Jest z kim naprawiać Polskę. Czy po porażce PiS mamy szansę na lepszą demokrację?
Z badania przeprowadzonego jeszcze przed wyborami przez Instytut Spraw Publicznych wynika, że statystyczna osoba interesująca się sprawami publicznymi w Polsce to popierający koalicję demokratyczną mężczyzna między czterdziestką a sześćdziesiątką, z wyższym lub pomaturalnym wykształceniem, prywatny przedsiębiorca lub kadra kierownicza średniego szczebla. Osoby, do których PiS kierował przede wszystkim swoją politykę i propagandę – emeryci, słabiej wykształceni – są najmniej społecznie aktywne. Z ich pomocą raczej trudno byłoby spowodować zasadniczą zmianę.
Rządząca koalicja ma więc kapitał w postaci aktywnych obywateli. A zatem szansę nie tylko na naprawę państwa, ale też mentalności społecznej. Czyli na to, co PiS bardzo chciał przeprowadzić, tyle że w konserwatywnym, wykluczającym duchu. Przemiana mentalności nastąpiła, ale w kierunku dokładnie przeciwnym: społeczeństwo stało się mniej ksenofobiczne, bardziej otwarte na przemiany społeczne, takie jak samostanowienie kobiet o ich prokreacji czy zrównanie w prawach związków osób tej samej płci.
Także zdecydowany spadek zaufania wiernych do Kościoła katolickiego to w jakiejś mierze zasługa rządów PiS, który doprowadził do ostentacyjnego mariażu tronu z ołtarzem, wykluczania innowierców i agnostyków oraz narzucania lansowanej przez Kościół moralności za pomocą państwowego prawa. O tym, jak głęboko PiS obrzydził społeczeństwu Kościół hierarchiczny, świadczy to, że niedawne zdjęcie przez nowego wojewodę lubelskiego krzyża z reprezentacyjnej sali urzędu nie wzbudziło zwyczajowych protestów.