Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Łabędzi śpiew Mateusza Odnowiciela i PiS. Kończy się w Polsce dramatyczny, uciążliwy etap

Mateusz Morawiecki wygłasza exposé. Mateusz Morawiecki wygłasza exposé. Prawo i Sprawiedliwość / X (d. Twitter)
Każdy, kto zna polską politykę, wie, jak bardzo Mateusz Morawiecki rozmija się z prawdą i jak mało wiarygodne są jego piękne wizje, nawet gdyby dane mu było dalej rządzić. Szkoda czasu na polemiki. Jest jednakże coś dobrego w tym łabędzim śpiewie premiera.

Pośród tłumu posłów i urzędników grzebiących w telefonach, pośród pokrzykiwań i dogadywań, pośród śmiechów serdecznie ubawionych polityków dotychczasowej opozycji i samego Donalda Tuska odchodzący z urzędu premier trzech rządów, licząc łącznie z tym ostatnim, dwutygodniowym, wygłosił w poniedziałek 11 grudnia przed południem zgrabne przemówienie. Adresował je głównie do dwóch osób: do umęczonego i dramatycznie postarzałego w ciągu ostatnich tygodni Jarosława Kaczyńskiego oraz rześkiego i pełnego werwy Donalda Tuska. Kaczyńskiemu się kłaniał, cytując program założonej przez niego poprzedniczki PiS, Porozumienia Centrum. Tuska jakby prosił o zmiłowanie nad ludźmi PiS, na różne sposoby obiecując, że od teraz będą wzorowymi demokratami i konstruktywną opozycją.

Przechwałki, obietnice, oskarżenia

„Program działania Rady Ministrów”, czyli exposé premiera Mateusza Morawieckiego, nie różnił się wiele od innych jego przemówień i codziennego przekazu propagandy PiS. Exposé składało się z przechwałek, obietnic, półprawd, przemilczeń, oskarżeń pod adresem dawnych rządów Tuska, diagnoz cywilizacyjnych i wielkich słów o wartościach. Jako że jest to zapewne ostatnie ważne wystąpienie Morawieckiego w jego karierze politycznej, warto jego treść odnotować. Nie dlatego, aby – jak z typową dla siebie megalomanią twierdził Morawiecki – było to exposé historyczne, bo 20. od upadku komuny, lecz dlatego, że zamyka dramatycznie trudny i uciążliwy okres w życiu politycznym Polski, okres rządów Kaczyńskiego i jego przybocznych, pośród których Morawiecki przez kilka lat grał pierwsze skrzypce.

Morawiecki czynił delikatne aluzje świadczące o tym, że nie zamierza udawać, iż oto wybrzmiewa prawdziwe exposé premiera, który ma powody spodziewać się wotum zaufania, a nie kogoś, kto ma pewność, że właśnie takiego wotum zaufania nie otrzyma i tym samym utraci władzę. Morawiecki nie posunął się do zgrywy i błazeństwa, jak to mu się zdarzało w przeszłości. Wystąpienie było poważne, dość zrównoważone, retorycznie poprawne, jakkolwiek tak samo odklejone od rzeczywistości jak wszystkie inne przemówienia ludzi PiS, a w szczególności skłonnego do mitomanii premiera.

Od strony politycznej ważne było to, o czym nie wspomniał. Oczywiście nie wspominał o porażkach swego rządu, o dramatycznym zadłużeniu Polski, o dewastacji demokratycznych instytucji, o nepotyzmie i złodziejstwie. Na szczęście nie posunął się do chwalenia „reformy sądownictwa” ani przekopu Mierzei Wiślanej. Ale, co może zaskakiwać, nie cytował też Jana Pawła II i w ogóle nie odwoływał się do religii. Oprócz, a raczej mimo zapewnień, że powinniśmy pozostać w Unii Europejskiej i że wokół nas wojny i niepokoje, Morawiecki nie zająknął się nawet o polityce międzynarodowej, a słowo „Ukraina” nie padło ani razu. Podobnie jak nazwa któregokolwiek z sąsiednich państw. Nie padło również wyrażenie „wprowadzenie euro”.

Ani słowa o edukacji, pandemii, aferach

Nie było też słowa o edukacji, bo najwyraźniej nawet Morawiecki uznał, że nie ma się czym chwalić, a zwłaszcza za co chwalić Przemysława Czarnka, niesławnego ministra od szkół i uczelni. Nie było też dosłownie nic o tragedii pandemii, o śmierci ponad 200 tys. Polaków, których część z pewnością dałoby się uratować, gdyby rząd prowadził politykę sanitarną, a nie wizerunkową. Nie było ani słowa o żadnej spośród dramatycznych co do swej skali i rodzaju afer, których byliśmy przez minione osiem lat bezradnymi świadkami.

