Prawicowienie
Konfederacja straszy PiS, Mentzen ściga Nawrockiego. Rośnie nam „polskie AfD”?
Dopiero co zasiedlali skrajne obrzeża sceny, pozamykani w internetowych niszach. Owszem, mieli zagorzałych fanów, ale przeciętnego wyborcę Konfederacja najczęściej śmieszyła, tumaniła bądź przestraszała. Zaliczyła już w swojej krótkiej historii parę wzlotów, które jednak zawsze kończyły się bolesnymi upadkami, dlatego i teraz należy zachować ostrożność w prognozach. Po ostatnich wyborach parlamentarnych Konfa wydawała się już nawet całkiem zbędna.
Jakiś czas temu raz jeszcze powróciła jednak do wielkiej gry. W sondażach partyjnych zaczyna już przekraczać poziom 15 proc., który dotąd stanowił jej szklany sufit. Z kolei w wyścigu prezydenckim jej lider Sławomir Mentzen już chyba na dobre zaklepał sobie pozycję „tego trzeciego”, a wydaje się, że dopiero łapie naprawdę wysoką falę.
Lewactwo i normalność
Ilustracją rosnących ambicji była konwencja wyborcza w Bełchatowie. Zorganizowana z rozmachem godnym wielkich partii. Zarazem dosyć nietypowa, gdyż eksponowała nie tylko kandydata, ale cały wianuszek postaci z jego formacji. Każda dostała do obsłużenia konkretny temat, chociaż pod wspólnym mianownikiem. Słowo klucz tej konwencji i właściwie całej tegorocznej kampanii to „normalność”.
I tak eurodeputowana Ewa Zajączkowska-Hernik atakowała „lewacko” skrzywioną Unię, gdzie „wszystko jest robione nie tak, jak trzeba, inaczej niż nakazuje logika, zdrowy rozsądek, rachunek zysków i strat”. Podobnie zresztą jak jej koleżanka Anna Bryłka („Europa jak słaba i bezradna nastolatka, przyklejona do asfaltu, nierozumiejąca świata, która na końcu się popłakała”), która z kolei poszła głównie w hasła antyimigranckie. Prezydent, do niedawna górniczego Bełchatowa, Patryk Marjan gardłował za „wywaleniem tego całego Zielonego Ładu do kosza i przywróceniem Polsce normalności”.