Z badania przeprowadzonego jeszcze przed wyborami przez Instytut Spraw Publicznych wynika, że statystyczna osoba interesująca się sprawami publicznymi w Polsce to popierający koalicję demokratyczną mężczyzna między czterdziestką a sześćdziesiątką, z wyższym lub pomaturalnym wykształceniem, prywatny przedsiębiorca lub kadra kierownicza średniego szczebla. Osoby, do których PiS kierował przede wszystkim swoją politykę i propagandę – emeryci, słabiej wykształceni – są najmniej społecznie aktywne. Z ich pomocą raczej trudno byłoby spowodować zasadniczą zmianę.
Rządząca koalicja ma więc kapitał w postaci aktywnych obywateli. A zatem szansę nie tylko na naprawę państwa, ale też mentalności społecznej. Czyli na to, co PiS bardzo chciał przeprowadzić, tyle że w konserwatywnym, wykluczającym duchu. Przemiana mentalności nastąpiła, ale w kierunku dokładnie przeciwnym: społeczeństwo stało się mniej ksenofobiczne, bardziej otwarte na przemiany społeczne, takie jak samostanowienie kobiet o ich prokreacji czy zrównanie w prawach związków osób tej samej płci.
Także zdecydowany spadek zaufania wiernych do Kościoła katolickiego to w jakiejś mierze zasługa rządów PiS, który doprowadził do ostentacyjnego mariażu tronu z ołtarzem, wykluczania innowierców i agnostyków oraz narzucania lansowanej przez Kościół moralności za pomocą państwowego prawa. O tym, jak głęboko PiS obrzydził społeczeństwu Kościół hierarchiczny, świadczy to, że niedawne zdjęcie przez nowego wojewodę lubelskiego krzyża z reprezentacyjnej sali urzędu nie wzbudziło zwyczajowych protestów. Obruszyło się tylko w mediach społecznościowych kilku polityków PiS.
Polacy mniej lub bardziej niezadowoleni
Badanie ISP przeprowadzono w czerwcu 2023 r. Pokazało ono, że po ośmiu latach rządów PiS średnia niezadowolenia z sytuacji politycznej wyniosła w różnych grupach 71 proc. (zbieżność z frekwencją wyborczą raczej nieprzypadkowa). Średnie zadowolenie to zaledwie 22 proc. Natężenie niezadowolenia jest tym wyższe, im wyższe jest wykształcenie badanych i niższy wiek.
Niezadowoleni byli bardziej najmłodsi (17–19 lat), więcej zadowolenia wykazywali najstarsi (65+). Najbardziej niezadowoleni byli przedsiębiorcy (82 proc. niezadowolonych, 16 proc. zadowolonych) i osoby uczące się. Najbardziej zadowoleni – emeryci (64 proc. niezadowolonych, 31 proc. zadowolonych), rolnicy i pracownicy fizyczni. Kobiety są bardziej (o 5 pkt proc.) zadowolone od mężczyźn z sytuacji politycznej. Podobne wyniki uzyskano, pytając o ocenę sytuacji gospodarczej.
To znaczy, że w momencie wyborów wszystkie grupy społeczne w Polsce były niezadowolone z sytuacji politycznej i gospodarczej w kraju, choć to niezadowolenie miało różne natężenie. Osoby, które deklarowały w badaniu poparcie dla PiS, były niezadowolone średnio w 22 proc., a w 70 proc. zadowolone. Wyborcy koalicji demokratycznej zadowoleni byli tylko w 5 proc. i aż w 94 proc. niezadowoleni. Najbardziej krytyczni wobec sytuacji w kraju są właściciele firm zatrudniający pracowników, osoby uczące się, pracownicy średniego szczebla i pracownicy biurowi.
Z zadowoleniem z pracy rządu Mateusza Morawieckiego było podobnie: średnio 69 proc. niezadowolonych i 24 proc. zadowolonych. Wśród głosujących na PiS zadowolonych było jednak 80 proc. To zadowolenie najwyraźniej nie przekłada się na gotowość działania na rzecz popieranej partii: w obronę TVP oprócz polityków PiS zaangażowało się zaledwie koło setki osób, a przeciwko rozwiązaniu podkomisji smoleńskiej i odebraniu Antoniemu Macierewiczowi służbowego samochodu z kierowcą i diet demonstracji nie było wcale. Zobaczymy, ile osób przyjdzie na ogłoszony przez Jarosława Kaczyńskiego na 11 stycznia wiec przeciwko wyrzuceniu pracowników PiS z publicznej telewizji.