Ale nie było też personalnych ataków na Donalda Tuska. Ani on, ani żadna inna osoba spośród dotychczasowej opozycji nie została wymieniona z nazwiska. Nie padło ani nazwisko Tuska, ani Dudy, ani Kaczyńskiego. Można było odnieść wrażenie, jakby Morawiecki właśnie zaczął szukać nowej pracy i zapewniał osoby, które mogą mu w tym przeszkodzić niepotrzebnymi wezwaniami do prokuratury czy na komisje śledcze, że jednak co złego, to nie on. Bo od strony retorycznej przesłanie exposé było jasne: jestem fajny, dobrze rządziłem i w ogóle daję się lubić. Od strony ideowej zaś był to typowy dla współczesnej umiarkowanej prawicy europejskiej manifest progresywnego, elastycznego konserwatyzmu, który chroni stare dobre wartości, lecz jednocześnie nie przeszkadza ludziom żyć po swojemu, tak jak chcą.

Morawiecki nadał swojemu wystąpieniu charakter nie tyle programu rządowego, ile długofalowego programu partyjnego. Po złożeniu podziękowań wyborcom PiS i przedstawieniu niedawnych wyborów jako wielkiego sukcesu swojej formacji przeszedł do deklaracji wartości, by następnie wskazać wyzwania stojące przed Polską oraz sposoby, jakimi należy się z nimi mierzyć. Podział ten był zresztą dość umowny, bo w gruncie rzeczy przechwałki, diagnozy i prognozy, okraszone patosem i przytykami do dawnych rządów Tuska, przeplatały się ze sobą przez całe ponadgodzinne przemówienie.

W każdym razie zaczęło się od „części aksjologicznej”, w której usłyszeliśmy apoteozę pięciu wartości. Na imię im człowiek, samostanowienie, ambicja, wiarygodność oraz odpowiedzialność. Rząd ma widzieć jednostkę, lecz – wbrew liberalnemu dogmatyzmowi – zawsze w kontekście wspólnoty. Człowiek musi być wolny, w sposób autonomiczny i podmiotowy kierować swoim życiem, lecz warunkiem zachowania wolności jest zachowanie suwerenności państwowej. Nie można dopuścić do tego, aby Unia odebrała kompetencje państwom członkowskim. Polska musi sama o sobie stanowić, a jednocześnie powinna być państwem ambitnym i stawiać sobie wysokie cele – w sferze gospodarczej i kulturowej. Powinna przyciągać wielkie inwestycje i rozwijać własny, zaawansowany przemysł. Powinna mieć silną armię i odgrywać podmiotową rolę w polityce międzynarodowej. Władza musi realizować to, co obiecuje, i we wszystkich poczynaniach kierować się odpowiedzialnością za państwo i społeczeństwo.

Rząd PiS „obniżał, reformował, łagodził”

A oto wyzwania dla Polski w wydaniu Mateusza Morawieckiego: dokonać skoku cywilizacyjnego i dołączyć do grona państw najbardziej rozwiniętych; wesprzeć rodzinę; dokończyć rewolucję cyfrową; poprawić jakość usług publicznych; wesprzeć seniorów; upowszechnić dostęp do kultury. A na deser (ku wielkiemu rozbawieniu ław opozycji): wdrożyć (od następnej kadencji parlamentu) pakiet reform demokratycznych, wyposażających opozycję w większe kompetencje i możliwości działania oraz wzmacniających instytucję referendum.

Prezentacja tych wyzwań to mieszanka przechwałek oraz planów. Przechwałki były na wyrost i częściowo nieprawdziwe (co w swoich wystąpieniach po exposé premiera wytknęli w szczegółach posłowie), a zapowiedzi niewiarygodne i pozbawione znaczenia, jako że tego rządu po prostu nie będzie. Mimo to trzeba jedne i drugie odnotować, bo łabędzi śpiew formacji odchodzącej po ośmiu latach dramatycznie niepraworządnych i złych rządów domaga się starannego udokumentowania przez każde polityczne medium. Dla uproszczenia obrazu odrębnie omówię przechwałki, by następnie spisać obietnice, których z pewnością nie będzie już musiał Morawiecki realizować.

Otóż rządy PiS uwolniły Polskę od zmory bezrobocia, nisko płatnej pracy bez perspektyw oraz zarobkowej emigracji. „To było rzeczywiste zło”. Te rządy pokazały bankructwo neoliberalizmu, któremu rządy PiS przeciwstawiły nowy ustrój – model państwa solidarnego („Rzeczpospolitą liberalną zamieniliśmy na Rzeczpospolitą solidarną”). Rząd radykalnie obniżył podatki, a jednocześnie radykalnie zwiększył finansowanie służby zdrowia i armii. A stało się to bez naruszania dyscypliny budżetowej, która – jeśli wyłączyć z bilansu sięgające 4 proc. PKB wydatki na wojsko – sytuuje Polskę w czołówce krajów o najniższym deficycie budżetowym. Ponadto rząd wyrwał nas z pułapki średniego rozwoju oraz uzależnienia od zagranicznego kapitału. Radykalnie wzrosły płace Polaków, bo w ciągu minionych lat rozwijaliśmy się szybciej niż inne kraje UE, wskutek czego dołączyliśmy do grona 20 największych gospodarek świata. Dokonano reformy sektora finansowego, doprowadzono do radykalnego zmniejszenia luki vatowskiej, przywrócono uczciwe zasady gry rynkowej, uzdrowiono całe sektory gospodarki.

