Pierwszy był p. Obajtek, były wójt Pcimia i prezes Orlenu. Jego wszechmoc oznajmił sam p. Kaczyński, Jego Ekscelencja (z nadania p. Orbána) i Prezes the Best (na podstawie jednomyślnego aplauzu zwolenników PiS na spotkaniu w Puławach w 2022 r., ale to wystarcza do konkluzji o werdykcie uniwersalnym). Drugim wszystko mogącym jest p. dr Karol Nawrocki, obywatelski, niezależny i bezpartyjny kandydat na prezydenta RP.
Ocena jego nieograniczonych możliwości nie jest tak prosta jak w wypadku „Daniela (Obajtka) wszystko mogę”. Wprawdzie Jego Ekscelencja miał walny (ba, najwalniejszy) udział w promocji p. Nawrockiego jako kandydata na głowę państwa, ale nigdzie nie zadeklarował jego wszechmocy. Może nauczony doświadczeniem, że p. Obajtek, choć od 2024 r. jest deputowanym do Parlamentu Europejskiego, już może niewiele, wolał nie ryzykować i pozostawił p. Nawrockiemu przedstawienie jego rozmaitych potencjalności. Skorzystał z okazji i 2 marca zaprezentował swój program na wielogodzinnej konferencji w Szeligach pod Warszawą. Przebieg tego spotkania uprawnia do wniosku stanowiącego jak w tytule: „I oto pojawił się drugi, co wszystko może”.
Czytaj też: Majaczy mijanka Mentzena z Nawrockim. Kilka za i kilka przeciw
Wiesław! Karol! Jarosław!
Konferencja programowa p. Nawrockiego rozpoczęła się od przemówienia p. Andrzeja Nowaka, profesora historii na Uniwersytecie Jagiellońskim i przewodniczącego Obywatelskiego Komitetu Poparcia dla Kandydata na Urząd Prezydenta RP dr. Karola Nawrockiego.
Pozwolę sobie zacytować fragment jednego z moich poprzednich felietonów (z małą zmianą): „Rzeczona kandydatura została wysunięta przez Obywatelski Komitet Poparcia Kandydata na Urząd Prezydenta RP dr. Karola Nawrockiego. Trzeba wyrazić podziw dla tego ciała, które ukonstytuowało się w przeciągu 36 godzin, a liczy 170 osób z różnych środowisk. (...) Nie jest nadmierną pedanterią semantyczną zwrócenie uwagi na to, że skoro jakieś ciało zbiorowe X popiera kandydaturę osoby Y do zajęcia stanowiska S, to Y musiał zostać kandydatem do objęcia stanowiska S jakiś czas (minutę lub nawet mniej) przed tym, jak grono X udzieliło mu poparcia. Tymczasem p. Nawrocki został oficjalnie zarekomendowany po raz pierwszy jako kandydat na głowę Rzeczpospolitej Polskiej właśnie przez Komitet pod wodzą prof. Nowaka. Jeśli tak, to p. Nawrocki był kandydatem, gdy jeszcze nim nie był. Wypływa z tego wniosek, że to nie komitet ukonstytuowany w 36 godzin, ale jakiś inny podmiot wysunął jego kandydaturę”.
Pan Nowak stwierdził w Szeligach: „Od czasów Gomułki tej skali kłamstwa, manipulacji nie było do czasów Donalda Tuska nigdy. To jest zupełnie nowe zjawisko”.
Pan profesor historii myli się, ponieważ po wprowadzeniu stanu wojennego w 1981 r. skala kłamstwa i manipulacji na temat NSZZ „Solidarność” była co najmniej tak wielka jak w 1968, tj. za czasów Gomułki. Porównanie z tym ostatnim jest zasadne także z innego powodu. Otóż atmosfera konferencji w Szeligach wielce przypominała wiec w Sali Kongresowej 19 marca 1968 r. Wtedy krzyczano: „Wiesław, Wiesław”, a obecnie skandowano: „Karol, Karol” i „Jarosław, Jarosław”. Gomułka gromił tych, którzy nie czują się Polakami, ale „syjonistami”, a teraz prof. Nowak dezawuuje tych, co „wstydzą” się Polski, w domyśle proponowanej przez dobrą zmianę. Tylko czekać, aż obywatelski kandydat oświadczy, że najlepiej byłoby, gdyby owi „wstydzący się” zmienili miejsce zamieszkania, np. na Niemcy.
