Na pierwszą część tytułu („Czy głosować?”) zdecydowana odpowiedź brzmi: tak. Wszyscy, którzy uważają, że PiS (dla wygody przez PiS rozumiem ewentualną koalicję pod przewodem tej partii) nie powinien dalej rządzić, powinni głosować za partiami opozycyjnymi. Nie ma w tym zdaniu niekonsekwencji, ponieważ można jednocześnie uważać, że formacja dowodzona przez p. Kaczyńskiego nie powinna dalej rządzić, oraz zdecydować, że nie pójdzie się na wybory, bo „moja chata skraja” i nie muszę się o nią martwić.
Taka postawa zwiększa szanse dobrozmieńców na kolejną kadencję – ich przegrana jest bardziej prawdopodobna przy frekwencji ok. 65 proc. niż przy niższej. W wyborach (biorę pod uwagę tylko elekcje do Sejmu) w latach 2007–23 frekwencja wynosiła odpowiednio (w zaokrągleniu) 54 proc. (2007), 49 proc. (2011), 51 proc. (2015) i 61 proc. (2019). W dwóch pierwszych przypadkach PiS przegrał, w dwóch następnych wygrał.
Zakładając, że struktura ogółu wyborców jest w przybliżeniu podobna, frekwencja w przedziale (dla uproszczenia) 50–60 proc. może być korzystna dla każdej z rywalizujących stron. Szansa PiS polega m.in. na tym, że ma stabilny żelazny elektorat, który wynosi ok. 30 proc. Każde frekwencyjne przewyższenie tego pułapu jest dla PiS niekorzystne, a dwukrotne z nadwyżką 5 proc. odbiera mu szanse na rządzenie, nawet koalicyjne.
Przytoczone dane ujawniają stosunkowo wysoki procent osób, które nie poszły do wyborów, mianowicie 46 proc., 51 proc., 49 proc. i 39 proc. Tym razem może być inaczej, aczkolwiek PiS robi wszystko, aby frekwencja była wysoka tam, gdzie nie może liczyć na sukces, i niska tam, gdzie oczekuje porażki (na razie to tylko sygnalizuję – więcej o tym w kolejnym felietonie).