Wysokie poparcie dla demokracji
60 proc. społeczeństwa popiera demokrację liberalną, czyli rządy większości ograniczone prawami mniejszości. To drugi wynik w Europie – Niemcy mają 64 proc. Poparcie takie wyrażają częściej wyborcy koalicji demokratycznej i osoby z wyższym wykształceniem. Ustrój autorytarny częściej popierają ludzie z wykształceniem niepełnym średnim, średnim i policealnym oraz źle oceniający swoją ekonomiczną sytuację.
Wśród młodych (17–24 lata) demokrację liberalną popiera 52,3 proc. Aż 47,3 proc. osób w wieku 25–29 lat jej nie popiera. To ludzie wchodzący w samodzielne życie, którym brak pomocy ekonomicznej ze strony państwa. Najsilniej demokrację liberalną popierają osoby 50+ (64 proc.), dla 25 proc. badanych najatrakcyjniejsze byłyby rządy ekspertów. 9 proc. popiera ustrój, w którym większość narzuca wolę mniejszości, a 7 proc. – rządy silnego lidera, który nie musi się przejmować parlamentem i wyborami, co daje poparcie dla ustroju à la PiS na poziomie 16 proc. 2 proc. poparłoby rządy wojska.
Ogólnie dla 69 proc. społeczeństwa demokracja różnych odmian jest najlepszym ustrojem. To spadek w stosunku do 2018 r., gdy było to 76 proc. (badanie CBOS). Jednak nie jesteśmy silnie ideowi: 67 proc. popierających demokrację ceni ją pod warunkiem zapewniania bezpieczeństwa ekonomicznego. Gotowość poświęcenia niektórych wolności w zamian za ochronę przed terroryzmem deklaruje 40 proc. społeczeństwa, ale starsi – od 65. roku życia – jeszcze częściej (47 proc.). Podobnie jest z zapewnieniem ochrony poziomu życia, zdrowia i bezpieczeństwa fizycznego. Stwierdzenie „Nie ma znaczenia, czy rząd jest demokratyczny czy niedemokratyczny” popiera 14 proc. ogółu badanych, 11 proc. młodych i 20 proc. w wieku 65+.
Autorzy raportu ISP zauważają jednak, że jeśli chodzi o młodych, protesty przeciw zamachowi PiS na praworządność, a szczególnie przeciw wyrokowi antyaborcyjnemu Trybunału nie-Konstytucyjnego, uświadomiły im znaczenie praw człowieka. Mniej skłonni są akceptować ich ograniczanie dla bezpieczeństwa czy w zamian za wyższy standard życia.
Słabe zaufanie do polityków
Rządy PiS pogłębiły nieufność wobec władzy politycznej. Najbardziej ufamy władzom lokalnym i Unii Europejskiej (po 46 proc.). Na drugim miejscu ex aequo są Rzecznik Praw Obywatelskich i organizacje pozarządowe (41 proc.). Zaufanie do organizacji jest jednak powodowane raczej brakiem zaufania do organizacji rządowych, bo badani nie mają większej wiedzy o NGO-sach i innych formach organizacji społeczeństwa obywatelskiego.
Na drugim biegunie – nieufności – przodują partie polityczne: 69 proc. 67 proc. nieufności w czerwcu miał Sejm, ale dziś prawdopodobnie wynik byłby inny, zważywszy na niesłychaną popularność, także wśród młodych, transmisji obrad. Dalej: pisowski rząd – 66 proc. nieufności, prezydent Andrzej Duda – 60 proc.
Autorzy raportu oceniają, że zaufanie do demokracji jako skutecznego i bezpiecznego ustroju spadło w Polsce po ośmiu latach rządów prawicowo-populistycznych, „w trakcie których doszło do zrujnowania porządku konstytucyjnego i rozmontowania większości bezpieczników państwa prawa, co doprowadziło do sporu o stan praworządności w kraju między rządem a instytucjami europejskimi”.