Czytaj też: Nawrocki gadał długo, nudno i z błędami. Ale elektorat PiS pewnie zadowolił
Wódz wszystkich Polaków
Dalej miała miejsce część rozrywkowa, w której uczestniczyli p. Wierzbicki i p. Ziemkiewicz, tj. duet sys. Nie bardzo było jasne, co współczesna republikancka para chciała podsumować, ale może chodziło o to, że, jak prawili, zielona energia i tania energia to dwie różne rzeczy.
Potem wystąpił p. (Piotr) Duda, który został przedstawiony przez prowadzącą konferencję (całą w bieli i wyjątkowo wzruszoną) jako przewodniczący Niezależnych Samorządnych Związków Zawodowych „Solidarność”. Ta interpretacja skrótu NSZZ nie jest może tak zabawna jak pomylenie polio z palio przez p. Nawrockiego, ale też robi wrażenie swoją kompetencją.
Pan Duda kategorycznie zapowiedział, że „Solidarność” nie pozwoli na oddanie Polski tym z zagranicy, co zabrzmiało jak deklaracje władz PRL, że nie oddadzą Polski zachodnio-niemieckim rewizjonistom i amerykańskim imperialistom.
Zbliżamy się do programowego wystąpienia p. Nawrockiego. Został on zapowiedziany przez p. Martę Kaczyńską. Najpierw zwróciła się do p. Nawrockiej z ostrzeżeniem: „Wiem, czym jest przemysł pogardy i kłamstwa, które były wymierzone w moją rodzinę”.
Żałuję, że zdarzenie w Szeligach nie miało miejsca w sobotę. Można by wtedy sparafrazować wierszyk o braku kompetencji historycznej (korzystam z jednej z krążących wersji): „Kara Mustafa, wielki mistrz Krzyżaków, prowadził swe hufce przez Alpy na Kraków. Madame Pompadour, pani wielkiej cnoty, gościła go w Canossie przez cztery soboty”, w taki oto sposób: „Karol Nawrocki, jeden z wodzów Polaków, prowadził ich zastępy do Węgier. Marta Kaczyńska, znana z wielkiej cnoty, gościła go w Szeligach przez pół soboty”.
Dodajmy, że pomieszczenie, w którym toczyła się konferencja programowa p. Nawrockiego, było ozdobione sporym malowidłem przedstawiającym Bazylikę Mariacką w Krakowie.
Czytaj też: Dlaczego właśnie Marta Kaczyńska wystąpiła na konwencji Nawrockiego?
Nie te wybory
I tak doszliśmy do wystąpienia p. Nawrockiego, w którym zaprezentował program prezydencki, jaki zamierza realizować w czasie swojej kadencji, może nawet w liczbie dwóch. Obywatelski, niezależny i bezpartyjny kandydat był ubrany à la p. Trump, jeśli chodzi o kolor garnituru (w tonacji niebieskiej) i krawata (równie pąsowy), a także uśmiechał się jak amerykański przywódca. Przypuszczalnie tak go, bezpartyjnego, wyszkolili partyjni sztabowcy rodem z ul. Nowogrodzkiej, uważając, że w ten sposób będzie skutecznie oddziaływał na podświadomość wyborców.
Trzeba przyznać, że p. Nawrocki robił wrażenie kondycją fizyczną, ponieważ przebywał na scenie ponad dwie godziny bez przerwy i był cały czas w ruchu. To zapewne efekt licznych pompek, wyciskania ciężarów i obijania tzw. worka przy pomocy rękawic bokserskich. Cały czas mówił, i to z pamięci, ale treściowo szło mu znacznie gorzej niż cieleśnie.
Wygląda na to, że intensywny trening z p. Szefernakerem, oddelegowanym do organizowania kampanii, przyniósł raczej ograniczone efekty merytoryczne. To oczywiste, że kandydat przedstawia program w szerszym kontekście politycznym, zarówno krajowym, jak i międzynarodowym. Jeśli chodzi o ten pierwszy, to p. Nawrocki gromko zapowiedział, że nadchodzące wybory będą referendum wobec rządu Tuska. Biedaczyna chyba jednak pomylił elekcję, w której zamierza startować.
Ta pomyłka jest niewątpliwie bardziej fundamentalna od konfuzji polio z palio i nie może być tłumaczona przejęzyczeniem. Mówiąc wprost, dowodzi, że p. Nawrocki nie jest nadmiernie obznajomiony z konstytucyjnymi zasadami państwa, któremu chce przewodzić. W aspekcie międzynarodowym obywatelski etc. kandydat odniósł się do problemu ukraińskiego. Elegancko zapodał, że Polska nie może być kamerdynerem Ukrainy. Jego serdeczny przyjaciel p. Czarnek ujął sprawę dosadniej, powiadając, że prezydent Ukrainy zachował się jak głupek (Jego Ekscelencja uznał, że troszeczkę poniosło jego kolegę).
