Po zeszłotygodniowej przepychance pomiędzy prokuraturą a sejmową komisją śledczą ds. afery wizowej tym razem przesłuchanie Mariusza Kamińskiego przed komisją przebiegło nadspodziewanie spokojnie. Przewodniczący Michał Szczerba zignorował fakt przedstawienia się świadka jako sprawującego urząd posła na Sejm RP i można było przejść do merytorycznego przesłuchania. Oczekiwania były duże, bo w zeszłym tygodniu przewodniczący Szczerba sugerował, że przesłuchanie może zaowocować materiałem na zarzuty niedopełnienia obowiązków przez ministra Kamińskiego.
Kamiński wykrył, media ujawniły
Odpowiedzialny za czasów PiS za służby specjalne Mariusz Kamiński w swobodnej wypowiedzi przedstawił się jednak jako ten, który aferę wykrył i rozbroił, doprowadzając do ograniczenia jej zasięgu, do aresztowań i do dymisji wiceministra spraw zagranicznych Piotra Wawrzyka. Jednak z jego wypowiedzi wynikało, że owo wykrycie zawdzięczamy nie tyle sprawności jego służb, ile doniesieniu biznesmena, od którego próbowano wyciągnąć łapówkę za ułatwienie sprowadzenia pracowników z zagranicy (przyszedł on z tą informacją bezpośrednio do ministra Kamińskiego w lipcu 2022 r.). Ale potem wszystko potoczyło się – zdaniem Kamińskiego – błyskawicznie: już po niecałym roku (w kwietniu 2023 r.) dokonano aresztowań, a po nieco ponad roku zdymisjonowano wiceministra Wawrzyka.
Służby jednak nie pochwaliły się tym sukcesem przed opinią publiczną, a cała sprawa afery wizowej wyszła na jaw w niezależnych mediach. I nie jako osiągnięcie służb, ale jako skandal. A tuż zanim to się stało, rząd PiS dla niepoznaki wzmógł narrację antyimigrancką i przegłosował przeprowadzenie razem z wyborami do parlamentu antyimigranckiego referendum.
W swojej opowieści Mariusz Kamiński jako minister spraw wewnętrznych i koordynator służb działał sprawnie, robił wszystko, co do niego należało, o zagrożeniach płynących z planowanego rozporządzenia o dalszych ułatwieniach wizowych dla pracowników z Azji, Afryki i krajów arabskich oraz tych związanych z programem sprowadzania zagranicznych pracowników IT („Poland. Business Harbour”) alarmował, kogo trzeba (szefa MSZ ministra Zbigniewa Raua i ówczesnego wicepremiera od bezpieczeństwa Jarosława Kaczyńskiego). Podkreślał przy tym, że chodziło o zagrożenia potencjalne, a nie faktyczne, bo faktycznych zagrożeń ze strony sprowadzanych osób nie stwierdzono. Choć z drugiej strony, z tego, co mówił, wynikało, że byli rutynowo sprawdzani w międzynarodowych bazach przed przyjazdem, a potem nikt ich – nawet tych sprowadzanych z Federacji Rosyjskiej mimo trwającej wojny w Ukrainie – specjalnie nie monitorował.
Prof. Duszczyk dla „Polityki”: PiS przeciw imigracji? Twarde dane temu przeczą
Winni dziennikarze i opozycja
Kamiński usiłował zwekslować odpowiedzialność za opieszałość działań służb w sprawie afery wizowej na media i ówczesną opozycję: nawiązał do swojego skazania za prowokację przeciwko Andrzejowi Lepperowi, którego CBA usiłowało skusić do przyjęcia łapówki. Związek tych spraw jest taki, że łapówkę metodą tzw. zakupu kontrolowanego wręczono także Edgarowi K., 25-letniemu organizatorowi afery wizowej, współpracownikowi wiceministra Wawrzyka, i Kamiński sugerował, że skazanie za prowokację wobec Leppera miało go odstraszyć od takich „śmiałych działań”. Ale się nie ugiął.
Zwekslował też odpowiedzialność za utratę zaufania dla polskiego procesu wizowego za granicą na opozycję: „To spowodowały wasze alarmistyczne publiczne wypowiedzi o »aferze« i tysiącach nielegalnie wydanych wiz” – mówił do posłów rządzącej koalicji. Nie zgadzał się na określanie całej sprawy „aferą”: „Mówimy o kilkuset wizach, a nie kilku tysiącach” – stwierdził, a komentarz posłanki Polski 2050 Aleksandry Leo, że chodzi o wizy „sprzedane [za łapówki] w MSZ”, pozwolił sobie określić jako „infantylny”. I – jak na dżentelmena przystało – powtórzył to określenie pod jej adresem kilkakrotnie.
Wreszcie oburzył się, że przesłuchujący go posłowie rządzącej koalicji „epatują” opinię publiczną „muzułmańskim pochodzeniem” sprowadzanych pracowników, dyskryminując ich w ten sposób ze względu na pochodzenie etniczne i wyznanie. „To naprawdę był incydent, który został szybko przez polskie służby wykryty, ujawniony, i chwała polskim służbom za to. Polskie państwo działało sprawnie niezależnie od politycznej wojny wewnętrznej i od steku pomówień pod naszym adresem” – zakończył.
Czytaj także: CBA u Wawrzyka. Komisji śledczej też się nie wywinie, a Kaczyński „go nie kojarzy”
Widać znowu indolencję rządu PiS
Co do szybkości, sprawności i ujawnienia – można mieć wątpliwości. Czy to jednak materiał na odpowiedzialność karną lub konstytucyjną (niedopełnienie obowiązków) ministra Kamińskiego? Na razie nie wygląda. Widać za to – po raz kolejny – indolencję w działaniu rządu PiS, znaczenie nieformalnych powiązań i „porządku dziobania”, dezynwolturę w trzymaniu się procedur i nadużywanie swobody decyzji urzędniczej (np. „uprzejme prośby” ministra Wawrzyka o załatwienie wiz konkretnym osobom, które przesłuchiwany dzisiaj konsul w Hongkongu określił jako „atmosferę zastraszania”). Ale chociaż to właśnie jest „państwo w ruinie”, to jednak nie przestępstwo.
Przewodniczący Michał Szczerba zapowiedział posiedzenie niejawne, na którym komisja przesłucha b. ministra Kamińskiego co do tajnych informacji uzyskanych na temat programu rządu Morawieckiego „Poland. Business Harbour”. Jego zdaniem sam program, jak i sposób jego prowadzenia (od 2022 r., wstrzymał go min. Radosław Sikorski) godził w bezpieczeństwo państwa, a Mariusz Kamiński jako minister odpowiedzialny za służby i bezpieczeństwo wewnętrzne nie dość na jego temat alarmował swoich przełożonych: premierów Morawieckiego i Kaczyńskiego.