Kraj

Kto na prezydenta? Coraz więcej nazwisk na giełdzie. Kaczyński ma już pomysł

Małgorzata i Rafał Trzaskowscy. Wiec wyborczy w Warszawie, 26 czerwca 2020 r. Małgorzata i Rafał Trzaskowscy. Wiec wyborczy w Warszawie, 26 czerwca 2020 r. Adam Chełstowski / Forum
Wybory prezydenckie to dobry moment na rozpoczęcie kariery, utworzenie partii, zbudowanie pozycji lub umocnienie władzy. Chętnych jest co nie miara, bo każdy może coś zyskać.

Wystarczy sięgnąć pamięcią do wyborów 2015 i 2020, aby zrozumieć, jak wiele odcieni ma walka o urząd prezydenta RP. Przed dziewięcioma laty nikt nie znał Andrzeja Dudy, Paweł Kukiz był wschodzącą gwiazdą antysystemowców, Janusz Palikot wbijał pierwszy gwóźdź do trumny Twojego Ruchu, a kandydatką SLD była Magdalena Ogórek. Wybory rozpoczęły passę zwycięstw PiS, PO zepchnęły na lata do opozycji, lewicę wypchnęły poza Sejm na cztery lata, a Kukizowi pozwoliły wprowadzić do parlamentu 42 posłów.

Pięć lat później, w środku pandemii, PiS próbował zorganizować wybory kopertowe, które obecnie bada komisja śledcza. To wtedy narodził się Szymon Hołownia, który rozpoczął karierę zakończoną fotelem marszałka Sejmu, Krzysztof Bosak jako kandydat Konfederacji uzyskał prawie 7 proc. poparcia, spektakularną porażkę poniósł Władysław Kosiniak-Kamysz, a gwóźdź do trumny swojej partii wbijał tym razem Robert Biedroń.

Mnożą się chętni do startu w przyszłym roku. Kolejne wybory zapowiadają się na wyścig, w którym wygrać mogą tylko dwie partie, a zyskać może każdy.

Trzaskowski czy Tusk

Dziś faworytem jest Rafał Trzaskowski. Prawdopodobnie bez problemu wygrałby wybory, gdyby odbywały się w najbliższą niedzielę. Prezydent stolicy cieszy się największym poparciem w pierwszej turze, a w drugiej deklasuje rywali. Należy też do grona najbardziej zaufanych polityków. Dla wielu wyborców jest kandydatem oczywistym – w końcu wiele osób wierzy, że w 2020 r. wygrałby w równych wyborach, a osiągnął wynik przekraczający 10 mln głosów. Pytanie o start Trzaskowskiego brzmi raczej: dlaczego miałby nie startować?

Pierwsza odpowiedź zaczyna się na „D”, a kończy na „Tusk”. Oczywistą przeszkodą w zamianie placu Bankowego na Pałac Belwederski jest wola premiera. Choć szef rządu wielokrotnie sugerował, że to Trzaskowski jest faworytem i będzie kandydatem KO, a także dementował plotki o swoim starcie, to do wszystkich powyższych zapewnień należy podchodzić z dystansem. Nie znamy przyszłości – rozwoju wojny w Ukrainie, kryzysu na granicy, sytuacji w Europie – która może podyktować tematy kampanii, a za tym profil kandydata.

Trzaskowski jest politykiem doświadczonym, z międzynarodowym obyciem i kontaktami, długim stażem w zarządzaniu stolicą, ale jest kandydatem na spokojniejsze czasy. Prezydent Warszawy jest twarzą progresywnej, stawiającej na młodszych i uśmiechniętej polityki. Premier o wiele lepiej odnalazłby się w kampanii przypominającej eurowybory, gdy wyborcy szukają męża stanu, obrońcy i charyzmatycznego opiekuna.

A może Kosiniak-Kamysz

Drugą kłodę Trzaskowskiemu rzucają koalicjanci. Marek Sawicki zapowiedział, że „jako katolik” nie odda głosu na prezydenta stolicy. Polityk PSL ostro sprzeciwia się zarządzeniu wydanemu przez stołeczny ratusz, w którym wprowadzono standardy równego traktowania i zakazano m.in. wieszania symboli religijnych, w tym krzyży. Trzaskowski burzę wokół swojej decyzji komentował wówczas: „Nie dajmy się zwariować. Nikt nie zamierza prowadzić w Warszawie walki z jakąkolwiek religią. Stolica zawsze będzie też szanować swoją tradycję – stąd elementy religijne choćby podczas obchodów rocznicy powstania warszawskiego. Ale Polska jest państwem świeckim. A Warszawa jest tego państwa stolicą. Kropka”.

