Kaczyński zeznał, czas na raport komisji śledczej. Kto odpowie za wybory kopertowe?
To chyba już koniec. Koniec sejmowej komisji śledczej ds. wyborów kopertowych. Zakończyła się symbolicznie: przesłuchaniami premiera Mateusza Morawieckiego, który jako jedyny przyjął na siebie odpowiedzialność za ich zorganizowanie, i sprawującego prawdziwą władzę, ale za nic nieodpowiedzialnego szefa rządzącej wówczas partii Jarosława Kaczyńskiego.
Oba przesłuchania przebiegły w dość nieprzyjemnej atmosferze prowokacji i wzajemnych nieuprzejmości. Ze strony przesłuchiwanych można to potraktować jako taktykę obronną (choć formalnie występowali w roli świadków). Ze strony członków komisji, którzy odebrali im władzę, wyglądało to na rodzaj mściwego samozadośćuczynienia. Raczej niesmacznego.
Kłopotliwe jest też to, że kiedy mówimy o ważnym zdarzeniu historycznym, jakim była nieudolna próba zorganizowania niespełniających konstytucyjnych wymogów wyborów kopertowych, skupiamy się na tego rodzaju didaskaliach. Ale skoro urządzono nam igrzyska, to trudno ich nie komentować. Przykre, że w ramach komentarza ciśnie się coś w rodzaju „wart Pac pałaca, a pałac Paca”.
Ale te sceny historia zapomni, a raport zostanie. Komisja zgromadziła rzeczywiście sporo ciekawego materiału.
Przez pół roku i 24 posiedzenia przewinęło się przez nią wielu wysokich urzędników – łącznie z wicepremierem i „prezesem Polski” Jarosławem Kaczyńskim, przewodniczącym PKW, marszałkami Sejmu i Senatu, ministrami. Przesłuchano prezesów ważnych państwowych firm, jak Poczta Polska i Państwowa Wytwórnia Papierów Wartościowych. Były prokuratorki: Ewa Wrzosek, która wszczęła śledztwo w sprawie bezprawnego zarządzenia wyborów „kopertowych”, i jej szefowa Edyta Dudzińska, która je tego samego dnia umorzyła.