Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Jak CBA o dyrektorskie potrzeby zadbało. Rewelacje agenta Tomka

Maciej Wasik, Mariusz Kamiński Maciej Wasik, Mariusz Kamiński Jacek Szydłowski / Forum
Obraz działania CBA pod kierunkiem Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, który wyłania się z odkryć dziennikarzy i materiałów prokuratury, nie przypomina opowieści o Jamesie Bondzie. Wygląda raczej na karykaturę KGB.

Roman Giertych, szef zespołu parlamentarnego do spraw rozliczenia PiS, zapowiedział już zawiadomienie prokuratury. A sprawa jest z gatunku tych, co to się od nich robi i śmieszno, i straszno. Można się gorszyć, można się oburzać, a można się też pośmiać. Chodzi jednakże o nasze państwo. O newralgiczny obszar służb specjalnych. A także o PiS, w którego rękach nasz kraj znajdował się łącznie przez całą dekadę.

Nic nie świadczy tak dobitnie o upadku moralnym państwa jak zepsucie jego tajnej policji i wykorzystywanie jej do niszczenia ludzi. Obraz działania CBA pod kierunkiem Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, który wyłania się z odkryć dziennikarzy, materiałów prokuratury i opowieści byłych oficerów, nie przypomina opowieści o Jamesie Bondzie. Wygląda raczej na karykaturę KGB. Na szczęście (miejmy nadzieję) bez ofiar śmiertelnych. Cieszmy się przynajmniej z tego, że z CBA można sobie jeszcze pożartować. Bo z KGB to już chyba nie wypada.

Agent Tomek: spowiedź po latach

Miał więc rację Jarosław Kaczyński, gdy razu pewnego ze zgorszeniem wspominał swoją wizytę w Wiedniu. Widział tam, jak możemy się domyślać z jego wypowiedzi, oznaki rui i poróbstwa, choć zapewne nie przyszło mu do głowy, że w szacownym grodzie nad pięknym, modrym Dunajem nie tylko muzea i sale koncertowe odwiedza urzędowa klientela RP, w dodatku płacąc publicznym groszem za... No właśnie, nie będziemy nazywać tu rzeczy po imieniu, aby nie gorszyć Pana Prezesa, więc powiedzmy, że za profilaktykę raka prostaty. Generalnie te medyczne niewątpliwie usługi panom z PiS oraz ich duchowym przewodnikom świadczono w podkarpackich zakładach braci R., a z tych kuracji powstało niemało filmików, które wszelako nieznani sprawcy zwędzili agentowi CBA „z szafki”.

Afera podkarpacka to może i odgrzewane kotlety. Za to dziś mamy świeżutką kolejną rewelację „medyczną” prosto od pana Tomka. Agenta Tomka. Kaczmarka zresztą. Byłego posła PiS. Bo trzeba wiedzieć, że w tzw. aferze gruntowej, czyli prowokacji wymierzonej w wicepremiera w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, skazani zostali nie tylko Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik, lecz jeszcze dwóch panów dyrektorów z CBA: Grzegorz Postek oraz Krzysztof Brendel. Również oni cieszą się łaską pana prezydenta.

I oto w wywiadzie dla „Superwizjera” TVN nasz narodowy as wywiadu oświadcza ni mniej, ni więcej, że panów Postka i Brendela osobiście woził w wyżej wspomnianych celach do Wiednia. Miała to być nagroda za ich pracę przy rozpracowywaniu afery hazardowej (chodzi o okres 2006–09). Dokładnie powiedział Kaczmarek, co następuje: „Na polecenie Kamińskiego i Wąsika pojechałem do Wiednia samochodem służbowym wraz z dwoma dyrektorami zarządu operacyjno-śledczego, panem Grzegorzem P. i Krzysztofem B., którzy również są skazani w aferze gruntowej. Cel wizyty był pozorny: abyśmy odnaleźli fabrykę produkującą maszyny do gier losowych. To był tylko pretekst do tego, aby ci panowie zostali wynagrodzeni za swoje wierne działanie w postaci spędzania dwóch dni w domu publicznym w Wiedniu. Pobyt w Wiedniu płacony był z pieniędzy polskich podatników. Dostałem polecenie służbowe”.

