Bank Światowy poinformował oficjalnie, że Jacek Kurski przestał być uważany za przedstawiciela Polski w jego władzach w Waszyngtonie. Równocześnie posadę w tej kluczowej międzynarodowej instytucji finansowej stracił Kacper Jakub Kamiński, syn Mariusza.
Czytaj też: Danuta Holecka, moralna mentorka Jacka Kurskiego
Nagroda za TVP
Kurski od grudnia minionego roku funkcjonował jako „alternate executive director”, a Kamiński jr miał od pięciu lat (czyli już jako niespełna 30-latek) doradzać... poprzedniczce Kurskiego, czyli Katarzynie Zajdel-Kurowskiej. Tajemnicą poliszynela było, że obaj nie mieli w branży finansowej wielkiego poważania (młodzieniec Kamiński wedle źródeł medialnych miał skądinąd sporadycznie pojawiać się w pracy). Mimo to ich protektorzy z kręgów PiS barwnie opowiadali o tym, jakie to mają doświadczenie, wizje i wpływy.
Tylko Henrykowi Kowalczykowi, ministrowi rolnictwa w rządzie PiS, wypsnęło się kiedyś w obecności dziennikarzy, że posada w Banku Światowym dla Kurskiego „to nagroda za to, co zrobił w TVP”. Zacna zresztą – w ciągu roku zarobił ok. 200 tys. dol. Niezgorsze też były dochody syna ówczesnego koordynatora służb specjalnych – młody Kamiński dostawał „między 120 a 150 tys. dol. rocznie”.
Osobnym – i nie tylko symbolicznym – smaczkiem tej historii jest to, że stała się ona okazją do ogłoszenia przez Bank Światowy, że tzw. gubernatorem Polski jest w nim teraz minister finansów nowego rządu RP Andrzej Domański, a nie prezes NBP Adam Glapiński.
A PiS wciąż walczy
Naturalnie można – i trzeba – cieszyć się z tak wymownego przywracania racjonalności i zwykłej uczciwości, ale i powagi państwa polskiego. Z tego, że partyjny propagandzista nie będzie już przedstawiany jako fachowiec od finansów i ambasador Polski. I że na łono rodziny, której ojciec jest oskarżany o różne sprawy, wróci syn. Bynajmniej nie marnotrawny.
Rzecz w tym, że równocześnie podobnych w istocie przypadków pozostało w spadku po państwie PiS tysiące. O ile przykłady Kurskiego, Kamińskiego, Obajtka czy Goss (powierniczki samego prezesa w Orlenie) są, by tak rzec, ikoniczne, to po ośmiu latach cały kraj jest opleciony siecią partyjno-rodzinnych powiązań. Bo równie znamiennym jej symbolem są zatrudniane ponoć też dzięki koneksjom urzędniczki najniższych nawet szczebli struktur Lasów Państwowych, niektórych kuratoriów czy urzędów gminnych.
Nie mówiąc już o państwowych mediach, rozmaitych spółkach i agencjach, urzędach i inspektoratach. Z tego bierze się baza – i wciąż siła – PiS. Jakże polskiej w istocie partii wujków i szwagrów.
PS A że PiS wciąż walczy, najnowszy dowód z Małopolski: oto dworcem autobusowym w moim rodzinnym Krakowie (i w Nowym Sączu) ma zawiadywać Anna Paluch, wieloletnia aktywistka PiS z Podhala, która wprawdzie nie dostała się teraz do Sejmu, ale decyzją partyjnego kolegi – wicemarszałka sejmiku województwa – dostała właśnie posadę w zarządzie spółki Małopolskie Dworce Autobusowe (roczne zarobki to jakieś 260 tys. zł).