Trybunał z wieżyczkami, czyli czego się boi Adam Glapiński. Wielka gra się zaczyna
Nie jest wcale przesądzone, że Adam Glapiński faktycznie stanie przed Trybunałem Stanu, jak to obiecywała nam Koalicja Obywatelska. A jeśli tak, to dopiero za kilka miesięcy, w czasie których będzie miał okazję tłumaczyć się przed sejmową komisją odpowiedzialności konstytucyjnej. Nie jest też do końca pewne, że gdy Sejm skieruje oskarżenie do TS, to Adam Glapiński automatycznie zostanie zawieszony w obowiązkach, a jego funkcję obejmie któryś z jego zastępców.
Przepisy, na podstawie których powinno się tak stać, za niekonstytucyjne uznał Trybunał Julii Przyłębskiej, co może samo w sobie nie robi wrażenia na całkowicie niezawisłym Trybunale Stanu, lecz podobne stanowisko może zająć Trybunał Sprawiedliwości UE. Słowem: zaczyna się wielka gra między Adamem Glapińskim a państwem polskim, w którym stawką jest nie tylko opróżnienie skrajnie upolitycznionego stanowiska prezesa NBP i otwarcie drogi do uzdrowienia tej arcyważnej instytucji, lecz również los samego prezesa. Ciągną się bowiem za nim mętne sprawy z podwarszawską willą i powiązanym z Rosją biznesmenem w rolach głównych. Gdyby Glapiński stał się osobą prywatną i niechronioną immunitetem, to grożą mu większe nieprzyjemności niż niewiele w sumie mogący Trybunał Stanu.
Glapiński przed Trybunał Stanu? Ogary pójdą w las
A swoją drogą można odnieść wrażenie, iż centralne organy państwa, usytuowane w stolicy jeden nieopodal drugiego, oddzielają od siebie polityczne przepaści tak głębokie, że odwiedziny i telefony stały się dla nich psychologicznie zbyt wymagające. Jedynie gołębie pocztowe mogą przelecieć ponad tymi warszawskimi czeluściami. I tak prezydent Andrzej Duda pisze list do premiera Donalda Tuska, skarżąc się po raz kolejny na tryb i skutek obsadzenia stanowiska prokuratora krajowego, a prezes NBP podobno gryzie pióro i poci się nad epistołą do tegoż premiera, w którym ma suplikować miłosierne poniechanie owego grożącego mu procesu przed Trybunałem Stanu.