„Kryzys finansowy za nami”, a „całkiem niedługo możemy dogonić Hiszpanię”. Do Polski napływają wielkie inwestycje zagraniczne, głównie z USA. Polski przemysł po pandemii rozwija się szybciej niż w pozostałych krajach UE. Wzrost dochodów budżetowych pozwala na prowadzenie polityki wyrównywania szans i solidaryzmu społecznego, zwłaszcza w odniesieniu do seniorów. Przeprowadzono prawdziwą rewolucję cyfrową. Dosłownie przeszliśmy w ciągu tych ośmiu lat z ery analogowej do cyfrowej. Sytuacja gospodarcza jest dobra, co oznacza, że „historia daje nam szansę, a od nas zależy, czy ją wykorzystamy”.

Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej. Musimy się tylko wyzwolić z „mikromanii”, czyli braku ambicji i odruchu służalczości. „Odłóżmy mikromanię na bok; nie propagujmy perspektyw naszych wrogów czy konkurentów”.

Prawicowa opozycja Morawieckiego

A oto co nas czeka (czekałoby) pod dalszymi rządami PiS i Morawieckiego. Gdy mimo wszystko jednak my (to znaczy oni) będziemy rządzić, to zbudujemy Centralny Port Komunikacyjny, który zapewni Polsce prawdziwy skok cywilizacyjny. Temu samemu celowi posłużą elektrownie atomowe, które pomoże nam postawić Ameryka. Ponadto stworzymy silną, 300-tysięczną armię. Będziemy kontynuować politykę prorodzinną, minimalizującą zjawisko zmniejszania się dzietności w miarę wzrostu zamożności społeczeństwa. A stanie się to poprzez reformy sprzyjające dalszej aktywizacji zawodowej kobiet oraz zmniejszeniu luki płacowej między mężczyznami i kobietami. Bo „miejsce kobiety powinno być tam, gdzie ona sama sobie wybierze” (tu moja pełna zgoda).

Dla par borykających się z niepłodnością stworzymy bon rodzicielski, który będą mogły wykorzystać wedle uznania (w domyśle: także na opłacenie procedur in vitro). Nadal będziemy budować w wielkiej liczbie tanie mieszkania. Dokonamy dalszych postępów w cyfryzacji państwa i przygotujemy się na trudną do przewidzenia w jej konkretnych skutkach, lecz z pewnością radykalnie zmieniającą rzeczywistość i rynek pracy rewolucję związaną z wykorzystaniem sztucznej inteligencji. To państwo musi mieć decydujący głos w sprawach związanych z technologiami cyfrowymi. Musi chronić społeczeństwo przed jej nadużyciami, tak jak musi bronić internetu przed restrykcjami politycznej poprawności. W związku z nadchodzącymi przemianami cywilizacyjnymi, łącznie z tym, co nazywa się postpracą, trzeba będzie poczynić pierwsze przygotowania do wprowadzenia minimalnego dochodu podstawowego.

Podniesiemy też jakość usług publicznych i doprowadzimy do decentralizacji państwa, z korzyścią dla mniejszych miast, poszkodowanych przez reformę administracyjną zmniejszającą liczbę województw. Reforma administracji zmniejszy jej hierarchiczność na rzecz usieciowienia. Rozwiniemy ponadto naszą politykę senioralną. Przywróciliśmy seniorom godność poprzez przywrócenie wieku emerytalnego, darmowe leki i inne programy. Teraz czas na wprowadzenie emerytury stażowej, ulgi dla firm zatrudniających odpowiednio dużą liczbę seniorów, dofinansowanie edukacji osób starszych, na czele z Uniwersytetami Trzeciego Wieku. Będziemy też tworzyć nowoczesne domy seniora w formie cohausingu oraz miejskie przestrzenie międzypokoleniowe. Ponadto radykalnie zwiększymy dostępność do kultury, zwłaszcza w mniejszych ośrodkach, gdzie powstaną nowe świetlice, nowoczesne mediateki i centra kultury. Powstaną też kolejne nowoczesne muzea, oparte na technologiach rozszerzonej rzeczywistości. Bo „kto nie ma odwagi wyprzedzać przyszłości, ten na zawsze będzie skazany na zacofanie”.

Cóż, każdy, kto zna polską politykę, wie, jak bardzo Mateusz Morawiecki rozmijał się w swym exposé z prawdą i jak mało wiarygodne są jego piękne wizje, nawet gdyby dane mu było dalej rządzić. Szkoda czasu na polemiki. Jest jednakże coś dobrego w tym łabędzim śpiewie premiera. Jeśli on i politycy, którzy w przyszłości będą stanowić prawicową opozycję (w ramach PiS lub tego, co się z PiS urodzi), faktycznie hołdować będą takim poglądom, jakie zaprezentował dziś Morawiecki, to w sumie całkiem nieźle.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną