Hołownia dał się podejść, Kaczyński posłał mu pocałunek śmierci. Co z tym pocznie Tusk?
Szymon Hołownia na własne życzenie znalazł się w największym w swojej niedługiej, acz spektakularnej karierze politycznej kryzysie wizerunkowym. Dał się podejść Adamowi Bielanowi i pisowskim specom od politycznej technologii urabiania lub niszczenia ludzi, a teraz się tłumaczy. Najpierw z nocnego (z czwartku na piątek) spotkania w domu Bielana, a teraz dodatkowo z medialnych przecieków (artykułu Onetu), z których wynika, że prowadził z PiS i samym Jarosławem Kaczyńskim rozmowy na temat utworzenia „rządu technicznego” z nim, czyli Hołownią, w roli premiera.
Naiwność polityka, który idzie nocą do jaskimi lwa, sądząc, że odbędzie się tam najdyskretniejsza w świecie biesiada, jest czymś zadziwiającym. PiS „dał cynk” natychmiast i wiadomość o konwentyklu wkrótce ukazała się na łamach „Newsweeka”, w Radiu Zet i „Fakcie”.
Hołownia mizernie się tłumaczy
Tłumaczenie marszałka jest tak mizerne, że właściwie potwierdza rewelacje o wysoce nielojalnych pogwarkach. Na poniedziałkowej konferencji prasowej Hołownia powiedział: „Chcę rozwiać wszystkie wątpliwości. Trzeba to wszystko przeciąć. Chcę z całą mocą, jasno i wyraźnie powiedzieć – chcę, mogę i będę spotykał się i rozmawiał z każdym, jeśli rozmowa będzie dotyczyła ważnych dla Polski spraw, ważnych ponad partyjnymi podziałami. Znaleźliśmy się w trudnym położeniu i dziś taka rozmowa jest koniecznością”.
A ponadto: „Nie otrzymałem od nikogo, w żadnym formacie koalicyjnym, nigdy propozycji bycia premierem. Nigdy nie otrzymałem od nikogo, w żadnym istniejącym albo wyobrażonym formacie koalicyjnym, propozycji kontynuowania misji marszałka Sejmu po 13 listopada 2025”.