Słowa posła Sawickiego można odczytywać – od dłuższego czasu przekonuje, że to Tusk będzie kandydatem na prezydenta – jako próbę ugrania stanowiska premiera dla szefa ludowców. W końcu to Władysław Kosiniak-Kamysz byłby naturalnym następcą dla Tuska. Sam lider PSL dementuje informacje o rozłące z Polską 2050 oraz swoim potencjalnym starcie w wyborach. Ceną za poparcie wspólnego kandydata może być kierownictwo rządu.

Również wśród polityków Polski 2050 słychać cichą sugestię, że start marszałka Hołowni nie jest przesądzony. Rozmówcy „Polityki” jeszcze przed wyborami do Parlamentu Europejskiego przekonywali, że wyobrażają sobie scenariusz, w którym lider ich partii odpuszcza wyścig prezydencki w 2025 r. na rzecz wspólnego kandydata (z myślą o „bezpieczeństwie państwa i racji stanu”).

Taki zwrot ponownie sugeruje Tuska. Trzecia Droga może pomóc przeprowadzce premiera na Krakowskie Przedmieście, by umocnić się w rządzie. Słaby wynik w wyborach do PE nadszarpnął narrację żółto-zielonej koalicji o trzeciej sile. Porażka Hołowni w pierwszej turze prezydenckiej elekcji mogłaby być początkiem końca.

Kandydatka lewicy

Wciąż to Trzaskowski jest pierwszym wyborem i faworytem po stronie rządowej. Wygrywa z Hołownią, ale i może liczyć na poparcie lewicowych wyborców. Nowa Lewica nie ogłosiła jeszcze, kto będzie ją reprezentował. Pewne jest, że będzie to kandydatka. Na giełdzie pojawiają się nazwiska m.in. Magdaleny Biejat, Katarzyny Kotuli i Agnieszki Dziemianowicz-Bąk. Zdecydują badania.

Lewica jest między młotem a kowadłem. Z jednej strony jej elektorat odpływa do KO, co pokazuje poparcie dla Trzaskowskiego, a także przepływy w ostatnich wyborach. To skutek trudności w procedowaniu kluczowych ustaw i rozdźwięku między Nową Lewicą a Lewicą Razem. Wyrazista kandydatka mogłaby przywrócić tożsamość i wiarę w progresywne ugrupowanie. Deklarując poparcie dla związków partnerskich czy aborcji, ustawiłaby się jasno po stronie rozwiązań popieranych przez społeczeństwo. Na drodze do nich stał do tej pory nie tylko prezydent, ale i tradycjonaliści z rządu.

Z drugiej strony Lewica jest w kryzysie. Czeka ją trudne powyborcze wyciąganie wniosków i szukanie nowego pomysłu na siebie. Kolejna kampania przy podziałach, braku pełnego zaangażowania i wsparcia może się dla kandydatki skończyć fatalnym wynikiem. A taki zaszkodziłby wschodzącym gwiazdom lewicy, ale i całej formacji, dla której liderki są fundamentalne. Tu na ratunek przybywa prezydent stolicy, którego lubią młodzi i wyborcy progresywni – zdjęcie krzyży spotkało się również z radością – ale przede wszystkim nie zawetuje ważnych ustaw.

Politycy związani z Trzaskowskim przekonują prócz tego, że liczą na szerokie poparcie i jednego kandydata koalicji rządzącej. Pytanie, za jaką cenę.

PiS szuka nowego Dudy

Zupełnie inaczej wygląda rozgrywka po prawej stronie sceny politycznej. Dla PiS wybory prezydenckie będą równie problematyczne, co ważne. Problem polega na braku naturalnego kandydata. Andrzej Duda kończy drugą kadencję i nie może już więcej ubiegać się o urząd. Byli premierzy – Beata Szydło i Mateusz Morawiecki – nie są pewniakami, o czym więcej za chwilę. To oznacza, że kandydata będzie trzeba dopiero stworzyć. PiS ma w tym doświadczenie. W 2015 r. nikt Dudy nie znał.

Wybory w 2025 r. będą fundamentalne dla PiS. Ich wynik rozstrzygnie o politycznej układance na najbliższe lata. Po pierwsze, to test, czy największej opozycyjnej partii uda się przełamać passę poszerzania władzy przez koalicję KO, Lewicy i Trzeciej Drogi. Porażka partii Kaczyńskiego otworzy rządowi drogę do wprowadzenia zapowiadanych i obiecanych reform, które mogą doprowadzić do ponownego zwycięstwa Tuska w 2027 r.

Po drugie, wybór kandydata i jego wynik wpłynie na układanki w PiS. Dotyczy to zarówno poszczególnych frakcji, jak i przemiany pokoleniowej, którą zobaczyliśmy w wyborach do PE.