Kaczmarka słuchajmy ostrożnie, ale uważnie

Agent Tomek jest jedną z ostatnich osób w Polsce, których słowom można wierzyć bez zastrzeżeń. Ma na koncie niemało grzechów, a niektóre z nich interesują prokuratorów. Pamiętamy chociażby obrzydliwą prowokację wobec posłanki PO Beaty Sawickiej, którą Kaczmarek uwodził, by sprowokować ją do wzięcia łapówki. Ohyda tej prowokacji – mającej przynieść PiS profity wyborcze – w końcu przyczyniła się do przegranej tej partii w wyborach w 2007 r. Nie, Kaczmarek nie jest godny zaufania. Nie znaczy to jednakowoż, że nie należy słuchać go z uwagą. Z rezerwą, owszem, lecz również z uwagą.

Wyprawa wiedeńska z podwładnymi Kamińskiego i Wąsika to historia tyleż paskudna, co komiczna, lecz Kaczmarek stawia – nie tylko w telewizji, lecz również w prokuraturze w Olsztynie – znacznie cięższe zarzuty wobec swoich dawnych przełożonych. Dotyczą nielegalnego montowania prowokacji i „wrabiania” w przestępstwa przeciwników politycznych PiS, na czele z Aleksandrem Kwaśniewskim (dęta sprawa willi w Kazimierzu).

Kaczmarek mówi np. o Wąsiku: „Nakazał mi, abym w ten sposób zeznawał i sporządzał dokumenty, aby wytworzyć przeświadczenie, że dom w Kazimierzu Dolnym mógłby w jakiś sposób nielegalny należeć do małżeństwa Kwaśniewskich. (...) Nigdy takiego materiału dowodowego nie powziąłem, a były to tylko i wyłącznie insynuacje ze strony Macieja Wąsika”. I dalej: „Kamińskiemu i Wąsikowi chodziło o to, aby osoby niewygodne dla PiS umoczyć, żeby je zniszczyć, zdyskredytować”.

Wiedeńska eskapada

Paradoksalnie to właśnie generalna niewiarygodność Tomasza Kaczmarka, powiedzmy sobie szczerze: skompromitowanego byłego agenta CBA i posła PiS, jest dziś powodem, dla którego trzeba jego oświadczenia i zeznania traktować poważnie. Przede wszystkim mówi dokładnie o tym, z czego sam jest znany, czyli o niegodziwych prowokacjach zlecanych przez CBA przeciwko osobom niewygodnym dla PiS. Można zakładać, że wie, o czym mówi, bo w końcu opowiada o bagnie, którego miazmaty i tak już od dawna wąchamy. Gdyby zaś konfabulował i łgał, z pewnością pogorszyłoby to jego sytuację procesową i w niczym by mu się nie opłacało.

I warto odnotować przy okazji, że ostatnie rewelacje Kaczmarka niechcący wsparł syn Mariusza Kamińskiego Kacper. Młody człowiek nie napisał niczego w rodzaju: „mój ojciec nigdy nie pozwoliłby na żadne tego rodzaju nieobyczajne ekscesy w CBA – są to kłamstwa i oszczerstwa”. Przypomniał jedynie, że Kaczmarek ma postawione zarzuty przez prokuraturę w Białymstoku. Wydaje się mało prawdopodobne, aby zarzuty prokuratury dotyczące prania brudnych pieniędzy były wyssane z palca. I tak samo mało prawdopodobne wydaje mi się to, że historyjkę z eskapadą wiedeńską Kaczmarek sobie zmyślił. Ale jak to było naprawdę, dowiemy się nieprędko. Albo nigdy.

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną