Po tzw. debacie w TVP nie spodziewaliśmy się niczego dobrego. Niesłusznie, bo liderzy demokratyczni wycisnęli z niej tyle, ile się dało. Mimo że była tak ustawiona, żeby na ich tle Mateusz Morawiecki wypadł jako mniejszy Jarosław Kaczyński. To się nie udało. Agresywny premier z pewnością nie przeciągnął na stronę PiS-u wyborców niezdecydowanych. Donald Tusk wykonał swoje zadanie dobrze, Szymon Hołownia i Joanna Scheuring-Wielgus jeszcze lepiej.
Mur czarnej propagandy PiS
Zadaniem Tuska było przebicie się z przekazem przez mur zbudowany przeciwko niemu przez czarną propagandę pisowską. Głównym jej narzędziem są od ośmiu lat TVP i Polskie Radio pod politycznym nadzorem obecnej władzy. W tzw. debacie nawet pytania zadawane przez prowadzących ustawione były pod przekaz pisowski. Miały przedstawić obóz rządzący jako siłę konstruktywną, a opozycję jako destrukcyjną. Widz miał usłyszeć odpowiedzi potwierdzające ten fałszywy konstrukt.
Sześć zaproponowanych tematów – relokacja migrantów, wysokość wieku emerytalnego, świadczenia socjalne, prywatyzacja Lasów Państwowych, bezpieczeństwo publiczne, bezrobocie – próbowano powiązać z referendum doczepionym przez PiS do wyborów parlamentarnych. Każdy temat poprzedzono pytaniem opartym na wspomnianej fałszywej dychotomii: obecna władza chce dobrze i tylko dobrze, a wy – co macie do zaproponowania? Te minireferaty z gatunku propagandy sukcesu miały zepchnąć demokratów do defensywy.
Demokraci przebili mur
Ale nie zepchnęły. Mimo drakońskiego skrócenia czasu odpowiedzi do jednej minuty – pytania były zwykle dłuższe – i antydemokratycznego zakazu riposty demokraci zdążyli przekazać w ciągu, licząc razem z wolną wypowiedzią na koniec, siedmiu przyznanych im minut główne punkty swoich programów wyborczych. Premier Morawiecki, codziennie promowany w TVP, nie musiał się streszczać. Swoje siedem minut poświęcił przede wszystkim napaściom na Tuska i samochwalstwu.
Demokraci przebili mur. Hołownia i Scheuring-Wielgus skupili się na prezentacji swoich programów. Morawiecki usiłował przedstawić Trzecią Drogę i Lewicę jako „przystawki” Tuska. Każda odpowiedź Hołowni i liderki Lewicy pokazywała, że to fałsz. Oboje zaznaczyli swoją odrębną tożsamość polityczną, nie wchodząc, słusznie, w polemikę z przyszłym koalicjantem, ugrupowaniem Tuska.
Inną metodę przyjęli przedstawiciele Bezpartyjnych Samorządowców i konfederatów. Obaj mówili językiem „symetryzmu”, fałszywego zrównania obozu Kaczyńskiego z obozem Tuska.
Donald Tusk przyjmował ataki i złośliwości Morawieckiego z pobłażliwością. Rzadko się rewanżował, bo przyjął, słusznie, inną strategię: zerwania gęby przyprawionej mu przez Kaczyńskiego i jego obóz. Narzucona formuła tej „debaty” uniemożliwiała mu riposty na kłamstwa i insynuacje Morawieckiego. Nadrobił to w końcowej wypowiedzi, wzywając premiera i wicepremiera Kaczyńskiego na jeszcze jedną, ale swobodną, prawdziwą debatę w ostatnim dniu kampanii.
Wszystko jest wciąż możliwe
Dobór pytań wymownie pomijał tematy drożyzny – Tusk o nim mógł tylko wspomnieć, zamrożonych funduszy unijnych dla Polski, obecnej roli Kościoła, polityki zagranicznej, w tym konfliktu z Unią Europejską na tle łamania praworządności i sygnalizowanego coraz silniej „polexitu”, oraz gwałtownego pogorszenia relacji z Ukrainą.
Temat ukraiński wykorzystał tylko Krzysztof Bosak, ale w duchu antyukraińskim i nacjonalistycznym, aby zaprezentować swoje ugrupowanie jako rzekomo jedyne broniące polskich interesów. Oczywiście nie dałoby się tych wszystkich tematów rzeczowo przedyskutować w ciągu jednej godziny. I o to chodziło organizatorom tego przesłuchania w wynajętym zapewne za ciężkie pieniądze prywatnym studiu firmy ATM. Słusznie zwrócono już uwagę, że to karygodny przejaw niegospodarności obecnych władz TVP.
Nie był to jednak czas zmarnowany, choć naturalnie jedna godzina z udziałem Tuska i innych liderów demokratycznych to kropla w morzu pisowskiej propagandy. Trudno się spodziewać, by zmiękczyła beton złożony z partii Kaczyńskiego, jej prawdziwych przystawek, nomenklatury, beneficjentów państwa PiS i żelaznego elektoratu, który święcie wierzy w mantrę prezesa, że czarne jest białe. Demokraci stanęli na wysokości zadania, nie wystraszyli się pisowskiego molocha medialnego i jego funkcjonariuszy, pokazali zróżnicowaną alternatywę. Wszystko jest wciąż możliwe.