Vampiryna, czyli jak Obajtek dostarczał płyny Franciszkowi. PiS jak PiS, ale gdzie powaga Watykanu?
To nie sprzedaż Lotosu. Tym razem afera nie dotyczy wielkich pieniędzy, lecz za to jak żadna inna pokazuje, jakie obyczaje panowały w państwie PiS i w jaki sposób kształtują się stosunki między Kościołem a państwem, które Kościół uważa za swoje, czyli katolickie.
Franciszek do Dudy, Duda do Obajtka
Ta operetkowa historia z Danielem Obajtkiem i papieżem Franciszkiem w rolach głównych jest tak absurdalna, że gdyby na scenie prezentowała ją jakaś trupa kabaretowa, byłoby mało śmiesznie – z powodu nieprawdopodobieństwa. Oto monarcha absolutny zasiadający na Stolicy Piotrowej, ojciec święty i biskup Rzymu, miał zwrócić się do katolickiego prezydenta katolickiego kraju z prośbą o pomoc w dostarczeniu maseczek i temu podobnych utensyliów, którą to sprawę prezydent poruczył zaufanemu szefowi koncernu paliwowego. Krótko mówiąc, krótka piłka: Franciszek do Dudy, Duda do Obajtka.
Ten ostatni złożył odpowiednie zlecenie u Andrzeja Izdebskiego – handlarza bronią, tego samego, co to „z polecenia służb” dla Ministerstwa Zdrowia parę tygodni wcześniej kupował respiratory, a następnie, gdy afera wyszła na jaw, jak powiadają ludzie małej wiary, „skremował się w Albanii”. Następnie Obajtek wysyła do Chin samolot po odbiór towaru. Towaru nie ma, bo Izdebski go nie załatwił na czas, i wyczarterowany od LOT-u boeing wraca pusty. Płyny do dezynfekcji oraz maseczki i kombinezony o wartości 3 mln 378 tys. zł w końcu trafiają do Watykanu, który zresztą nie chciał ich przyjąć wprost od Orlenu, lecz – łaskawie – z rąk ambasadora RP. W końcu jednak pojemniki i paczki pojechały konwojem kilku TIR-ów do Wiecznego Miasta. Były to, zdaniem agentów CBA, rzeczy przeznaczone pierwotnie dla szpitali w Polsce oraz dla samych pracowników Orlenu. Oczywiście wszystko poszło bez rachunku – papieżowi w darze. Licząc razem z nieszczęsnym samolotem do Szanghaju, mogło to być razem warte sześć, siedem milionów. Za to bezpieczeństwo księży w Watykanie okazało się bezcenne, a w każdym razie cenniejsze niż bezpieczeństwo Polaków w Polsce.
Operacja „Vampiryna”
Skąd te sensacje? Aferę wykryło za pomocą prowadzonych w 2020 r. podsłuchów Centralne Biuro Antykorupcyjne – w ramach operacji o wdzięcznym kryptonimie „Vampiryna”. Agenci bardzo usilnie domagali się postawienia Obajtkowi zarzutów niegospodarności i działania na szkodę spółki (nie kupuje się wszak maseczek od handlarzy bronią, jak nie chodzi się do praczki po pocztowe znaczki), ale skończyło się niczym. Nad Danielem „wszystko mogę” Obajtkiem trzymał wszak wielki plażowy parasol sam Jarosław Kaczyński. To nawet nie było krycie. To była fascynacja. Zresztą trudno sobie wyobrazić, żeby ruszać sprawę maseczek dla Franciszka, gdy jednocześnie ukręca się łeb gigantycznej aferze respiratorów, z tym samym Izdebskim w roli głównej. Bo nieszczęsny samolot do Chin i konwój do Watykanu to mała anegdotka na marginesie afery respiratorowej, która z pewnością jeszcze powróci do mediów. To się panom Morawieckiemu, Szumowskiemu i Cieszyńskiemu żadną miarą nie upiecze. A Obajtek z Burakiem mogą co najwyżej dostać rykoszetem.
Historię opowiedział nam red. Jacek Harłukowicz na łamach Onetu. Wszedł on w posiadanie raportu CBA, a wobec tego również transkrypcji z podsłuchu (prawdopodobnie słynnego Pegasusa) założonego koledze Daniela Obajtka, członkowi zarządu Orlenu Adamowi Burakowi, odpowiadającemu w firmie za marketing i komunikację. Dlaczego CBA Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika nie lubiło Obajtka, a podsłuchiwało Buraka? Może po prostu dlatego, że Obajek był pupilem samego Jarosława Kaczyńskiego, a sprawy karne przeciwko niemu, którym osobiście łeb ukręcił Zbigniew Ziobro, torując Obajtkowi drogę do oszałamiającej kariery, dość jednoznacznie wskazywały na przynależność byłego wójta Pcimia do kategorii biznesmenów zwanej w prasie „półświatkiem”. Kamiński wprawdzie żadną inwigilacją i prowokacją się nie brzydzi – jeśli wymaga tego dobro partii – lecz cwaniaczków nie lubi. Należy bowiem do gatunku autorytarnych i egzaltowanych ideowców.
