Takiego Rafała Trzaskowskiego nie widzieliśmy dawno. Forma w piątkowej debacie TVP nie zachwyciła, bo choć radził sobie dobrze, to zwracał się głównie do przekonanych – po obu stronach. Sobotniej wizycie na kanale YouTube Sławomira Mentzena bliżej było do sparingu niż półamatorskiej walki, jaką obserwowaliśmy dzień wcześniej. Trzaskowski był stanowczy, merytoryczny i choć ostrożny, nie wyciągał nogi z drzwi. Zadowolony jest również Mentzen, który pobił rekord oglądalności (ponad 600 tys. na żywo na samym YouTube). Kaca może poczuć po piwie, spożytym po wszystkim w towarzystwie gościa i Radosława Sikorskiego.
Strach ma wielkie oczy
W rozmowie nie padło nic kontrowersyjnego i to największy sukces prezydenta stolicy. Trzaskowski wreszcie dał pokaz doświadczenia i sprawności, gdy slalomem unikał trudnych odpowiedzi, uderzał w słabe punkty przytaczanych tez i pokazywał, że nie jest diabłem wcielonym. Pierwsze zwycięstwo to konfrontacja z wykreowanym wyobrażeniem o „tęczowym Rafale”, prezydencie stolicy, który zdemoralizuje, a następnie sprzeda Polskę za bezcen.
Na pochwałę zasługuje obrona własnej lewicowości i postawienie wyraźnej granicy. Pytany o Muzeum Sztuki Nowoczesnej, stanął we własnej obronie, tłumacząc, że estetyczna ocena budynku jest subiektywna, a sam nie jest ani cenzorem, ani adresatem zarzutów o gorszące niektórych dzieło. Podobnie rozbrajał potwora gender i edukacji seksualnej, gdy jako przykład podawał ochronę dzieci przed pornografią i rozmowy o stygmatyzujących obelgach wśród uczniów. Bronił potrzeby funkcji pełnomocnika ds. LGBT+ w Warszawie mimo żartobliwego sprowadzania przez Mentzena materii do absurdu (czy ludzie rudzi też są dyskryminowani?