Dwa dni po konferencji w Szeligach, gdy gruchnęła wiadomość, że Trump ma wstrzymać pomoc dla Ukrainy, p. Nawrocki stwierdził, że to źle dla Ukrainy, ale problem jest spowodowany brakiem wdzięczności wobec Ameryki, a ponadto zbrojenie się UE to wyganianie wosk amerykańskich z Europy. Trudno o większą bezmyślność ze strony kogoś, kto ma być odpowiedzialny za politykę zagraniczną swojego kraju.
Czytaj też: Zapatrzenie PiS w Trumpa to więcej niż strategia. Bujają w obłokach, wiele ryzykują
Karol wszechmogący
Pan Nawrocki zadeklarował przedstawienie konkretnego programu mającego zawierać 21 punktów. Strajkujący w Stoczni Gdańskiej przedstawili tyleż postulatów ówczesnemu rządowi w sierpniu 1980, a p. Nawrocki próbuje przedstawiać się jako prawy (w sensie właściwy) kontynuator „Solidarności”. Proponuję inną wykładnię, mianowicie że 21 to liczba wyróżniona w karcianej grze w tzw. oczko i p. Nawrocki liczy na łut szczęścia w wyborach.
Wracając do programu, niezależnie od historycznych interpretacji hazardowych trudno było (i nadal jest) zrekonstruować 21 punktów ze słowotoku obywatelskiego etc. kandydata, pląsającego po scenie w Szeligach przy stałym aplauzie aktywnych politycznie dobrozmieńców i ich zwolenników.
W istocie rzeczy p. Nawrocki przedstawił znacznie więcej zamierzeń niż magiczna liczba 21. Mamy widać do czynienia z „Karolem wszystko może”, godnym następcą „Daniela wszystko może”. To staje się oczywiste, gdy przejrzymy listę zapowiedzi p. Nawrockiego. Zawiera ona m.in. budowę CPK wedle pierwotnego planu (kandydat pomylił kolej „dużych” prędkości z „wszystkich” prędkości, ale to furda dla wszechmogącego), wypowiedzenie Zielonego Ładu i paktu migracyjnego, uczynienie z Polski potęgi w AI, podniesienie dzietności, deklarację, że są tylko dwie płcie, reformy podatkowe (chyba z siedem punktów), podniesienie zarobków nauczycieli, obniżkę VAT, mieszkania dla młodzieży, przywrócenie praw domowych w szkole, zakaz używania smartfonów przez dziatwę szkolną, zmniejszenie rachunków za prąd o jedną trzecią, konstytucyjne uregulowanie pozycji prokuratury, „nie” dla podniesienia wieku emerytalnego i zniesienia 13. emerytury czy sprawienie, że polska armia będzie druga w UE i NATO. Uff, to już 22 punkty, a na pewno coś opuściłem.
Nasuwa się pytanie, skąd ma przyjść kasa na realizację tych punktów, niektórych wcale kosztownych. Pan Nawrocki znalazł proste rozwiązanie, bo wszystko może, mianowicie obiecał, że pogoni rząd do roboty, by zajął się czymś innym niż „rozliczaniem swoich przeciwników politycznych”.
Na koniec pojawiła się niejaka skaza na wizerunku Karola wszechmocnego. Podziękował komu trzeba za odwagę wysunięcia jego osoby jako obywatelskiego, niezależnego kandydata na prezydenta. A komu trzeba było wyrazić dziękczynienie? Oczywiście Prezesowi the Best. Nic tedy dziwnego, że Jego Ekscelencja zakończył konferencję p. Nawrockiego, oświadczając, że to kandydat bezpartyjny, ale „nasz”.
To nawet fajna gra słów, ponieważ implikuje, że „Karol wszystko może” (trzeba dodać „prawie” z uwagi na pozycję p. Kaczyńskiego) należy do „nas” (dobrozmieńców). Okoliczność ta dokumentuje, w jakim rozumieniu p. Nawrocki jest kandydatem obywatelskim, bezpartyjnym i i niezależnym. Jest tak tylko w sensie metaforycznym. Taka jest strefa nienormalności. I o tym trzeba pamiętać w nadchodzących wyborach. Podaj dalej.