Obajtek zaś z całkiem innej jest ulepiony gliny. Gdy zaś jeden partyjny bonzo lubi podsłuchiwać i mieć na wszystkich w partii oko, a drugi lubi karierę i pieniądze, to w rezultacie spotkania tych dwóch żywiołów powstaje tzw. teczka. A w teczce nagrania z podsłuchów. W normalnych warunkach, tzn. wtedy, gdy rządzą ci, którzy mają rządzić i władzy nie oddadzą, teczki z „hakami” czekają sobie spokojnie w szafie pancernej – na wypadek, gdyby komuś zachciało się nieposłuszeństwa wobec matki partii (albo jej prezesa). W nienormalnych warunkach, gdy jedynie słuszna i godna partia traci władzę, teczki niczym podczas powodzi wypływają ze swoich szaf, ciesząc swą zawartością oczy opinii publicznej, a czasami nawet prokuratorów.
Cytacikom nie będzie końca
CBA podsłuchiwało (za zgodą sądu) Adama Buraka przez kilka miesięcy, w wyniku czego powstał 85-stronicowy raport „Analiza materiałów operacyjnych zgromadzonych w ramach SOR, kryptonim »Vampiryna«”. Już sam tytuł bawi, a zawartość będzie nas zapewne bawić, tudzież przestraszać i tumanić, jeszcze przez dłuższy czas, bo dokument wyciekł i cytatom a cytacikom nie będzie końca. Na razie mamy ich kilka w artykule Harłukowicza. Mój ulubiony: „Franciszek wie, że Orlen ma dać płyn”. A jak dzieci pójdą spać, to jeszcze: „Tira płynu szykuj! Słuchaj, kur…, maseczek, tych srebrnych, kur…, tam załadujemy, tych maseczek srebrnych 200 tys. z jonami srebra”. Jony jonami, ale co z cudownymi medalikami z Jasnej Góry?
Pan Burak umie się też wyrażać kwieciście. Do jednego ze swoich współpracowników odezwał się w te słowa: „szef do mnie dzwonił, że prezydent podobno obiecał papieżowi Franciszkowi tira sprzętu, płyny, maski, ch… muje, dzikie węże”. Za te „dzikie węże” ma pan Burak u mnie amnestię z ułaskawieniem jeszcze przed skazaniem.
No dobrze, ale wróćmy do socjologii i polityki. Jeśli wierzyć temu, co jest w raporcie, Stolica Apostolska to taka mała i słaba struktura, w dodatku o mało rozwiniętym poczuciu własnej godności, że jak miałaby sobie kupić produkty medyczne za milion dolarów, to zamiast zlecić to odpowiedniemu „zaopatrzeniowcowi” w Watykanie, sam szef, czyli papież, następca św. Piotra, dzwoni do zaprzyjaźnionych prezydentów po prośbie. A oni, w podnieceniu i radosnym niedowierzaniu, rzucają się kupować wyproszone przez Ojca Świętego dary. Zacytujmy na potwierdzenie tej zadziwiającej konstatacji słowa Daniela Obajtka spisane (jak to już z czynami i rozmowami bywa) przez pracowitego oficera CBA: „prezydent mówi, że papież bardzo zadowolony i ustalimy tak, że w połowie tygodnia spakujemy te tiry w maski te… okleimy Orlen – dar [dla] Watykanu. Słuchaj, i on to ogłosi na swoich mediach społecznościowych, że poprosił… że po rozmowie z papieżem Franciszkiem poprosił prezesa Orlenu Daniela Obajtka, a no… i Orlen przekazał to do Watykanu! Zrobimy zdjęcia i w ogóle!”.
Morał z tej komicznej i żenującej historyjki jest taki, że coś, co wydaje się nam czasem potężne i złowrogie, może okazać się w istocie rzeczy dziecinadą. Czymże w świetle tych śmiesznych pogwarek są majestat Stolicy Piotrowej, potęga Kościoła, powaga Rzeczypospolitej i urzędu jej Prezydenta, no i owa słynna demoniczna sprawczość Daniela Obajtka? Wszystko to zda się bujdą na resorach. Albo gangiem Olsena.