Red is Bad is very bad. Skala procederu zdumiewa. PiS może mieć nie lada kłopoty
Patriotyczny do bólu polski biznesmen Paweł Szopa usiłował przekupić sąd, aby wyrejestrować swoją fundację Red is Bad bez składania sprawozdań finansowych. Miał oferować za ten stempelek, bagatela, 2,5 mln zł. Tak wynika z nagrań operacyjnych, których transkrypcje można znaleźć na stronach Onetu. Być może interes ubito, bo fundacja faktycznie została w październiku zeszłego roku wyrejestrowana pomimo braku sprawozdań od 2020 r.
Śledztwo trwa od pół roku, zarzuty nie zostały jeszcze postawione, więc poruszamy się w sferze policyjnych komunikatów, dziennikarskich ustaleń, przecieków i poszlak. Jednak nawet premier nie ma wątpliwości, że mamy tu do czynienia z kolejną wielką aferą. Jej skala to nawet pół miliarda złotych. O jaki mechanizm korupcyjny chodzi? Najprostszy: zlecenia dla „swoich”, akceptowanie zawyżonych cen, unikanie zakupów na podstawie przetargów. Kto skorzystał? Szopa, jego rodzina i partnerzy biznesowi. A także (zapewne) politycy obozu władzy.
Red is Bad. Afera i granda
Wygląda na to, że długa ręka czerwonej niewątpliwie sprawiedliwości dosięgła „prawdziwego Polaka” i z pewnością nie wypuści go dopóty, dopóki „prawdziwi Polacy” z PiS nie wrócą do władzy. Jak ustaliło CBA, fundacja zgodnie ze statutem zbierała pieniądze na pomoc dla powstańców warszawskich, lecz wydawała je na cele związane z prowadzeniem biznesu. W dodatku część środków ostatecznie trafiała na konta samego Pawła Szopy, co oznacza po prostu kradzież.
Służby zapewne badają teraz łańcuszki finansowe, jednym końcem sięgające jednostek administracji publicznej, np. MON, a drugim PiS i finansowania wyborów.