Kac gigant u demokratów, trwa pochód populistycznej prawicy. A Nawrocki nie będzie Dudą bis
A przecież miało być dobrze. Politycy obozu rządowego przekonywali nas do ostatniej chwili. Nawet w niedzielę wieczorem, gdy sondaże exit poll dawały Rafałowi Trzaskowskiemu tylko minimalną przewagę, ten zamiast powiedzieć „poczekajmy”, wzniecił bezkrytyczny entuzjazm, który udzielił się milionom. Dwie godziny później, po ogłoszeniu wyników late poll, wszyscy się tego niewczesnego entuzjazmu zawstydziliśmy. I właśnie ta dwugodzinna iluzja najlepiej pokazuje, jak bardzo Rafał Trzaskowski i my razem z nim odkleiliśmy się od rzeczywistości. Owszem, niewiele brakowało do zwycięstwa, lecz tym bardziej strach pomyśleć, co by było, gdyby zamiast Nawrockiego Kaczyński wystawił kogoś mocniejszego i nieobciążonego tak fatalną i kompromitującą przeszłością. Jaki wynik osiągnąłby Przemysław Czarnek? Albo Mariusz Błaszczak? A jednak Kaczyński wybrał właśnie Nawrockiego. Może na takiej samej zasadzie, jak wtedy, gdy ministrem nauki uczynił Czarnka – z zemsty i dla upokorzenia swoich nieprzyjaciół.
Nawrocki nie będzie Dudą bis
Bo, owszem, mieć Karola Nawrockiego za prezydenta to dla połowy Polaków i dla całej demokratycznej klasy politycznej ciężkie upokorzenie i wstyd. To Jarosław Kaczyński uczynił to Polsce. I chociaż wypromowanie Andrzeja Dudy było tego samego rodzaju hucpiarstwem, to jednak tym razem kaliber jest inny. Nawrocki nie będzie Dudą bis. Będzie politycznym kibolem, prowadzącym bezpardonową i niebojącą się łamania konstytucji politykę konfrontacji, wymierzoną w obóz liberalny, w lewicę, w Unię Europejską, a pewnie również w Ukrainę. A jednocześnie będzie naszym „małym Trumpem”, wiecznie antyszambrującym u swojego guru w Waszyngtonie.