Po dwóch godzinach ogólnej radości „wykształconych z wielkich miast” przyszły wyniki late poll dające Karolowi Nawrockiemu 1,4 proc. przewagi nad Rafałem Trzaskowskim. To więcej, niż wynosi horyzont błędu statystycznego pomiaru, czyli takiego punktu, poza którym prawdopodobieństwo, że prawdziwy wynik wyborów jest inny niż prognoza, gwałtownie spada. Nie traćmy jednakże nadziei. Rano będziemy wiedzieli, jak się sprawy mają.
Przyjmijmy (co znacznie bardziej prawdopodobne), że wybory wygra ostatecznie Karol Nawrocki. Co to oznacza w krótszej i dłuższej perspektywie? W krótszej oznacza gwałtowne tąpnięcie międzynarodowego prestiżu Polski. Cały świat dowie się, że Polacy wybrali sobie prezydenta świadomi tego, że z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa jest człowiekiem mającym przez wiele lat intensywne kontakty z gangsterami, dopuścił się wyłudzenia mieszkania od osoby bezradnej, a w młodości zapewne był członkiem siatki sutenerów. W oczach światowej opinii publicznej będziemy – bardzo przykro mi to mówić – skompromitowani. Sam zaś Karol Nawrocki będzie w kręgach międzynarodowych traktowany niemalże jak persona non grata.
Trudny czas dla Polski
Zgodnie z zapowiedziami Nawrocki będzie dążył do obalenia rządu koalicji 15 października. Koalicja sama się nie rozsypie, lecz będzie w znacznym stopniu sparaliżowana. Nawrocki nie będzie podpisywał żadnych albo prawie żadnych ustaw, a wszystkich ewentualnie skazanych polityków PiS czy Suwerennej Polski będzie ułaskawiał.