Według licznych doniesień i plotek Kaczyński ma już pomysł na profil kandydata. Ma to być mężczyzna, młodszy niż średnia w polskiej polityce, który pozytywnie przejdzie testy przygotowane przez strategów, ale przede wszystkim będzie lojalny wobec Nowogrodzkiej. Prawdopodobnie będzie musiał kojarzyć się z bezpieczeństwem – być ojcem narodu na trudne czasy – i być równowagą dla Lewicy i Unii, w której PiS widzi wroga i na kontrze do których przez osiem lat prowadził politykę „suwerennościową”. Musi być też akceptowalny dla elektoratu Konfederacji, która planuje prawybory (w grze są Krzysztof Bosak i Sławomir Mentzen). Tej formacji też zależy na umocnieniu się na prawicy, i to jej wyborcy mogą zdecydować o drugiej turze.

Czytaj też: Dlaczego Morawiecki się cieszy? Czyli kto fetuje, a kto zostanie w Polsce

Morawiecki, Buda, Bocheński

Na giełdzie przewija się wiele nazwisk. Przede wszystkim były premier Mateusz Morawiecki, który chciałby umocnić swój obóz polityczny. Udało się to przy okazji wyborów do Parlamentu Europejskiego, kiedy z niebiorących miejsc po mandaty sięgnęli jego kandydaci. Ale Morawiecki jest nieakceptowalny dla polityków z frakcji Jacka Sasina, Beaty Szydło i Zbigniewa Ziobry. Również wyborcy Konfederacji nie poprą polityka, który przez ich posłów odsądzany jest od czci i wiary.

Wśród kandydatów pojawia się też Waldemar Buda, były minister rozwoju i technologii, obecnie europoseł. Łódzki polityk dobrze wypada w dyskusjach, intensywnie działa w mediach społecznościowych, dzielnie broni polityków PiS w komisji śledczej ds. wyborów korespondencyjnych. Choć w ostatnich wyborach uzyskał świetny wynik, to ciąży na nim homofobiczna wypowiedź z kampanii, kiedy do Krzysztofa Śmiszka zwrócił się: „Pan Śmiszek wie, co mówi, bo jego mąż czy żona, pan Biedroń, głosował za paktem migracyjnym”.

Kandydat nie musi być znany, wręcz przeciwnie. Do sukcesu Dudy przyczyniła się jego niska rozpoznawalność, którą dopiero od zera budował. To samo dotyczy wizerunku polityka, który można na potrzeby kampanii stworzyć. Według tego klucza w grze o nominację pojawia się m.in. Tobiasz Bocheński, były wojewoda łódzki i mazowiecki, kandydat na prezydenta Warszawy, który właśnie dostał się do Parlamentu Europejskiego z drugiego miejsca w stolicy. Nie zrobił najlepszego wyniku – pierwszy mandat wzięła Małgorzata Gosiewska – ale zaufało mu 95 tys. wyborców. Wśród mniej znanych posłów wymienia się również Andrzeja Śliwkę i Zbigniewa Boguckiego, członków komisji ds. afery wizowej.

Czytaj też: Powyborcze układanki w Konfederacji. Teraz świętują. Ale co zrobią z Braunem?

Egzotyczni kandydaci

Profil kandydata przekreśla szanse na start Beaty Szydło. Była premier kojarzy się raczej ze spokojem i dobrobytem 500 plus, a nie czasem wojny i niepewności. Prawicowi i konserwatywni wyborcy mogą jej nie zaufać i zwrócić się w stronę mężczyzn. Przeciwnikiem jej kandydatury jest Morawiecki, a wspierający ją Ziobro ma obecnie na głowie problemy z własną partią i nadchodzącą fuzją z PiS.

W mediach pojawiają się też nazwiska bardziej egzotycznych kandydatów. To z jednej strony wojskowi – gen. Rajmund Andrzejczak, były szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, czy minister Jacek Siewiera, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Głosy wspierające zwłaszcza tę drugą kandydaturę pojawiają się m.in. w serwisie X. Sam szef BBN zaprzeczył pogłoskom o starcie.

Kandydatów może być więcej. Ziarno niepewności zasiał Marcin Mastalerek, szef gabinetu prezydenta, który przyznał, że jest namawiany do startu i byłby na to gotów. Jego kandydatura nie wróży sukcesu, bo prezes Kaczyński nie zgodzi się na wystawienie prezydenckiego ministra jako wspólnego kandydata. Należy zatem patrzeć na nią jak na element szerszej rozgrywki o wpływy w PiS, w której Duda próbuje dołożyć swoje trzy grosze. To samo dotyczy opisywanej przez „Politykę” Doroty Gawryluk, dziennikarki Polsatu, której stacja zdementowała pogłoski o jej starcie. W przeciwieństwie do zainteresowanej.

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Wyjątkowo długie wolne po Nowym Roku. Rodzice oburzeni. Dla szkół to konieczność

Jeśli ktoś się oburza, że w szkołach tak często są przerwy w nauce, niech zatrudni się w oświacie. Już po paru miesiącach będzie się zarzekał, że rzuci tę robotę, jeśli nie dostanie dnia wolnego ekstra.

Dariusz Chętkowski
04.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną