Jeśli mierzyć długością debaty oraz zainteresowaniem posłów i senatorów, to pierwsze spotkanie szefa MON Władysława Kosiniaka-Kamysza z parlamentarzystami było rekordem. Chaotyczna formuła podsumowania „audytu” utrudniła jednak odbiór wniosków, które mieszały się z nowymi propozycjami resortu.
Najlepsze wicepremier zostawił na koniec: był to deser dla wytrwałych po nie całkiem strawnym daniu głównym. Najpierw wyliczał mniej lub lepiej znane zaniedbania, luki, niedociągnięcia w – ogólnie wspieranej i podtrzymywanej przez nowy rząd – polityce obronnej i zbrojeniowej PiS. Później zbyt wiele czasu upłynęło na politycznych przepychankach, docinkach, połajankach (kto i co zerwał, czego nie kupił, jak zawalił jakieś plany). Na kluczowe dane przyszło czekać prawie pięć godzin, bo dopiero w odpowiedzi na całą serię pytań wicepremier przedstawił kilka liczb, które w sumie składają się na „lukę po PiS” w planach rozwoju i rozbudowy armii.
Czytaj także: Czterej pancerni i Abrams. Polski pluton strzela po raz pierwszy
Ad hoc, bez analiz i przygotowań
Chodzi o stwierdzone przez nową ekipę braki w finansowaniu umów zbrojeniowych, zwłaszcza ich polskiej części, oraz nieuwzględnienie kosztów koniecznej infrastruktury. A to niemal 200 mld zł. Co ciekawe, zarówno suma 140 mld, której ma brakować do realizacji zamówień na polskie komponenty do systemów zamawianych z zagranicy (podwozia, pojazdy towarzyszące, sprzęt łączności, zasilanie itp.), jak i 46 mld na budynki, magazyny, koszary, drogi, przyłącza i rozmaitą inną infrastrukturę to liczby opierające się na szacunkach wojska.