Nowa epoka poczerwcowa
Nowa epoka poczerwcowa. PiS toczy teraz wojnę pozycyjną. Zegar tyka, czas się ogarnąć
Trauma powyborcza została dodatkowo przedłużona przez nadzieje na „powtórne przeliczenie głosów”. Oczekiwanie, że PKW poda wreszcie prawdziwe, skorygowane liczbowo wyniki wyborów, było zrozumiałe. Ale doszła inna silna emocja, czyli przekonanie części elektoratu, że dokonano masowego fałszerstwa i możliwe jest jeszcze zupełne odwrócenie rezultatu, na co nigdy nie było wystarczająco mocnych przesłanek, bo różnica – niby „na żyletki” – była jednak zbyt duża. Miało to również ten skutek, że odwróciło uwagę od istotnych przyczyn porażki Rafała Trzaskowskiego, także od udziału w tym wszystkim Donalda Tuska, który sprytnie schował się za tymi wątpliwościami, na przemian podkręcał i tonował nastroje, i tym samym zakończył wewnętrzne rozliczenia zanim się jeszcze zaczęły.
Sprawa liczenia głosów opóźnia też mentalne przestawienie się obozu demokratycznego z porażki na nowe zadania i przejście do kolejnego politycznego etapu, który zdecyduje o wyniku wyborów parlamentarnych. To ogólne zamieszanie jest widoczne w ostatnim sondażu IBRiS, gdzie KO zanotowała istotny spadek o 7 pkt proc. (do ok. 26 proc., ma 4 pkt proc. mniej od PiS), a PSL i Polska 2050, po rozpadzie Trzeciej Drogi, oddzielnie spadły poniżej progu wyborczego, co na łamach „Polityki” niedawno przewidywaliśmy. W efekcie prawica w tym badaniu – przy ponad 23 proc. łącznie Mentzena i Brauna – zdobywa ok. 280 mandatów. Byłaby więc zdolna odrzucać weta Nawrockiego, gdyby ten się zerwał ze smyczy, a do większości konstytucyjnej brakuje już tylko 27 sejmowych głosów. To może wynik chwilowy, ale jest dla liberalnego obozu czerwonym alarmem, aby wrócić do rzeczywistości.
Interpretacje zauważalne w socialowych rozważaniach są dwie. Pierwsza: że słaby sondażowy wynik Platformy to skutek odpuszczenia przez premiera i polityków tej partii kwestii przeliczenia głosów, tak ważnej dla twardego elektoratu.