Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Schnepf i Klich ambasadorami nie będą. Pałac w budowie, Nawrocki już „obala rząd”

Karol Nawrocki odbiera zaświadczenie o wygranych wyborach. Karol Nawrocki odbiera zaświadczenie o wygranych wyborach. Karol Nawrocki / Facebook
Prezydent elekt Karol Nawrocki sądzi, że mianowanie ambasadorów to jego „prerogatywa”. To nieprawda, ale kto mu zabroni nadużywać władzy? Na to w polskim prawie nie ma rady.

Zapewne Ryszard Schnepf i Bogdan Klich w końcu nie zostaną pełnoprawnymi i pełnomocnymi ambasadorami. Ich mianowanie Nawrocki określił jako „czerwone linie”. Powiedział nawet więcej: „Nie odpuszczę, bo wiem, że obaj panowie nie są w stanie służyć Polsce godnie. Wstydem jest, że ktoś wpadł w ogóle na pomysł, aby wysunąć ich kandydatury”. Krótko mówiąc, zapowiedział, że tych nominacji nie podpisze.

Nawrocki wybija się na samodzielność

Ambasadorów mianuje prezydent, jakkolwiek dobre obyczaje nakazują, aby nie utrudniał tu pracy rządu, a wręcz przeciwnie. Politykę zagraniczną prowadzi bowiem rząd, a prezydent powinien ją wspierać. Tymczasem Nawrocki chce być całkiem samodzielny w tej dziedzinie. Oświadczył, że nie pozwoli „podważać konstytucyjnych prerogatyw prezydenta w mianowaniu ambasadorów”.

Niestety, nigdzie nie jest i nie może być napisane, że podpisy prezydenta pod różnego rodzaju nominacjami generalnie mają charakter ceremonialny i „deklaratoryjny”, czyli poświadczający to, co już stało się faktem urzędowym i prawnym. „Generalnie”, bo jednak procedura musi być dopełniona. Faktycznie więc prezydent może zatrzymać proces nominowania sędziego, profesora, generała czy właśnie ambasadora po prostu dlatego, że tak chce. Konstytucyjna idea stojąca za urzędem prezydenta bynajmniej nie legalizuje takiego „woluntaryzmu”, ale też w żaden sposób nie zabezpiecza państwa przed nim.

Reklama