Natomiast wojna w Ukrainie i pandemia covid-19, światowy kryzys energetyczny i wzrost cen wpłynęły na pogorszenie sytuacji materialnej polskiego społeczeństwa, co zaowocowało słabymi nastrojami: 70 proc. badanych było niezadowolonych zarówno z sytuacji politycznej i gospodarczej w kraju, jak i rządów PiS. „Jak się wydaje, tak negatywne emocje społeczne mogły się przełożyć na dużą mobilizację obywateli w dniu wyborów 15 października 2023 r. Dla znacznej części z nich wrzucenie głosu do urny wyborczej mogło być również aktem wyrazu dezaprobaty wobec warunków, w jakich znalazł się ich kraj”. Frekwencja wzrosła w grupach najbardziej niezadowolonych: osób w wieku 17–29 lat i kobiet.
Chociaż od 2018 r. poparcie młodych do 29 lat dla demokracji spadło, to nie przełożyło się to na wzrost poparcia dla autorytarnych form rządów, które też osłabło. Autorzy raportu oceniają, że może być to skutek nie niechęci do demokracji, ale rozczarowania władzą PiS, który powołując się na demokratyczną wolę większości, prowadził rządy silnej ręki jednego człowieka.
Zaangażowanie polityczne mniejsze niż społeczne
Polityką interesuje się – przynajmniej w deklaracjach – 61 proc. badanych. Więcej mężczyzn (72 proc.) niż kobiet (51 proc.). Im wyższe wykształcenie, tym wyższe to zainteresowanie. Między elektoratami wielkich różnic nie ma: najwięcej zainteresowania deklarują wyborcy Konfederacji (75 proc.), potem koalicji demokratycznej (73 proc.) i PiS (70 proc.).
Najczęściej formy, w jakich manifestuje się zainteresowanie polityką, nie wymagają wiele wysiłku: 30 proc. badanych poparło internetową petycję lub protest, 24 proc. zrobiło to samo w realu, np. podpisując petycję lub protest na ulicy. 21 proc. zadeklarowało, że wypowiada się w sieci na tematy polityczne, komentując cudze wpisy czy prowadząc własny blog. 14 proc. uczestniczyło w demonstracji, a 10 proc. kontaktowało się z politykiem (np. swoim posłem) w sprawie publicznej. 4 proc. należy do jakiejś partii politycznej.
Poziom upolitycznienia polskiego społeczeństwa jest niższy niż poziom jego zainteresowania i zaangażowania w sprawy społeczne: jakaś internetowa zbiórka pieniędzy objęła 38 proc. badanych, bezpośrednia pomoc potrzebującemu – 36 proc., działanie na rzecz lokalnej społeczności – 26 proc., wolontariat na rzecz organizacji pozarządowej – 11 proc.
Im starsi respondenci, tym niższy poziom zaangażowania politycznego i społecznego, choć politycznie zaangażowane są osoby w wieku 50–64 lata. To one przede wszystkim uczestniczyły w protestach w obronie praworządności. Najaktywniejszą grupą są młodzi w wieku 17–24 lata. Ich zainteresowania to ekologia, równość, wolność decydowania o sobie (w tym kontekście głównie dostępność antykoncepcji i aborcji). Badanie ISP pokazało, że młodzi są jednocześnie słabo zorientowani, gdzie i w jaki sposób szukać możliwości publicznego zaangażowania. Mało wiedzą o organizacjach pozarządowych, lokalnych inicjatywach czy o tym, jak można się organizować. To – jak oceniają autorzy raportu ISP – efekt słabej edukacji obywatelskiej w szkołach.
Rzeczywiście: za rządów PiS praktycznie usunięto organizacje pozarządowe ze szkół, a ich dyrektorzy/ki byli karani przez kuratoria za jakiekolwiek inicjatywy poza patriotyczno-historycznymi czy katolickimi. Inne idee i zaangażowanie w sprawy publiczne były traktowane jako działalność podejrzana, „lewacka”, zagrażająca tradycji, a więc „polskości”.
Ważną konkluzją raportu jest fakt, że społeczeństwo chętniej uczestniczy w nieformalnych inicjatywach – np. protestach czy działaniach na rzecz potrzebujących i własnej społeczności (zrzutki, darowizny itp. pomoc np. dla uchodźców czy samoorganizacja w czasie pandemii) niż w działaniach naznaczonych politycznie, np. w ramach czy we współpracy z partiami politycznymi.
