niemiec, nieograniczoną liczbę imigrantów. O politykach PO wyrażał się per dyletanci, patałachy, gamonie, przestępcy i mafia. Jeśli dojdą do władzy, zaprowadzą system oparty na brutalnym prawie dżungli, a z państwa polskiego uczynią jeden z „landów europejskich”. Tusk „za wasze pieniądze, drodzy rodacy”, „pił drogie wina i palił drogie cygara”. I tak dalej.

To nie do wiary, że takie brednie wygaduje wielki bogacz, beneficjent bankowego kapitalizmu, dorabiający się w Tuskowej dżungli milionów, były tegoż Tuska doradca, bohater afery z działkami i innych podejrzanych transakcji, a przede wszystkim premier co najmniej politycznie odpowiedzialny za tak gigantyczne i haniebne nadużycia jak afera respiratorowa, próba wyprowadzenia pieniędzy z NCBiR i wiele innych. Jednak stara złodziejska metoda, aby wołać najgłośniej „łapać złodzieja!”, wciąż jest skuteczna i tylko trzeba być dostatecznie bezczelnym, aby w pełni korzystać z jej dobrodziejstw.

Czytaj też: Tajemnice okręgu wyborczego 33. Spadochroniarze lubią ten teren

Czysty bezwstyd i wulgarna manipulacja

Długo by wymieniać popisy chamskiej przewrotności odgrywane na katowickiej scenie. Daruję to nam wszystkim – lubujących się w perwersji odsyłam do konta PiS na Facebooku, gdzie można obejrzeć całość. Warto jednakże wspomnieć przynajmniej o nowym spocie PiS „Tusk to wstyd”. Ten obrzydliwy utworek, zaanonsowany („Mam nieprzyjemność zapowiedzieć…”) ze sceny jako nienadający się dla dzieci, jest montażem bardzo wrogich, a nawet wulgarnych wypowiedzi polityków związanych z PO oraz osób sprzyjających opozycji. Są to wypowiedzi będące reakcją na przemoc policji, na najcięższe bezprawie i agresję, lecz o ich powodach i kontekście nie ma w spocie ani słowa. Sama agresja przedstawionych osób ma przemawiać przeciwko nim.

Czysty bezwstyd i wulgarna manipulacja. Ale jakże skuteczna! W Polsce panuje bowiem dziecinne przekonanie, że ten, kto wyraża gniew, krzyczy bądź używa nieparlamentarnych słów, z natury rzeczy nie ma racji i nie powinien być słuchany. Propaganda PiS doskonale to wykorzystuje. Jednym z negatywnych bohaterów spotu jest były prezydent Bronisław Komorowski, który komentując agresywne zachowanie bojówek faszystowskich, zauważył przytomnie, że „trzeba czasami mieć odwagę lać się dechą z takimi ludźmi”. Widocznie PiS w pełni identyfikuje się z bojówkami, bo europoseł Tarczyński uczynił sobie z deski, oklejonej serduszkami z Marszu Miliona Serc, rekwizyt dla swojej opowieści o tym, jak to pozbawiony serca Donald Tusk chce zmuszać Polaków do pracy do 67. roku życia, wpuścić tabuny imigrantów, a na dodatek zlikwidować mur na granicy z Białorusią.

Chyba najbardziej niesłychany i przerażający w zachowaniu aparatu PiS jest jego agresywny amoralizm połączony z nastrojem patosu i uniesienia. Nie mogę żadną miarą pojąć, a tym bardziej pogodzić się z bezwstydem, z jakim w obliczu katastrofalnej historii ze sprzedawaniem polskich wiz przez mafię zakotwiczoną w MSZ ludzie ci śmią szczekać na opozycję, że chce wpuszczać do Polski masy imigrantów. Podobnie zapiera mi dech w piersiach niebywała buta, z jaką PiS wyrzuca za burtę tragedię pushbacków i będącą wynikiem tego procederu śmierć co najmniej kilkunastu osób, lżąc bez opamiętania każdego, kto chce o tym mówić. Marszałek Sejmu Elżbieta Witek z takim wewnętrznym przekonaniem opowiadała o łzach żon i matek szkalowanych żołnierzy, że słuchając jej, miałem wrażenie, że jesteśmy z jakichś dwóch moralnych planet. Na jednej brutalne zachowanie żołnierzy, w wyniku którego umierają ludzie, jest tragedią i wstydem, a na drugiej mówienie źle o własnych żołnierzach, bez względu na to, czego się dopuścili, zawsze jest zdradą i łajdactwem.

Mam tylko nadzieję, że już wkrótce etycy będą mogli spokojnie i komfortowo analizować świadomość moralną elit PiS jako przykład z przeszłości, która nie wróci.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną