Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Osaczanie Jerzego Ż. zaczęło się od pożyczki. PiS w panice. Czas na „lex Nawrocki”

Plakaty wyborcze Karola Nawrockiego w Warszawie Plakaty wyborcze Karola Nawrockiego w Warszawie Sławomir Kamiński / Agencja Wyborcza.pl
Wszystko to jest coraz bardziej katastrofalne dla kandydata PiS i Jarosława Kaczyńskiego, który go broni. Najwyższy czas zmienić prawo w taki sposób, aby ukrócić całą tę nawrotczyznę.

Jacy byliśmy naiwni! Dotychczas sądziliśmy, że Karol Nawrocki zapłacił ze swoich pieniędzy za wykup kawalerki z 90-proc. bonifikatą, by następnie przejąć nad nią kontrolę. Ale on nie w ciemię bity! Czemu miałby płacić ze swoich? On te 12 tys. zł, które sam wpłacił na wykupienie komunalnej kawalerki od miasta Gdańsk, Jerzemu Ż. najpierw pożyczył! Takie są przynajmniej ustalenia czwartkowej „Gazety Wyborczej”.

W sprawie tej najsławniejszej w kraju kawalerki toczy się już w gdańskiej prokuraturze śledztwo, w którego aktach znalazła się umowa pożyczki. Dziwnym trafem jej kopia trafiła do Urzędu Miasta Gdańska.

Kawalerka Nawrockiego: serial o flipperze

Serial o najsławniejszym flipperze RP, nowym towarzyskim odkryciu Jarosława Kaczyńskiego i kandydacie PiS na urząd prezydenta, zdaje się nie mieć końca. Właśnie się okazało, że biznes polegający na przejmowaniu mieszkań należących do biednych i niezaradnych życiowo osób pod pretekstem bezinteresownego pomagania świetnie się łączy z działalnością lichwiarską.

Tak, lichwiarską – w sensie moralnym, bo w sensie prawnym zabrakło pewnie kilku procent. Karol Nawrocki nie tylko nakłonił Jerzego Ż. do uczynienia go swoim jedynym spadkobiercą, nie tylko przejął pełną kontrolę (a następnie prawo własności) nad kawalerką pana Ż. w zamian za świadczenia materialne stanowiące zapewne ułamek wartości mieszkania, lecz w dodatku wykorzystał swoją ofiarę, pożyczając jej pieniądze na wysoki procent.

Reklama