Szansa na lepszą demokrację?
Co z tego wynika? Być może nadzieja na lepszą demokrację. Z jednej strony brak zaufania do partii i instytucji władzy centralnej nie jest zjawiskiem dobrym dla demokracji przedstawicielskiej, czyli takiej, w której powierzamy władzę politykom w procesie wyborczym. Z drugiej – być może sprawi to, że pojawi się większe zainteresowanie tzw. demokracją deliberacyjną (partycypacyjną), czyli taką, w której obywatele są zaangażowani we współrządzenie. Ale władza musi to zjawisko wspierać.
Zacząć zaś trzeba od powrotu do społecznych konsultacji rządowych projektów, przywrócenia wysłuchań obywatelskich w Sejmie, współpracy z organizacjami pozarządowymi. I uspołecznienia wyboru kandydatów na urzędy związane z obywatelskimi prawami. A zaczęło się fatalnie: od całkowitego pominięcia organizacji pozarządowych w wyłanianiu kandydatów na Rzecznika Praw Dziecka (co nie znaczy, że mamy do czynienia ze złym wyborem).
To samo groziło nam przy wyborze szefa Urzędu Ochrony Danych Osobowych. Gdyby nie inicjatywa Fundacji Panoptykon i błyskawiczne działanie pokrewnych organizacji, które zorganizowały wysłuchanie kandydatów i zadbały, by publicznie przedstawili swoją wizję urzędu, partie zapewne wyciągnęłyby z kapelusza kandydatów na urząd niezwykle ważny dla ochrony prawa do prywatności w szczególnie wrażliwych warunkach cywilizacji cyfrowej.
W rozwoju demokracji partycypacyjnej może być pomocne stosunkowo duże zaufanie do samorządu lokalnego (46 proc.), bo to właśnie na poziomie samorządowym najłatwiej ją wprowadzać. Od kilku lat bardzo popularną formą takiej demokracji są budżety partycypacyjne, czyli prawo obywateli do współdecydowania o finansowaniu rozmaitych inicjatyw z samorządowych pieniędzy. Według danych Instytutu Rozwoju Miast i Regionów w 2021 r. taka możliwość była w 244 miastach, co dawało Polsce pierwsze miejsce w Europie.
Inną formą demokracji partycypacyjnej są panele obywatelskie. To reprezentacyjna próba mieszkańców, którzy po zdobyciu podstawowej wiedzy od ekspertów na temat określonego problemu do rozwiązania uczestniczą w wielotygodniowych moderowanych debatach, wypracowując wiążące rekomendacje dla władzy. Jednym z prekursorów paneli jest Gdańsk, potem były Lublin, Łódź, Warszawa (Warszawski Panel Klimatyczny), Poznań czy Wrocław (komunikacja w mieście z uwzględnieniem ochrony klimatu). W 2022 r. odbył się panel ogólnopolski na temat ubóstwa energetycznego zorganizowany przez Fundację Stocznia.
Ultrakonserwatywne i autorytarne rządy PiS wywołały liberalizację światopoglądu Polek i Polaków i renesans samorządności, a zwycięstwo wyborcze koalicji demokratycznej pobudziło zainteresowanie sprawami publicznymi. Na początku rządów PiS dużo dyskutowano o tym, że demokracja przedstawicielska upada, jest niewydolna i ewoluuje – nie tylko w Polsce – w stronę rządów populistów. Być może po ośmiu latach bezprawia i nietolerancji remedium na rozczarowanie demokracją przedstawicielską będzie ewolucja demokracji w kierunku jej uspołecznienia.
Badanie ISP „Nastroje społeczne, aktywność publiczna i stosunek do demokracji zdaniem Polek i Polaków” zrealizowane w czerwcu 2023 r. na próbie 4088 Polek i Polaków, reprezentatywnej dla populacji w wieku od 17. roku życia i uwzględniającej rozkład ze względu na płeć, wiek, miejsce i województwo zamieszkania badanych. Badanie wykonano metodą mieszaną (wywiady internetowe i osobiste). Autorzy: Filip Pazderski, Sonia Horonziak, współpraca Bartłomiej Walczak.