Sądzą i błądzą
Sądzą i błądzą. Problem neosędziów uwiera jak kamień w bucie. Boli i nie chce wypaść
Działająca w Ministerstwie Sprawiedliwości Komisja Kodyfikacyjna Ustroju Sądownictwa i Prokuratury przedstawiła dwa projekty: jeden skuteczny, drugi praworządny. Ten praworządny, zgodny z zaleceniami Komisji Weneckiej, ma – jak podkreślił przewodniczący komisji, szef sędziowskiego Stowarzyszenia Iustitia Krystian Markiewicz – przynieść rozwiązanie problemu neosędziów ok. 2029–30 r. Gołym okiem widać więc, że nie będzie to już rozwiązanie czegokolwiek, bo nawet jeśliby PiS nie powrócił w tym czasie do władzy i nie powstrzymał reformy, to i tak ciągnącego się tyle lat procesu weryfikacji sędziów (w sumie neosędziowie byliby już w systemie 11–12 lat) system sądownictwa nie wytrzyma. Nie mówiąc już o tym, że taka weryfikacja nie zadośćuczyni sędziom, którzy stawili opór upolitycznieniu sądów.
Po co więc komisja Markiewicza przedstawiła taki projekt jako alternatywę? Rodzi się podejrzenie, że po to, żeby na jego tle projekt „skuteczny” (o którym dalej) wydał się jedyną racjonalną opcją. Tylko czy Komisja Europejska uzna reformę dokonaną wbrew zaleceniom Komisji Weneckiej za wypełnienie praworządnościowych kamieni milowych?
Sędziowska prowizorka
Sytuacja wyjściowa jest skomplikowana. Póki rządzi prezydent Andrzej Duda, żadna weryfikacja neosędziów nie jest możliwa, więc rząd radzi sobie od problemu do problemu. Mamy „ustawę incydentalną”, według której o wyborach prezydenckich orzekać będzie piętnastu najstarszych stażem sędziów Sądu Najwyższego, ale jej nie podpisze prezydent Andrzej Duda. Mamy grudniową uchwałę Rady Ministrów uznającą m.in., że Sąd Najwyższy orzekający w składach, w których zasiada neosędzia, „nie spełnia wymogów niezależności i bezstronności”. Miała załatwić problem nieważności postanowienia neo-Izby Kontroli Nadzwyczajnej SN uznającego odwołanie PiS od odebrania mu subwencji wyborczej, ale sprawa nadal nie jest zakończona.